Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wicemarszałkiem Sejmu, szefem klubu parlamentarnego PiS, Ryszardem Terleckim.
Odetchnął pan z ulgą, że to jednak 13 października? Deklaracja prezydenta Andrzeja Dudy wskazuje, że właśnie ta data będzie datą wyborów do Sejmu i Senatu.
- Czekamy niecierpliwie na tę decyzję. To ważna data rozpoczęcia kampanii. Wtedy ujawnimy komplet kandydatów na listach. Wtedy też – za kilka lub kilkanaście dni – na konwencji przedstawimy nasz program wyborczy.
To znaczy, że dzisiaj nie ma szans na poznanie pierwszej dziesiątki list we wszystkich okręgach w Małopolsce do Sejmu?
- Nie. Sam pewnie bez kartki bym wszystkich nie wymienił. Pierwszą piątkę mogę wymienić. W Krakowie to Małgorzata Wassermann, ja, minister Andrzej Adamczyk, Barbara Bubula i Jacek Osuch – nasz poseł z Olkusza.
I wiceminister sportu od niedawna.
- Tak.
Prezydent Andrzej Duda mówi o fakcie wystąpienia do PKW o opinię ws. przeprowadzenia wyborów parlamentarnych. W wywiadzie dla Polsat News powiedział, że chciałby, żeby kampania była jak najkrótsza. Lepiej, żeby to była kampania pod znakiem pikników rodzinnych, w którym pan w ten weekend uczestniczył, czy kampania pod znakiem gorącego sporu ideologicznego?
- Pomysł pikników jest na lato, na wakacje. Nie chcemy zawracać głowy osobom na wakacjach. Szukamy formuły wakacyjnej, swobodnej. Więc pikniki odbywają się w całej Polsce. Wczoraj był w Krakowie, przedwczoraj w gminie Zielonki. W prawdziwej kampanii we wrześniu i na początku października będzie merytorycznie. Przedstawimy program i propozycje. Będziemy polemizować z naszymi konkurentami. To będzie konkretniejsza formuła.
Siłą rzeczy rytm tej kampanii nadawać będą także takie wypowiedzi jak ta z 1 sierpnia metropolity krakowskiego, arcybiskupa Jędraszewskiego, który mówił o tęczowej zarazie?
- Ta wypowiedź odnosi się do pewnej sytuacji, z którą mamy do czynienia w Polsce. Słowa naszego pasterza są drogowskazem do myślenia. Nie chodzi o agresję czy opór fizyczny, ale o zastanowienie i ocenę tego zjawiska – agresywnej kampanii skromnej mniejszości, która chce narzucić swój punkt widzenia większości.
Ten wątek, ta tematyka pojawia się także w pytaniach, które do pana kierują uczestnicy pikników rodzinnych w mniejszych miejscowościach? Ta formuła ma wam pomóc w dotarciu do tych miejsc, do których na co dzień nie docieracie.
- Prawdę mówiąc nie było mowy o ideologii. Takie pytania nie padały. Staraliśmy się mówić o naszych dokonaniach w zakresie polityki społecznej. Tego dotyczyły pytania. Chodziło też o nasze plany na przyszłość.
Jak przyjął pan informację, że naprzeciw Małgorzaty Wassermann, lokomotywy listy Zjednoczonej Prawicy w Krakowie, stanie po stronie Koalicji Obywatelskiej, kiedyś związany mocno z PiS, Paweł Kowal?
- Znam Pawła Kowala od bardzo dawna. Pamiętam, że był w gronie radykalnych studentów, przychodził na mój wykład poświęcony Żołnierzom Wyklętym. Potem różnie nasze drogi się krzyżowały. W Rzeszowie, gdy kierowałem Nowinami, także. Teraz staniemy naprzeciw siebie. Zobaczymy, jak będzie.
Wasz dialog czy konfrontację wzmocni fakt, że co tydzień spotykacie się na łamach "Dziennika Polskiego" jako felietoniści?
- To przypadek. Obaj piszemy tam od bardzo dawna. To będzie ciekawe spotkanie. Redakcja stara się nas przekonać, żeby felietony mniej dotyczyły bieżącej polityki, bardziej spraw ogólnych. Zobaczymy, jak będzie w kampanii.
Wiele zamieszania i komentarzy wywołała pana wypowiedź w czasie ostatniej pańskiej wizyty w Radiu Kraków. Chodziło o dalszą przyszłość klubu parlamentarnego Kukiz’15. Wiele się wydarzyło od tego czasu. W Małopolsce poseł Kukiz’15 Norbert Kaczmarczyk zdecydował o starcie z listy PiS do Sejmu. Inni parlamentarzyści Kukiza w Małopolsce pójdą w jego ślady?
- Przyjęliśmy już Tomasza Rzymkowskiego do klubu. On też wystartuje z naszych list. Są kolejni chętni. Zastanawiamy się, co zrobić z grupą obecnych lub byłych parlamentarzystów klubu Kukiz’15. Nie ma jeszcze decyzji. Słyszę, że Kukiz zdecydował się na współpracę z PSL.
Kto bardziej przyczynia się do tego, że na naszych oczach polityczna przyszłość tego ruchu staje pod dużym znakiem zapytania? Parlamentarzyści, którzy przechodzą pojedyńczo do innych klubów, czy Paweł Kukiz, który zaskakująco w weekend napisał, że nie wchodzi do PSL, ale korzysta z ich list, bo sam nie ma czasu i środków, żeby zebrać 130 tysięcy podpisów, by stworzyć swoje listy?
- To taka tradycja w polskim parlamencie. Pojawiają się partie sezonowe, które działają przez jedną kadencję. Raz na lewicy takie są, raz na prawicy. Kończy się to podobnie. Polityka stawia twarde warunki i wymagania. Wyobrażenie, że można je obejść i ominąć, okazują się nieporozumieniem. To się źle kończy. Nie chcieliśmy źle życzyć Pawłowi Kukizowi. Dlatego powstrzymywaliśmy jego posłów, którzy chcieli przechodzić do nas. Zobaczymy, co będzie dalej. Pewnie jutro się dowiemy, że nastąpiła ostateczna kapitulacja tego ugrupowania i skorzystanie z list ugrupowania, z którym Kukiz szczególnie walczył, szczególnie krytykował jako emanację III RP, do której się odnosił bez sympatii.
Wspomniał pan o pierwszych pięciu miejscach krakowskiej listy do Sejmu. Jak widzi pan pojedynek o dwa krakowskie miejsca w Senacie? Te mandaty są teraz w rękach przedstawicieli PO – Jerzego Fedorowicza i Bogdana Klicha.
- Zobaczymy. Faktycznie poprzednie wybory wygrali z pewną przewagą. Teraz wystawiamy kolejnych kandydatów. Walka będzie wyrównana. Mamy nadzieję na sukces.
Możemy zdradzić personalia?
- Radny Sejmiku profesor Duda będzie naszym kandydatem we wschodnio-północnej części Krakowa obejmującej Nową Hutę. Co do drugiego nie będę się jeszcze wypowiadał.
Pewne nazwisko się pojawia. Krzysztof Mazur. To ta osoba?
- Krzysztof Mazur z Klubu Jagiellońskiego. Na razie to jest ustalone, ale nie jestem upoważniony, żeby wszystkie tajniki list zdradzać przed ogłoszeniem terminu wyborów przez pana prezydenta.
Będzie wyzwaniem kandydatura senacka w okręgu sądeckim? Tam – ku zaskoczeniu – PO zdecydowała się nikogo nie wystawiać.
- Zobaczymy. To teren znacznej naszej przewagi. Może tym się kieruje PO. Wystawiamy mocnego kandydata też w okręgu tarnowskim. To będzie profesor Włodzimierz Bernacki, który był posłem przez dwie kadencje. Teraz będzie senatorem.
Pan podziela słowa szefa sztabu wyborczego PiS, europosła Joachima Brudzińskiego, który ws. lotów marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego powiedział, że dodatkowe informacje, które pojawiają się wokół tej sprawy, wymagają słowa przepraszam?
Prawdę mówiąc, nie znam może tych informacji, którymi kierował się Joachim Brudziński. Prawo nie zostało naruszone. Ono nie jest precyzyjne, jeśli chodzi o loty HEAD, czyli najwyższego uprzywilejowania. One powinny służyć wyjazdom służbowym. Jak rozumiem, temu służyły. Oprócz tego, że Marek Kuchciński jest Marszałkiem Sejmu, czyli drugą osobą w państwie, jest też szefem struktur okręgowych PiS na Podkarpaciu. Jest posłem. Jego obowiązki wymagają tam spotkań z wyborcami. To trochę taki wakacyjny news, który mocno się przebił. Zobaczymy, jak ta sytuacja się rozwinie.
Jak rozumiem, parlamentarzyści z Małopolski mają łatwiej, bo szybko i często można się pociągiem przemieścić z Krakowa do Warszawy?
- Tak. Ja jeżdżę pociągiem. Prawie nie latam rejsowym samolotem. Ja nie mogę inaczej latać. W piątek zbierze się Sejm. Podczas tego posiedzenia rozpatrzymy wniosek o wotum nieufności dla marszałka Kuchcińskiego, który złożyła Platforma.
Jest pan spokojny o wynik głosowania?
- Mamy bezpieczną większość, która pozwoli obronić marszałka.