Zapis rozmowy Jacka Bańki z wicemarszałkiem Sejmu, Ryszardem Terleckim z PiS.
Na konwencji w Markach prezes PiS ogłasza mobilizację i wyjazd posłów PiS w teren. Ta mobilizacja obowiązywać będzie do samych wyborów?
- Tak. Partia nieco przysnęła. Trzeba ją rozbudzić, rozruszać. Trzeba przekonać naszych zwolenników, że opozycja bezczelnie kłamie w kwestii sytuacji gospodarczej w Polsce. Zaczynamy kampanię letnią. Ona potrwa do sezonu politycznego jesienią. To nie oznacza wyborów wcześniejszych. Sytuacja się opanowała. Mam nadzieję, że taki stan potrwa do jesieni przyszłego roku, że w konstytucyjnym terminie pójdziemy na wybory i je wygramy.
Mówi pan o wyborach parlamentarnych w konstytucyjnym terminie. Co z wyborami samorządowymi, które w tym samym czasie mają się odbyć?
- Tu jest pewien kłopot. PKW sygnalizuje, że to przedsięwzięcie nie do udźwignięcia. Jesteśmy zdecydowani zaproponować ustawę, która przesunie termin wyborów samorządowych o pół roku. Kadencji wyborczej nie można skrócić, ale można ją nieco wydłużyć. Wybory by pewnie były wiosną. Pytanie, czy razem z wyborami europejskimi, które wypadają w maju, czy trzeba będzie to rozdzielić.
Przy wyborach do Parlamentu Europejskiego mieliśmy lokalne referendum, ale to wydarzenia nieporównywalne. Decydujący głos będzie miało PKW?
- Raczej tak. Bywały takie przypadki w krajach Europy, że było łączenie wyborów. Będzie to pewnie możliwe w Polsce.
Do samej konwencji w Markach była dyskusja, czy będzie 700+ lub 1000+, czyli jak 500+ zostanie zwaloryzowane. Zostanie zwaloryzowane przed wyborami?
- Nie zwaloryzowane, ale zmienione. Rząd się do tego przygotowuje. Nie uprzedzajmy wypadków. Pogłoski się rozchodziły o różnych pomysłach. To była jednak konwencja, której celem była mobilizacja naszej partii. Program przedwyborczy zostanie przedstawiony jesienią tego roku.
Zwrócił pan uwagę, że 500+ zostanie zmienione. Nie będzie zatem waloryzacji o wskaźnik inflacyjny, ale podniesienie do jakiegoś pułapu?
- Tak. To miałem na myśli.
Jednocześnie na konwencji usłyszeliśmy zapowiedź włączenia pewnych kolejnych mechanizmów do walki z inflacją. O jakie mechanizmy chodzi?
- O tym dyskutuje rząd. Dyskutuje też z bankami. Pomysły są różne. Niektóre są znane. To wakacje kredytowe. Pomysłów jest jednak więcej. Do końca lipca pewnie decyzje zostaną podjęte i przeprowadzone przez Sejm i Senat.
Mówi pan o ustawie wspierającej kredytobiorców. Są tam wakacje kredytowe. Sektor bankowy by chciał, żeby to było nie dla każdego, ale dla tych, którzy są w trudnej sytuacji. Co pan na to?
- Banki by chciały zarabiać jak najlepiej, ale w trudnej sytuacji banki będą musiały się podzielić zyskami z kredytobiorcami. Trzeba to będzie przeprowadzić.
Czyli przed wakacjami ta ustawa zostanie przyjęta?
- Tak.
Prezydencki projekt ustawy likwidującej Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego wystarczy, żeby odblokować pieniądze z Funduszu Odbudowy?
- Tak nas przekonywała Komisja Europejska, że to jest potrzebne do uruchomienia funduszy. Ten projekt przeszedł przez Sejm i Senat. Poprawki Senatu oczywiście odrzucimy. Przejdzie zatem drugi raz przez Sejm i trafi do pana prezydenta. Jakby rozmawiać z uczciwym kontrahentem, można liczyć, że to wystarczy. Tak nie jest. Warunki gry były już nieraz zmieniane. Mamy też szaloną opozycję, która chce doprowadzić do tego, żeby w Polsce było jak najgorzej jeśli chodzi o gospodarkę. Zależy im, żeby Polacy jak najmocniej odczuli trudności. Wtedy liczą, że uda im się przeczołgać do władzy w wyborach za 1,5 roku.
Minister Sellin też ma obawy związane z odblokowaniem pieniędzy. Skoro były konsultacje, skąd są obawy?
- Tu mamy do czynienia nie tylko ze złośliwą opozycją, ale też z Parlamentem Europejskim, w którym jest lewicowa większość. Oni bardziej niż wojną na Ukrainie zajmują się rządami konserwatywnymi w Polsce. Te dyskusje mają wpływ na decyzje Komisji i na termin wypłat. Mamy nadzieję, że negocjatorzy Komisji dotrzymają słowa.
W zeszłym tygodniu poseł PiS Rafał Bochenek mówił, że należałoby zbadać, jakie były naciski polityków opozycji na Komisję Europejską ws. blokowania tych pieniędzy. Mówił nawet o komisji śledczej. Biorą to państwo pod uwagę?
- O komisji nie słyszałem. To autorski pomysł posła. Naciski na pewno były. Obserwujemy występy europosłów PO, Hołowni i Lewicy. Oni nawołują do stosowania sankcji wobec Polski, czyli chcą pogorszyć warunki konkurencji. Wiele państw dostało te fundusze, oni rozwijają gospodarkę. My zostajemy w tyle. Uspokoję jednak. Nie jest tak, że my czekamy na pieniądze i wstrzymujemy inwestycje. To się toczy. Te pieniądze są i tak zwracane po wykonaniu inwestycji. Jak te pieniądze trafią do Polski w przewidywalnym czasie to będzie wszystko w porządku. Jak nie to będzie kłopot, ale to będzie kłopot Unii, nie nasz.
Jakie ma znaczenie kluczowa rola Polski związana z wojną?
- Opinia publiczna w Europie bardzo docenia Polskę. Komisja działa jednak swoim tokiem, pod presją PE. Są rządy Niemiec i Francji, które nie są zadowolone rosnącą od lat pozycją Polski, także gospodarczą. Oni by chcieli dogadać się z Putinem i wrócić do starych interesów. To by było kosztem Polski. Im na rękę jest, że te pieniądze do Polski nie trafiają.
Rysuje się jakiś nowy porządek europejski, który mógłby obowiązywać po wojnie?
- Ten nowy porządek już się wykluwa. Jest rosnąca rola Ukrainy, która odpiera rosyjski najazd. Następuje zmiana rozkładu sił w Europie. Ukraina jest drugim państwem jeśli chodzi o broń i armię. Z pewnością jej rola polityczna będzie rosła. Będzie też słabła pozycja państw, które nie potrafiły się odnaleźć w tej sytuacji. To Niemcy, które ociągają się z wysyłką broni, próbują przekonać Ukrainę, żeby ustąpiła z części swojego terytorium. Podobnie działa Francja. Te telefony do Putina są obrzydliwe i poniżające dla Europy.