Seanse plenerowe od początku towarzyszyły przemysłowi filmowemu, ale boom na kino pod gwiazdami rozpoczął się w 1933 roku w Camden w stanie New Jersey w USA, kiedy Richard Hollingshead Jr., zbulwersowany zbyt ciasnymi fotelami w sali kinowej, otworzył pierwsze kino samochodowe. Kino dla zmotoryzowanych w latach dziewięćdziesiątych zawitało także do naszego kraju, ale bez znaczących sukcesów. W ostatnich latach było kilka prób reanimacji kina za kółkiem, ale nie doczekamy się chyba tak spektakularnej popularności kina dla zmotoryzowanych jak w latach 50. w USA.

Czy powinniśmy żałować, że kino samochodowe nie rozgościło się na dobre w polskich warunkach? Chyba nie, bo zamiast seansów na parkingach mamy projekcje filmów bez aut, a jednak na świeżym powietrzu.

O magii kina w plenerze w audycji "Przed hejnałem" Sylwia Paszkowska rozmawia z Bolesławem Racięskim, doktorantem z Instytutu Sztuk Audiowizualnych UJ.

 

Sylwia Paszkowska: Kiedy to wszystko się zaczęło?

 

Bolesław Racięski: Kino plenerowe istniało od początku istnienia kina w ogóle. Rozwieszenie kawałka białego materiału i wypuszczenie filmu nie było większym problemem, natomiast takie zinstytucjonalizowane kino plenerowe to rok 1933. Wymyślił je... sprzedawca części samochodowych. Richard Hollingshead Jr kombinował co takiego Amerykanie mogliby robić w swoich samochodach, bo od lat 20. kupują w nich np. jedzenie, najwyższy czas, by od lat 30. zaczęli w nich oglądać filmy. Chociaż dodatkową motywacją do stworzenia takiego kina była jego matka, dość otyła, niemieszcząca się w fotelu kinowym.

 

Sylwia Paszkowska: A jak to wyglądało w Polsce?

 

Bolesław Racięski: Pierwszy tego typu biznes powstał dopiero w 1994 r. w Warszawie na terenie giełdy na Żeraniu, a jego otwarcie uświetnił przedpremierowy pokaz „Czterech wesel i pogrzebu”. Puszczano wtedy lekkie filmy, dobrze wpisujące się w letni repertuar, puszczano też drugą część "Gliniarza z Beverly Hills". Jednak kino samochodowe w Polsce nie miało prawa się przyjąć ze względu nie tylko na pogodę, ale też warunki. W USA kina plenerowe powstawały na podmiejskich rozległych terenach, do których łatwo było się dostać, a nasza polska wieś wygląda jednak zupełnie inaczej. Polacy bardzo chcieli odtworzyć takie kino plenerowe, jakie sami znali z filmów. W ogóle lata 90. to czas dzikiego przeszczepiania tradycji amerykańskich, akurat z kinem to nie do końca się udało i dziś kina plenerowe to raczej takie wakacyjne epizody.

 

Sylwia Paszkowska: W tym kinie plenerowym chodzi jednak chyba nie o same filmy, a o spotkania towarzyskie.

 

Bolesław Racięski: No tak, odwieczne pytanie czy idziemy do kina czy na film. Na początku taka była idea, miało to być kino dla par, ale jednocześnie było bardzo popularne wśród rodzin z dziećmi, co rozwiązywało problem konieczności pozostawienia dzieci w domu.

 

Sylwia Paszkowska: Przez lata autokina ulegały ewolucji. Eksperymentowano na przykład z różnymi rozwiązaniami dźwiękowymi. Jak to funkcjonowało?

 

Bolesław Racięski: Najpierw używano umieszczonych na ciężarówkach kolumn, potem mniejsze głośniki przewieszano przez szyby samochodów, następnie muzykę i dialogi dało się usłyszeć w radiu po ustawieniu odpowiedniej częstotliwości.

 

Sylwia Paszkowska: Co prawda nie w fotelu samochodu, ale na leżaku, kocu albo pufie można oglądać filmy w Krakowie na bulwarze Czerwieńskim. Codziennie do 10 maja o 20:30 prezentowane są filmowe klasyki zupełnie za darmo.

PROGRAM Kina nad Wisłą:

Poniedziałek, 4 maja: Człowiek słoń

Wtorek, 5 maja: Velvet Goldmine

Środa, 6 maja: Gracz

Czwartek, 7 maja: Kiedy Harry poznał Sally

Piątek, 8 maja: Nikita

Sobota, 9 maja: Truposz

Niedziela, 10 maja: Żywot Briana