Tak Budda w kanonie palijskim miał opisać nirwanę – stan wyzwolenia od cyklu narodzin i śmierci, końca reinkarnacji, stan pustki. Osiągnięcie nirwany jest najważniejszym celem wyznawców buddyzmu, nie marzą oni o raju, wiecznym szczęściu w towarzystwie bóstwa, zmartwychwstaniu ciała i duszy. Bóstwo i dusza nie istnieją. W tej sytuacji koniec cierpienia jest celem wystarczającym.
Cierpienie obecne jest wszędzie i w każdych czasach, można sobie jednak wyobrazić, że dwa i pół tysiąca lat temu, gdy Siddhartha Gautama (historycy spierają się o to, czy rzeczywiście istniał), który później miał stać się Buddą, porzucił pałac ojca i wybrał się na tułaczkę po Indiach – widok cierpiących ludzi musiał robić na nim ogromne wrażenie. Szczególnie że wcześniej nie był do takiego widoku przyzwyczajony.
Jak przypomina dr Robert Czyżykowski z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Gautama by synem księcia z północno-wschodnich Indii. Ojciec poprosił astrologa o postawienie horoskopu synowi, usłyszał, że czeka go droga wielkiego przywódcy, że będzie mieć do wyboru dwie ścieżki – władcy i wojownika albo przywódcy religijnego.
Dr Czyżykowski: „ojciec Siddharthy postanowił, że tak pokieruje losami swojego syna, tak go będzie wychowywał, aby nie doświadczył żadnych uciążliwości, nieprzyjemnych aspektów egzystencji. Tak, by gdy dorośnie, zastąpił go, był jego dziedzicem na tronie. Oczywiście to się nie udało”.
Trudno nie dostrzec cierpienia, nawet gdy jest się zamkniętym w złotej klatce. Według jednej z buddyjskich opowieści Gautama wybiera się na przejażdżkę poza pałac i widzi ciężko chorą osobę, zmarłego, starca i ascetę. Asceta, choć niczego nie ma, jest szczęśliwy.
Siddharttha też zostaje ascetą, próbuje dotrzeć do tajemnicy istnienia i wyrwać się z kołowrotu odrodzenia, reinkarnacji, egzystencji naznaczonej bólem. Dr Czyżykowski: „bo przecież, nawet jeśli doznajemy czegoś przyjemnego, to to ma swój koniec. Wszystkiemu, co przyjemne przeciwstawiona jest pewna doza cierpienia. Z wszystkim, co lubimy, kochamy, o co zabiegamy, będziemy się musieli w końcu pożegnać”.