Dlaczego kotki kochamy bardziej niż świnki?
- To jest pytanie, na które nie znajduję jasnej odpowiedzi. Słynny pisarz fantazy Terry Pratchett napisał kiedyś, że gdyby koty nie wyglądały tak, jak wyglądają, a przypominały raczej ślimaki lub żaby, od razu zorientowalibyśmy się, jaki to jest wredny, paskudny, morderczy i złośliwy gatunek. Są badania, które potwierdzają jego słowa. Wygląd kotów sprawia nam przyjemność, dlatego określamy te zwierzęta jako urocze, a w związku z tym jesteśmy z nimi bliżej związani. Wielkie oczka, małe noski, okrągłe buzie, puszysta sierść. Są badacze, którzy twierdzą, że koty przypominają z wyglądu małe dzieci i w związku z tym uważamy je za piękne. A skoro są piękne, to znaczy, że są fajne, mądre. Działa tu efekt rozszerzenia polegający na tym, że kiedy spostrzegamy jedną cechę, tak samo jak u ludzi, to mamy wrażenie, że wszystkie pozostałe także są spełnione. Ewolucyjny argument mówi o tym, że koty z ludźmi współżyją, razem ewoluują już od bardzo, bardzo wielu lat. Istnieją tezy, które mówią, że psy zostały w jakiś sposób udomowione przez człowieka, a koty oswoiły sobie człowieka i nauczyły go, że trzeba o nie dbać. Wszyscy mieli wspólny interes. Koty dostawały pożywienie w postaci myszy, a człowiek pozbywał się myszy, bo od kiedy zaczął żywić się zbożami, walka z gryzoniami była dla niego istotną kwestią.
Dr Aleksandra Rabinovitch psycholożka z Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS z Sopotu bada relacje człowieka ze zwierzętami. Twierdzi, że generalnie ludzie lubią zwierzęta, ale dlaczego niektóre lubimy nieco bardziej, a inne nieco mniej?
- Zacznijmy od zdania, które powiedziałeś. Ludzie lubią zwierzęta. W większości przypadków, gdyby zapytać ludzi o to, czy lubią zwierzęta, odpowiedzieliby - lubimy. Co nie oznacza, że nie pozwalamy na znęcanie się nad zwierzętami, że nie dzielimy zwierząt na różnego rodzaju kategorie, które ułatwiają nam życie i ułatwiają nam radzenie sobie z trudnymi emocjami. Stworzymy sobie różnego rodzaju zasieki poznawcze, chroniące nas przed emocjami związanymi z tym, jak wygląda rzeczywista sytuacja traktowania zwierząt.
Co masz na myśli, mówiąc o zasiekach? To są jakieś mechanizmy obronne, które łagodzą nasze zachowania w stosunku do zwierząt?
- Nie używałbym pojęcia mechanizm obronny, ale potocznie można tak to nazwać. Mechanizmy obronne, czyli pewnego rodzaju strategie, które związane są z tym, żeby na przykład zracjonalizować nasz stosunek do zwierząt. Z jednej strony można powiedzieć, że kocha się zwierzęta, uwielbia przyrodę, a z drugiej strony ganiać po lesie ze strzelbą i strzelać do wszystkiego, co się rusza. Czy to jest rodzaj wytłumaczenia samemu sobie i społeczeństwu tego, co się robi, czy ludzie rzeczywiście wierzą w to, że miłość do zwierząt polega na tym, że je zabijam? Zostanę przy tym, że nie rozumiem. Nawiązałaś do badań Oli Rabinovitch, ale podobnych badań jest znacznie więcej. One w Polsce są nieliczne jeszcze, ale na świecie tych badań robi się strasznie dużo.
To posłuży się przykładem. Jeśli dziecko spotka się ze świnką, która ma imię, cechy osobowości, przyzwyczajenia i upodobania, to zaczyna ją lubić. Oddziela zwierzę od pokarmu.
- To jest prawda. Dziecko, które orientuje się, że świnka Peppa to jest to samo, co je w postaci kotlecika, to je przeraża. Dzieci mają pierwotną intuicję empatyczną w stosunku do zwierząt. Z czasem uczą się rozróżniania gatunków. Dla nas relacje ze zwierzętami też są ważne. Co więcej, nawet rekomendacje dotyczące zachowania zdrowia psychicznego, pokazują, że relacje ze zwierzętami w pewnych specyficznych zaburzeniach są bardzo pożyteczne. Rozszerzamy w tym momencie na całym świecie zakres metod, które stosowane są w zakresie zdrowia psychicznego. Relacja ze zwierzętami jest jedną z nich.
Mówisz o dogoterapii?
- Też, ale nie tylko. Chodzi o to, że zwyczajna relacja ze zwierzęciem - jest korzystna po prostu. Wiemy na przykład o tym, że dla osób, u których rozwija się syndrom stresu posttraumatycznego, relacja ze zwierzęciem jest jednym z czynników, który może wpłynąć na pozytywne wychodzenie z tego doświadczenia. I to jest rzecz poparta licznymi badaniami i rekomendacjami dużych organizacji zajmujących się zdrowiem psychicznym.
Od rodzica zależy, jak będzie się kształtować relacja dziecka ze zwierzęciem?
- To jest prawda. To zależy też od tego, czy dziecko ma kontakt ze zwierzętami. Kiedy o tym mówimy, to pojawia się obrazek dziecka z kotkiem, pieskiem, chomikiem. Jednak dzieci też doświadczają zupełnie innych relacji w sytuacji, w której na przykład są obserwatorami hodowli owiec, które prowadzą ich rodzice. To też wygląda bardzo, bardzo różnie. Czym innym będzie hodowla owiec, czym innym będzie hodowla świnek, prawda? Przemysł mięsny jest w tym momencie bardzo zautomatyzowany, pozamykany, by nikt nie zobaczył, co tam się w środku dzieje, ze względu właśnie na te dosyć dramatyczne historie, które tam się odbywają. Dzieci w pewnym momencie uczą się stosowania tych mechanizmów, by się odseparować sobie kotleta od świnki. Dorośli robią dokładnie to samo. W Stanach Zjednoczonych były prowadzone badania eksperymentalne, gdzie zamiast uśmiechniętej krówki serwującej steka, pokazane były zdjęcia z rzeźni, to sprzedaż spadła dramatycznie. Robimy duży wysiłek, żeby odseparować się od wiedzy związanej z tym, w czym nasz gatunek uczestniczy.
Na ile antropomorfizacja wpływa na poczucie empatii, wzmacnia poczucie empatii w stosunku do zwierząt?
Ludzie działają dwukierunkowo. Z jednej strony bardzo duży opór przejawiają przeciwko zacieraniu granic pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. Na gruncie filozofii mamy tutaj ciągle postkartezjańskie myślenie, które bardzo mocno separowało ) człowieka od innych zwierząt. I to jest jakby jedna tendencja. Z drugiej strony rzeczywiście antropomorfizujemy. Mamy skłonność do tego, żeby innym, nie tylko zwierzętom, ale także innym ludziom przypisywać cechy, czy rozumieć ich na podstawie własnych wyobrażeń. Nie ma w tym niczego złego. Jakieś kategorie musimy zastosować, żeby zrozumieć innego człowieka. Z drugiej strony nadajemy cechy ludzkie innym zwierzętom, bo nie mamy innej możliwości.
Co to znaczy?
W drugiej połowie ubiegłego wieku pojawił się bardzo słynny artykuł filozoficzny Thomasa Nigela zatytułowany,: „Jak to jest być nietoperzem”. Nigel argumentował, że nie jesteśmy w stanie zgłębić ich zachowań, bo nigdy nie będziemy w stanie doświadczyć echolokacji, więc stosujemy dwie strategie. Pierwsza jest strategią poznawczą, przynależną nauce, czyli obserwujemy pewnego rodzaju zachowania i staramy się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Drugi sposób, taki bardziej dostępny dla wszystkich, jest taki, że próbujemy przełożyć nasze własne kategorie na zwierzę. Kiedy mówimy np. o tym, czy zwierzę jest inteligentne, to najczęściej próbujemy przełożyć kategorię badań nad człowiekiem na zwierzęta.