Blackface, czyli rodzaj teatralnego makijażu noszonego przez osobę o białym kolorze skóry, żeby upodobnić się do osoby czarnoskórej. Zastosowanie tej metody w najnowszym spektaklu Opery Krakowskiej „Aida” Giuseppe Verdiego wzbudziło wiele kontrowersji wśród widzów, a także krytyków.
"Nie jesteśmy zainteresowani tym, co mogliby nam powiedzieć o swojej kulturze i tożsamości"
Co to jest tak blackface? Nie było tego we wczesnych realizacjach „Aidy”.
- To prawda. Blackface to praktyka malowania twarzy stosowana przez biały aktorów, performerów. Praktyka ta wywodzi się z amerykańskich minstrel shows. Były to widowiska, czasem nawet z udziałem jednego tylko aktora, bardzo popularne w XIX, też na początku XX wieku. Biali artyści malowali swoje twarze na czarno i przedstawiali w bardzo stereotypowy i bardzo obraźliwy sposób Afroamerykanów. Po co? Żeby wzbudzić wesołość. Były to widowiska związane ze śpiewem, tańcem, jakimś skeczem, muzyką. Ale równocześnie stosowanie tej praktyki umacniało negatywne stereotypy - czarni jako głupkowaci, jako leniwi, potrzebujący nad sobą jakiegoś pana. Bardzo stereotypowe przedstawienia mężczyzn jako groźnych, kobiet jako egzotycznych albo aseksualnych mamek.
Moda przyszła do Europy na początku XX wieku. Tutaj też mamy bardzo mocny kontekst kolonialny. Państwa, które kolonizowały, szybko przyjęły ten typ przedstawień.
W dyskusji internetowej, którą śledziłam, wspomina się, że to zapożyczenie amerykańskie, a my jesteśmy w Europie. Nieprawda - kontekst blackface'u europejskiego istnieje w Belgii, w Holandii.
Ale w „Aidzie” nikt z nikogo się nie śmieje, Aida była etiopską niewolnicą. Konwencja wizualna przyjęta do tego przedstawienia to też w jakiś sposób odzwierciedla. Czy ciebie to bulwersuje?
- Blackface jest widoczny, i to w negatywnym kontekście. To są praktyki, których w operze już się nie stosuje. W Metropolitan Opera pewnie od 10 lat.
Opera Paryska chyba od pięciu lat.
- Verdi skomponował „Aidę” na zamówienie Egiptu. Wiec były argumenty, że to dla Ismaila Paszy, że otwarcie opery w Kairze..
Mówiłam o stereotypizacji, że przedstawienia były obraźliwe i prześmiewcze. Ale chodzi też o egzotyzację.
Nie widziałam krakowskiej „Aidy”, bilety są wykupione, ale zobaczyłabym z ciekawości. Widziałam tylko zdjęcia ze tego spektaklu i czytałam na teatralnych portalach pierwsze recenzje, które mówią o nastroju tajemniczości, egzotyki, archaiczności. Że te postacie są, jak figurki inkrustowane złotem, co pokazuje, że blackface ma na celu stereotypizację.
Mocno egzotyzujemy tych Etiopczyków, Egipcjan, a równocześnie to my wytwarzamy tę reprezentację, my ją kontrolujemy. Nie ma żadnego Etiopczyka czy Egipcjanina, nie jesteśmy zainteresowani tym, co mogliby nam powiedzieć o swojej kulturze i tożsamości. Jesteśmy za to zainteresowani wyobrażeniem pełnym stereotypów.
"Spokojnie moglibyśmy zrobić „Aidę” bez blackface'u. A nawet byłoby to może lepsze?"
To tak, jakby w „Skrzypku na dachu” nie można było przedstawić Żyda z pejsami. Jeżeli odbierzemy bohaterowi, który jest chasydem, całą chasydzkość, to wszystko się posypie, bo widz nie będzie miał kontekstu - tak komentowała dla Gazety Wyborczej sprawę Małgorzata Jantos, doktorka filozofii. No właśnie, jeżeli tą chasydzkość, czy charakter Aidy, odbierzemy, to nie będziemy mieć kontekstu?
- Nie można tych rzeczy zrównywać, bo jednak proweniencja blackface'u jest inna. „Skrzypek na dachu” to przedstawienie na podstawie opowiadań – jego autor był Żydem. Tam chodziło o wierne odtworzenie żydowskiej kultury, a tutaj mamy pewnego rodzaju stereotyp, który wytwarzamy. Temat związany z kolorem skóry, z rasą, tożsamością, z której nie ma odwrotu... Osoby niebiałe na co dzień spotykają z dyskryminacją, z różnymi stereotypami. Uważam, że spokojnie moglibyśmy zrobić „Aidę” bez blackface'u. A nawet byłoby to może lepsze?
W świecie operowym funkcjonują przecież świetni śpiewacy i śpiewaczki; mamy Angel Blue, amerykankę, która wielokrotnie śpiewała sopranem partie Aidy. Mamy świetnych tenorów - Russell'a Thomasa, Noah Stewarta. Dlaczego ich nie zatrudnić w tych rolach? I rzeczywiście, jeżeli wizja reżysera jest taka, że musi być czarna, to zatrudnijmy czarną śpiewaczkę operową.
To byłoby dla ciebie dużo bardziej naturalne?
- Tak. Poza tym dlaczego nie upodmiotowić tego ich doświadczenia, o którym opowiada ten spektakl? Uważam, że zdecydowanie powinniśmy odejść od praktyki blackface, bo nic na tym nie zyskujemy, a wiele tracimy. Widzowie na tym dużo tracą, bo karmią się też doświadczeniem, które cały czas wytwarzamy dla siebie samych. Żadne narracje z zewnątrz nie przebijają się. Żadne opowieści o tych „innych” robione przez innych nie mają sensu. Ciągle opowiadamy z naszego punktu widzenia - ten będzie wojownikiem, ona będzie bardzo seksualna i uwodzicielska...
Biała kobieta też mogłaby spokojnie zagrać Aidę. I nie musiałaby malować twarzy na czarno. Samym kostiumem wiele można sugerować - kostium sugeruje kontekst kulturowy. Wielokrotnie były takie inscenizacje. Zresztą, czy ten kostium jest aż taki pierwszorzędny? Czytałam taką recenzję na temat krakowskiej „Aidy”- Etiopczycy i Egipcjanie są w bardzo podobnych kostiumach, tu jest blackface, tam jest blackface i trudno się zorientować, którzy są którzy. Widz rozpoznaje ich tylko po nakryciach głowy. Więc to chyba nie jest aż takie ważne dla tego spektaklu.