Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, Rafałem Bochenkiem.
Podpis prezydenta pod ustawą o pomocy kredytobiorcom to czysta formalność? Sektor bankowy nieustannie zgłasza swoje wątpliwości, choćby do wakacji kredytowych.
- Prezydent zgłosił swoje zastrzeżenia, zwraca uwagę, że chce porozmawiać z sektorem bankowym. Jego ta ustawa dotyka. Banki będą partycypowały w kosztach. Ja zakładam, że prezydent się wywodzi z naszego środowiska, ma świetne czucie społeczne i wie, jakie diagnozy stawiać. Pewnie wsłucha się w głos ludzi. Prezydent świetnie obserwuje sytuację społeczno-gospodarczą. Zakładam, że podejmie właściwą decyzję i podpisze ustawę. Rozmowa prezydenta z sektorem bankowym pewnie też jest potrzebna.
Są konkretne wątpliwości. Jedne to pomoc dla wszystkich, niezależnie od ich sytuacji. Do tego słyszymy, że pozostawienie 20 miliardów w kieszeniach Polaków będzie dodatkowo napędzać inflację.
- Znam te zarzuty krytyków ustawy. Środowisko bankowe staje okoniem wobec tych rozwiązań. To było jednak potrzebne. Z jednej strony jest działanie NBP, który podnosi stopy bankowe, żeby zahamować inflację. Z drugiej strony rząd musi wspierać tych w najtrudniejszej sytuacji. To ludzie, którzy wzięli kredyty hipoteczne, żeby kupić swoje mieszkanie. To dla tych osób jest ustawa. Ona ma stworzyć możliwość rozłożenia w czasie kosztów wynikających z podniesionych stóp bankowych. Jest też fundusz wsparcia kredytobiorców. Są środki dosypane do niego, żeby osoby, dla których kredyt to znaczny wydatek, mogły skorzystać z nich. Trzeba je wesprzeć. Chodzi o ludzi, którzy mają kredyt na swoje pierwsze mieszkanie.
Słyszymy prognozy, że szczyt inflacji to wakacje. Co jeśli tak nie będzie i dalej będą wzrosty?
- Faktycznie słuchamy z uwagą tego, co mówi prezes Glapiński. Wystąpienia są długie. To lekcja bankowości. Nikt przy zdrowych zmysłach na 100% nie określi, kiedy inflacja ustąpi. Wszyscy chcemy, żeby to było jak najszybciej. Jednak sytuacja na świecie nie jest jasna. Jesteśmy w czasie wojny na Ukrainie. Jest też wojna surowcowa. Widzimy to na co dzień. To jest pokłosie agresji Rosji na Ukrainę. To wywindowało ceny surowców. Jest zwiększony popyt po pandemii. Podaż jest zaburzona. Jest taka sytuacja. To dotyka wszystkich. Męczą się Francuzi, Niemcy, Hiszpanie...
Tydzień temu Sejmik Małopolski nie odrzucił petycji tych samorządów, które by chciały przedłużenia możliwości palenia w kopciuchach. Pan był przewodniczącym Sejmiku. Dziś byłby pan za zmianą uchwały antysmogowej?
- W obecnej sytuacji, z uwagi na argumenty sprzed chwili, czyli ceny surowców, możliwości infrastrukturalne… Nie każdy jest podłączony do sieci gazowej. Są takie postulaty mieszkańców, samorządowców. Oni mówią, żeby wydłużyć okres możliwości korzystania z kotłów bezklasowych. Sejmik powinien to rozważyć. Są lobbyści, także niestety politycy, którzy działają na rzecz fotowoltaiki, firm wiatrakowych.
Jest też z drugiej strony lobby kominkowe...
- Mnie nie wybierali lobbyści. Podobnie część radnych. Głosowali Małopolanie. Ich głosu trzeba słuchać. Ceny węgla też poszły w górę, ale ustawa przyjęta w parlamencie wychodzi temu naprzeciw.
W kopciuchach można jednak palić odpadami.
- Tak. Mówię generalnie o możliwościach kupna paliwa. Jeśli chodzi o kopciuchy, często ludzie nie mają innego wyboru. Często nie ma tam sieci gazowych. Być może trzeba wydłużyć ten termin i zmienić uchwałę.
Nie idzie to wbrew tendencjom zapoczątkowanym przez ten rząd? Jest program Czyste Powietrze, namawianie do wymiany źródeł ciepła. Jak teraz przesuniemy datę eliminacji kopciuchów, nie osłabi to tempa wymiany?
- Jak popatrzymy na Europę, jest nawrót do innego miksu energetycznego. Niemcy, Francja zaczynają się uśmiechać do tradycyjnych źródeł opalania mieszkań. Jest to problematyczne, ale sytuacja jest szczególna. Jest wojna, inflacja. Musimy to brać pod uwagę. Sejmik i inne organy działają w danej rzeczywistości. Trzeba słuchać głosu mieszkańców.
Jeszcze nowa droga S7. W którym momencie Wieliczka powinna dołączyć do prac nad społecznym przebiegiem drogi? Wierzy pan w społeczny przebieg S7?
- Skierowałem do prezydenta Majchrowskiego pismo, żeby dołączyć do zespołu przedstawicieli tych gmin, przez które S7 może przebiegać. Dostałem odpowiedź. Prezydent uznał, że najlepsze będzie zaproponowanie wariantu przez mieszkańców Krakowa i potem te gminy będą dopraszane. Jak ten wariant ma być społeczny, bo będzie on też w innych gminach, wszystkie te gminy powinny brać w tym udział. Wariant ma być optymalny, do zaakceptowania przez wszystkie strony tego konfliktu społecznego. Sytuacja jest trudna. Rozwiązania GDDKiA są nie do przyjęcia. To jest poprowadzone przez tereny gęsto zaludnione. Do tego głos społeczny nie był brany pod uwagę. Pochwalam inicjatywę takich zespołów, ale jak ma to być wariant najlepszy, powinny w zespole być wszystkie strony zainteresowane.
Widzi pan taki przebieg, który nie wywoła protestów?
- Ta droga nie powstanie w ciągu roku, dwóch. To pewnie perspektywa 20 lat. Pojawiają się koncepcje oddalone do Krakowa. One wydają się ciekawe. Żadna z nich nie jest jeszcze jednak upubliczniona. Chciałbym, żeby nowa S7 nie miała tylko roli transregionalnej. Powinna mieć też znaczenie lokalne. Powinien być rozwój regionów wykluczonych komunikacyjnie, które mają trudniejszy dojazd do Krakowa.