Kiedy przejeżdża się przez biedne wioski albo idzie ulicami Mampikony, można odnieść wrażenie, że wybory na Madagaskarze dopiero będą. Tymczasem koszulki i plakaty to pozostałości po kampanii sprzed roku, gdy o najważniejszy urząd w państwie ubiegało się ponad 30 kandydatów, w tym aż czterech poprzednich prezydentów. Każdy z nich obiecywał budowę szpitali i szkół, rozwój dróg i wzrost PKB.
- Kampania wyborcza jest bardzo głośna. Polega ona na tym, że kandydaci wynajmują masę samochodów i płacą młodym ludziom, żeby tymi samochodami z platformami jeździli, śpiewali i tańczyli, rozdając koszulki z podobizną kandydata - opowiada przewodnik reporterki Radia Kraków ojciec Michał Apiecionek, który od kilkunastu lat mieszka na Madagaskarze.
Koszulki wyborcze ludzie noszą jednak często dlatego, że nie stać ich na inną odzież. Co zatem naprawdę sądzą o politykach? "Wszyscy liczą i wierzą w to co kandydaci mówią w kampanii. Ludzie naiwnie jednak wierzą, że stanie się to w ciągu tygodnia" - podkreśla misjonarz Michał Apiecionek.
Jak dodaje ojciec, problem jest też z prasą. "Wprowadzono takie prawo, że nie wolno krytykować prezydenta, ani rządu. Dlatego wszyscy z reguły piszą dobrze, bo może się to skończyć sądem" - mówi.
Jak informuje światowa organizacja "Reporterzy bez granic", prawo przyjęte w 2016 roku dopuszcza karanie dziennikarzy za przestępstwa takie jak pogarda, zniesławienie, czy ujawnianie nieprawdziwych informacji. "Jest jedna prywatna telewizja, w której każdego dnia w górnym prawym rogu jest pokazana pięść z liczbą dni, od kiedy to prawo obowiązuje. Przed wyborami śmialiśmy się oglądając wiadomości. Najpierw oglądaliśmy oficjalne wiadomosci telewizji publicznej. Tam było, że wszystko jest dobrze, jesteśmy w raju. Potem przełączaliśmy się na stację prywatną i nagle wszystko było źle" - mówi ojciec Michał.
W światowym indeksie wolności prasy publikowanym przez organizację "Reporterzy bez granic" Madagaskar znajduje się na 54 miejscu.