Od prawie pół wieku mówię do kamery, ale nie tylko: przez te wszystkie lata zarządzałem kanałami telewizyjnymi, kupowałem dla nich filmy, produkowałem programy, przeprowadzałem wywiady, przyjmowałem role w serialach, przebierałem się, opowiadałem, oceniałem i byłem oceniany, dostawałem nagrody i je wręczałem. Jednak nigdy nie stałem się niewolnikiem małego ekranu – obserwowałem go uważnie, raz po raz z niepokojem odnotowując pojawiające się na nim rysy. Aż wreszcie zrozumiałem, że sielanka się skończyła – w ciągu pół wieku telewizja przebyła prawie cały cykl od świtu do zmierzchu, rozsypując się w ostatnich latach na kawałki coraz mniej ważnych dokonań.
- pisze w książce "Ekran w proszku" Tomasz Raczek – krytyk filmowy, w przeszłości autor licznych programów radiowych i telewizyjnych, dziś publikujący treści na kanale youtube’owym.
Tadeusz Marek: Jak mantrę powtarza pan to, co usłyszał od Lesliego Mitchella, czyli, że w kamerę należy patrzeć jak w oczy przyjaciela. Czy pan naprawdę wierzy w to, że tam po drugiej stronie kamery stoi przyjaciel, czy to jest wyłącznie figura retoryczna?
Tomasz Raczek: Nie, dla mnie to jest prawda. Może to nie jest kwestia wiary, to jest kwestia założenia, wyobrażenia sobie i pewnej faktycznej sytuacji. To znaczy: kiedy siadam przed mikrofonem, to mówię tak jak do przyjaciela, to znaczy staram się, no po pierwsze nie kłamać, po drugie myślę, że od pewnego czasu mówię dużo więcej, idę dużo dalej, pozwalam sobie na czasem bardzo ryzykowne i osobiste stwierdzenia, dlatego właśnie, że mam poczucie, że rozmawiam, że mówię do kogoś, kto jeśli nie jest moim przyjacielem, to mógłby być moim przyjacielem i nie przeszkadza mi wcale świadomość, że wśród tych, którzy słuchają są także ci, którzy nie są moimi przyjaciółmi, a może nawet są wrogami. Liczą się najlepsze rezultaty takiego założenia.
Mam taki pomysł na taki eksperyment na koniec. (...) Czy byłby pan w stanie sformułować jedno zdanie, które mogłoby powiedzieć ludziom za trzysta, pięćset lat, czym była telewizja?
Ja mogę powiedzieć czym dla mnie stała się telewizja. To jest najbezpieczniejsze jak się mówi o sobie. Telewizja stała się dla mnie sposobem na uwolnienie się przed wszystkimi obawami i kompleksami, które miałem, stając oko w oko z ludźmi w dużych grupach. Miałem kłopot z tym, żeby nie ulegać sile grupy, która żąda tego, żeby się jej podporządkować, żeby się dopasować do zwyczajów, do sposobów reagowania, do jej myślenia. Tymczasem telewizja pomogła mi w formowaniu mojej indywidualności, umożliwiła mi mówienie do milionów bez konieczności dopasowywania się do tego, co owe miliony myślą. Miałem szansę wyrażania siebie od początku do końca, nawet wtedy, jeśli wiedziałem, że to będzie niepopularne, a jednak w telewizji mogłem to powiedzieć. Gdybym stał naprzeciwko tłumu ludzi, to pewnie bym nie umiał tego zrobić. Więc dla mnie to była wielka siła wyzwalająca moją wolność.
Pełnej rozmowy posłuchasz w podkaście.