"Takich pytań w referendach się nie stawia" - mówił europoseł Legutko. Jego zdaniem referendum niczego nie wyjaśni. "Na razie niewiele wiemy na temat Igrzysk, nie wiemy, czy nam się opłaci, nie mamy żadnych twardych faktów" - przekonywał profesor Legutko w porannej rozmowie Radia Kraków.
"Jeżeli projekt Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku upadnie, długo będziemy za to płacić" - ostrzega z kolei poseł PO i szef sejmowej komisji sportu Ireneusz Raś. "Jeśli krakowianie powiedzą nie i Polska wycofa się ze starań o igrzyska bardzo trudno będzie nam później walczyć o inne ważne nie tylko sportowe imprezy" - dodał Raś.
Aby referendum było ważne, musi w nim wziąć udział co najmniej 30 procent uprawnionych do głosowania.
Przeczytaj: Walka o Ogień 2022
Referendum ws. ZIO w Krakowie będzie 25 maja
Zapis rozmowy Jacka Bańki z europosłem PiS, Ryszardem Legutko.
Jest pan europosłem z Dolnego Śląska. Teraz jako krakowianin wraca pan do Małopolski. Oddycha pan z ulgą?
- Wracam do Małopolski. Miły czas spędziłem wśród Dolnoślązaków, ale wracam na swoje.
Weźmie pan udział w referendum dotyczącym ZIO?
- Zapewne tak. Trzeba brać udział w wyborach i referendach.
Będzie pan za czy przeciw?
- To interesujące pytanie. Referendum zawiera kilka pytań, na przykład o to, czy lepiej być zdrowym czy chorym. Jasne, że lepiej być zdrowym. Lepiej, żeby były ścieżki rowerowe, niż żeby ich nie było.
Pan, jako profesor filozofii UJ, dobrze to oceni. Były głosy, że dodatkowe pytania urągają inteligencji krakowianina. Urągają?
- Takich pytań w poważnych referendach się nie stawia. Od samego początku to referendum nie wygląda poważnie. To próba wywarcia nacisku na społeczność, żeby się opowiedziała za wątpliwą krakowską Olimpiadą. Robi się co może, żeby wzbudzić entuzjazm. Między innymi właśnie mamy to referendum.
Ze strony PiS nie było nigdy zdecydowanej krytyki pomysłu ZIO. Dość umiarkowanie wypowiadał się profesor Terlecki, ale reszta podchodziła do sprawy jak do jeża. Mówili, że jeśli się opłaci to w porządku.
- Jeśli nam się opłaci, ale tego nie wiemy. Wiemy, że się opłaca komitetowi stworzonemu przez PO. Czy to się opłaci krakowianom, to nie wiemy. Nic nie wiemy. To wsadzanie błyskotek pod nos. Tak to często bywa z tą ekipą. Będzie to, tamto, metro, olimpiada. Nie znamy twardych faktów. Nie wiemy jakie są szanse, za ile. Od tego trzeba zacząć.
Nie obawia się pan, że konsultacje społeczne nie wyjaśnią za wiele?
- Niczego nie wyjaśnią. Dlatego jest pytanie, czy chcemy Olimpiadę i czy chcemy, żeby się dobrze jeździło. Wyborca ma mieć skojarzenia, żeby głosować za tym, co wygląda atrakcyjnie. Nie podoba mi się całe przedsięwzięcie. To niepoważne traktowanie krakowian. Trzeba przyjść z rzetelną informacją, którą można ocenić. Nie można traktować nas jak konsumentów łakoci.
Pan, jako kandydat do Parlamentu Europejskiego, cieszy się, że referendum będzie w dniu wyborów? Będzie dzięki temu większa frekwencja?
- To też jest zabieg PR-owski. Jak się idzie do wyborów do PE, to idzie się z namysłem jak głosować w tych wyborach. Sprawa ścieżek rowerowych jest kompletnie inna. To inna sprawa. To nieuczciwy zabieg, który ma zabełtać w głowach wyborcom. Nie będzie to miało większego znaczenia na frekwencję. Referendum ludzi nie podpala a może wręcz zniechęcić.
O czym powinniśmy rozmawiać przed 25 maja? Mamy sprawę ZIO i trzy dodatkowe pytania. Tymczasem wybieramy przedstawicieli do Europarlamentu. Sprawa rządowa by chciała, żebyśmy dyskutowali o bezpieczeństwie energetycznym i militarnym. Sporo tych tematów. O czym rozmawiać?
- Trzeba zacząć od tego, że polscy wyborcy niewiele wiedzą na temat PE. Wypadałoby, żeby ten okres potraktować jako czas edukacji na ten temat. Co tam się dzieje, jakie są zagrożenia i szanse? Jaka jest rola Polski w Unii? Wyborcy tego nie wiedzą. Nie wiedzą, jakie mamy interesy. Wyborca ma sygnały ze strony opozycji, nie ze strony rządu. Od strony rządu idzie sygnał, że mamy mówić to co inni. Jak oni mówią, że Putin jest OK to mamy się z nim ściskać, jak jest inaczej to mamy mówić, że go nie lubimy. To przykład, że wyborców nie traktuje się poważnie. Wyborca idąc do wyborów do PE musi mieć obraz naszych interesów i czego można oczekiwać.
Relacja, jaka do nas dociera, jest taka, że trzeba się integrować, budować wspólną politykę energetyczną i militarną ze względu na to, co się dzieje na wschodzie. To jest podstawowy temat do dyskusji?
- Nie ma wspólnej polityki militarnej. Siły Unii są znikome. Obronie militarnej służy NATO. Kiedy rozmawiam z młodymi ludźmi to obraz Unii jest taki, że to bogaty wujek, który nam daje pieniądze. To nie jest taki bogaty wujek i my mu także dajemy pieniądze. Nie możemy też traktować siebie jako tych, którzy dostają pieniądze. Nie jesteśmy klientami, ale gospodarzami Unii. Proszę porozmawiać z młodzieżą. Oni uważają, że Unia nam tylko daje pieniądze. Jak się ich pytam co oni chcą, żebyśmy tam robili, to nie wiedzą.
Jest debata związaną z 70. rocznicą obchodów wyzwolenia obozu Auschwitz – Birkenau. To będzie w styczniu. Zapraszać Putina i stronę rosyjską czy nie?
- Pan premier Tusk jest przecież serdecznym przyjacielem Putina. Niech z nim ustala. Pamiętam, jak się ściskali nad zwłokami ofiar katastrofy smoleńskiej. Proszę bardzo. Jeśli pan premier uważa, że Putin był wtedy dobry, to może teraz też będzie dobry. Niech się wytłumaczy z tych decyzji. Chętnie posłucham.
Organizatorem uroczystości jest muzeum Auschwitz – Birkenau i Międzynarodowa Rada Oświęcimska.
- Tak, ale obowiązują zasady dyplomatyczne. To głowa państwa może zapraszać głowę państwa. Ja czy pan nie możemy tego robić.
Prasę przeglądał Radosław Krzyżowski: