Konstruktorem samolotu został inż. Wsiewołod Jakimiuk, ten sam, który objął schedę po zmarłym Puławskim przy samolotach P.11 i P.24. Aby przyspieszyć proces powstawania maszyny, konstrukcję tylnej części kadłuba i usterzenie wzięto z samolotu P.24. Ale poza tym "Jastrząb" w niczym nie przypominał pozostałych polskich mysliwców. Przede wszystkim był dolnopłatem - co stało się już wtedy powszechną zasadą w konstruowaniu samolotów myśliwskich na świecie. Po drugie, założona prędkość miała wynosić co najmniej 500 km/h, po trzecie - miał mieć chowane podwozie, a takie wtedy miał w Polsce tylko Łoś. Ale Łoś to był duży bombowiec. Uzbrojenie miało składać się z 4 karabinów maszynowych, co potem zwiększono do 6, albo 2 karabinów i 2 działek 20 milimetrowych.
Niestety, wybrany do napędu silnik gwiazdowy Bristol ”Merkury VIII” o mocy maksymalnej 840 KM okazał się za słaby i samolot nawet nie zbliżył się do zakładanych 500 km/h. Pierwszy prototyp, w lutym 1939 osiągnął zaledwie 440km/h. W pozorowanej walce z bombowcem "Łoś", "Łoś" okazał się nie tylko szybszy, ale i zwrotniejszy od ścigającego go protoypu "Jastrzębia". Co zawiodło? Przede wszystkim - polityka. Samolot projektowany dla silnika o mocy ponad 1000KM otrzymał jednostkę o 200KM słabszą - bo... innych nie było. Ale nawet z tym silnikiem Jastrząb mógł być szybszy, gdybyśmy mieli to, co dziś nazywamy "know-how".
Być może zawiniło konserwatywne podejście sporej części naszego środowiska lotniczego, które wzięło się z dotychczasowych zachwytów świata nad polskimi konstrukcjami. Niestety - w latach trzydziestych w lotnictwie - pięć lat to była epoka i konstrukcja samolotów o prędkości 500km/h okazała się po prostu zupełnie "inną bajką".
Wprawdzie poprawiony konstrukcyjnie prototyp "Jastrzębia" jeszcze zdążył osiągnąć 470 km/h, ale to był już czerwiec 1939 i na seryjną produkcję nie było szans. Nie bez winy było tu zresztą zamieszanie jakie spowodowało samo wojsko raz zmieniając, raz odwołując, a kiedy indziej znów przywracając polecenie produkowania tego czy innego samolotu. Taka sytuacja trwała praktycznie od wiosny 1939 aż do wybuchu wojny, uniemożliwiając jakąkolwiek konsekwentną i spokojną pracę nad którymkolwiek z produkowanych wtedy typów. Nie mówiąc już o prototypach.
A "Jastrząb"? Jedyny latający prototyp rozbił się w czasie ewakuacji do Lwowa - już po wybuchu wojny. Dwa inne egzemplarze "Jastrzębia" - drugi prototyp i (podobno) pierwszy samolot seryjny - zdobyli Niemcy w Warszawie.
Tak kończy się nasz serial, tak kończy się historia legend polskiego września - historia niedokończona, ale przecież inna być nie mogła. Wprawdzie to opowieści sprzed 80 lat, ale czy tylko mnie wydaje się, że kontekst niektórych jest zaskakująco aktualny?
Do usłyszenia...
Andrzej Kukuczka