Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

PZL 37 Łoś

W tym nowym, wrześniowym, cyklu chciałbym przypomnieć - w czasie kilkunastu najbliższych spotkań - historię legendarnych konstrukcji stanowiących wyposażenie wojska polskiego, we wrześniu 1939. Zdaję sobie sprawę, że słowa "legendarny" w kilku przypadkach użyłem nieco na wyrost, ale mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone ze względu na intencje, jakie mną kierowały... Dziś bohaterem naszego spotkania będzie kolejny samolot, stworzony przez polskich konstruktorów, piękny, nowoczesny i doskonały w swojej klasie. Wspaniałe świadectwo możliwości polskich projektantów i inżynierów. Był z nim tylko jeden problem - pochłaniał mnóstwo sił i środków, a niekoniecznie był nam potrzebny. Ktoś powie - w ogóle nie był potrzebny - i też będzie miał rację...

Fot. NAC

PZL 37 Łoś. był bardzo nowoczesnym, dwusilnikowym bombowcem, którego projekt powstał w roku 1934, a już w grudniu 1936 oblatano pierwszy prototyp. Napędzany dwoma brytyjskimi silnikami Bristol Pegasus oraz ich licencyjnymi odpowiednikami, w swojej najpopularniejszej wersji "B", osiągał 412 km/h, co czyniło go najszybszym polskim samolotem tamtych czasów. Uzbrojenie "Łosia" stanowiły 3 karabiny maszynowe, do obrony własnej, ale najważniejsze były dwie i pół tony bomb, jakie mieściły się w jego komorach i, jak na tamte czasy, była to wielkość budząca szacunek. Zainteresowanie budził zresztą cały samolot prezentowany na wystawach w Belgradzie i w Paryżu a zapytania ofertowe napłynęły m.in. z Grecji, Bułgarii, Turcji, Belgii, Holandii, a nawet z Iranu.

Ostatecznie jednak do żadnych kontraktów zagranicznych nie doszło z uwagi na wybuch wojny, a do polskiego lotnictwa trafiło ostatecznie - czyli zostało odebranych - 96 "Łosi" ze stu-kilku wyprodukowanych. Z tej liczby 47 wzięło udział w walkach, jako że tylko tyle osiągnęło gotowość bojową i było to 36 liniowych oraz 11 dostarczonych z rezerwy. W pierwszych dniach kampanii wrześniowej, latając w składzie Brygady Bombowej "Łosie" atakowały niemieckie kolumny pancerne i zgrupowania wojsk w okolicach Sieradza, Piotrkowa Trybunalskiego i Radomska, Przeworska, Jarosławia czy Hrubieszowa i Włodawy. Niestety w tym miejscu ujawnia się największy absurd budowy tego samolotu, w tamtych warunkach - było on bowiem szybszy od każdego polskiego myśliwca, zatem nie miał go kto eskortować. Jak na ironię - słabe uzbrojenie obronne Łosia, składające się tylko z trzech kaemów wynikało z przeświadczenia, że ten samolot obroni się dużą prędkością ucieczki. Niestety - sam się nie obronił - pozbawione osłony myśliwskiej bombowce nie były żadnym problemem dla niemieckich mysliwców, których - dodajmy - i tak zestrzeliły 5.

Fot. NAC

Po zakończeniu kampanii wrześniowej około trzydziestu ocalałych Łosi przeleciało do Rumunii, która wcieliła je do swojego lotnictwa, używając w konflikcie granicznym z Węgrami, później w wojnie przeciwko ZSRR, a w końcu, po zmianie stron, przez władze Rumunii - "Łosie" znów bombardowały niemieckie czołgi. Niestety - wojny nie przeżył żaden egzemplarz i dziś PZL 37 możemy oglądać wyłacznie jako replikę w mieleckich zakładach - gdzie był produkowany. Stoi jako wspaniały pomnik polskiej myśli technicznej, pozostawiając jednak nieodparte wrażenie, że można było ją lepiej wykorzystać. Aby taki samolot mógł właściwie funcjonować musi mieć zorganizowane kosztowne i pracochłonne zaplecze, a przede wszystkim eskortę. W sytuacji gdy nie było myśliwców nawet do obrony kraju - jakim cudem zamierzano organizować wyprawy bombowe? Pamiętajmy - ze stu przygotowanych "Łosi" - wykorzystano połowę - co nijak nie mogło zmienić losów kampanii. A gdyby zamiast tych stu bombowców, siły i środki przeznaczyć na dwieście myśliwców?

Gdyby...

 

Andrzej Kukuczka

Tematy:
Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię