Z perspektywy nauki natura nie jest ani dobra ani zła, co najwyżej neutralna, mówi Profesor Marcin Urbaniak - zoopsycholog i etyk. Zwraca uwagę, że w Królestwie zwierząt mamy nieprzeliczalną ilość gatunków a ich relacje i adaptacje są ściśle powiązane z tym w jakim środowisku żyją. Gdybyśmy zatem chcieli uzyskać jeden sposób odżywiania się zwierząt drapieżnych, najlepszy z perspektywy ofiar i moralności, czyli de facto doskonałą metodę zabijania to:
Wszystkie organizmy Królestwa Zwierząt musiałyby działać jak algorytm albo robot w skompresowanym i jednym niezmiennym typie niszy. Czyli tak naprawdę musielibyśmy cofnąć się do początku życia na ziemi, kiedy była większa homogenizacja mikroorganizmów jednokomórkowych. Mamy tymczasem zbyt dużą różnorodność, żeby to ujednolicić.
Wróćmy więc do metod "pacyfikowania" ofiar, którymi dysponuje świat przyrody. Mamy: przegryzanie, miażdżenie, duszenie, kąsanie, kolektywne osaczenie ofiary, albo atak jeden na jeden. Najczęściej pościg lub długie podążanie za ofiarą, całymi dniami. Czatowanie z zasadzki, łapanie w pułapkę. Z perspektywy drapieżnika chodzi o skuteczność i względnie szybkie zaspokojenie potrzeb. Na myśl przychodzą osobniki psokształtne i kotokształtne: wilk, szakal, niedźwiedź, koty, pantery, ewentualnie morskie foki, albo orki, czy delfinowate. Z orkami bywa różnie, niektóre polują samotnie ale stosują też kolektywny atak. W ten sposób przy pomocy uderzenia fali jedna zmiata fokę z tafli lodu, a druga ją konsumuje. Orki to drapieżniki alfa, ich doskonałość polega na tym, że poza homo sapiens nie istnieje nikt, kto by im zagrażał. Wśród ptaków taką pozycję zajmują jastrzębiowate: orły albo sokołowate. Nie mają nad sobą dodatkowego zagrożenia.Zatrzymajmy się przy samym procesie konsumowania z perspektywy ofiary. Jest zjadana w stanie półżywym lub żywym.
Drapieżnikowi jest obojętne czy coś rusza mu się pod językiem czy też nie, czy krwawi albo jak długo potrwa proces konania zdobyczy. Ropuchy połykają w całości wszystko, co jest mniej więcej zdolne do bycia połkniętym. Dusiciele miażdżą, ale niekoniecznie muszą od razu uśmiercić ofiarę. Skuteczne zmiażdżenie najczęściej jednak "kończy sprawę. Patrząc z perspektywy ofiary, zagrażają nam pokaźne kły, chwytające, rozrywające i wyspecjalizowane zęby trzonowe, które tworzą taką strukturę sekatora lub nożyc. Ssaki, orki czy delfiny mają takie sztyletowate, że nabijają. Foka chwyta śliskie ryby i połyka je w całości. Konkretny gatunek niedźwiedzia czy hieny odżywa się głównie termitami, więc tutaj nie musi mieć jakichś siekaczy, ale ptaki drapieżne takie jak sowy czy szponiaste, jastrzębiowate, szczególnie orły bieliki mają na tyle potężne pazury, że jeżeli złapie gryzonia czy nawet większego ssaka, to zmiażdży go już w momencie chwytu, a potem ogromnym dziobem kończy proces zabijania".
A gdybyśmy postawili się w roli ofiary i musieli wybrać, kto nas skonsumuje?
Zdecydowanie wygrywają niższe taksony zwierząt czyli ośmiornice, pająki i węże.To te osobniki, które kąsają i przy pomocy toksyn, szczególnie neurotoksyn, powodują zatrzymanie się przewodnictwa elektrycznego, układu nerwowego, co prowadzi do paraliżu mięśniowego i śmierci np. ssaka, takiego jak człowiek. Ofiara się dusi lub dochodzi do zatrzymania akcji serca. Wszystko trwa w zależności od siły jadu od kilku do kilkunastu minut. Ale są takie neurotoksyny, które niszczą nasze erytrocyty i strukturę krwi, jeżeli nie ma odpowiedniej surowicy albo nie istnieje w ogóle odtrutka.Cynicznie odpowiadając, nie mamy ofiar, które umarły i przeżyły ale można się domyślać, że najbardziej intensywna neurotoksyna, której mikroskopijne dawki zabijają na przykład kilkadziesiąt osób o naszej wadze i wzroście jest tym najbardziej skutecznym rozwiązaniem i w tym sensie "idealnym oprawcą" jest tajpan pustynny.