Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Marią Flis, prorektorem UJ ds. rozwoju.
Otwarcie polskich uniwersytetów na studentów z zagranicy to jest właściwe narzędzie do walki z niżem demograficznym?
- To jest złe podejście do problemu. Niż jest problemem, ale w kontekście nadmiernej liczby uniwersytetów i uczelni wyższych. To się rozwinęło, bo takie były możliwości w latach 90. Było kogo uczyć. Masowość zawsze jest jednak wrogiem jakości. Problemem nie jest to, jak zapewnić sobie tę samą liczbę studentów, żeby mieć pieniądze z ministerstwa. Problemem jest to, że w środowisku akademickim niestety istnieją grupy interesów i nie ma porozumienia. Umiędzynarodowienie to nie jest droga. To wymaga zainwestowania dużych pieniędzy własnych. Trzeba mieć czym zmotywować młodych ludzi z zagranicy, żeby chcieli u nas studiować. To, co udało się w krajach Europy zachodniej, jak my byliśmy w socjalizmie, wynikało z tego, że ludzie mieli zagwarantowaną pracę po studiach. To minęło.
Same rozwiązania, które chce wprowadzić ministerstwo, polegające na znoszeniu minimów związanych z czesnym i promowaniem kierunków wykładanych w językach obcych, są dobre?
- Nie. W czwartek byłam na seminarium, gdzie pani minister Kolarska-Bobińska przedstawiła ten program. To przygotowali młodzi ludzie, którzy realizują się za granicą. Chcieli się zastanowić, jak można ułatwić powrót tym ludziom do kraju. Pytanie jak im powrót ułatwić.
Dostajemy dwa sygnały. Z jednej strony mówimy o umiędzynarodowieniu naszych uniwersytetów. Z drugiej strony komitet kryzysowy humanistyki polskiej mówi, że mamy bieda-uniwersystety. Do czego mamy zachęcać studentów z zagranicy?
- Ja bym powiedziała, że komitet kryzysowy humanistyki polskiej to forma buntu przeciwko temu, że kultura jest w kryzysie. Jasne. Jak się definiuje sytuację, że kultura jest w kryzysie, to nauki humanistyczne też muszą być w kryzysie. Jak nauczał Leszek Kołakowski, między kulturą europejską a filozofią jest dialektyczny związek. Cechy konstytutywne kultury europejskiej odzwierciedla nowożytna filozofia europejska. Filozofia poprzez swój rozwój spłaca dług wobec kultury europejskiej. Jak kultura jest w kryzysie, to filozofia w kryzysie też być musi. Nie ma innej możliwości. Trudno się obrażać na to, że kultura jest w kryzysie. Filozofia i humanistyka też siłą rzeczy jest w kryzysie. Jeden z aktywnych działaczy tego komitetu miał wywiad i mówił, że pozbawiono jego i jego małżonkę stypendiów i dlatego on nie rozwiąże kilku ważnych problemów filozoficznych. Jestem filozofem i mam ochotę zapytać tego pana, czy on umie zdiagnozować problemy, które chce rozwiązać? Można się oburzać na rzeczywistość i twierdzić, że grantoza nie sprzyja rozwojowi humanistyki. To nieprawda. Tego się nie upublicznia. To rzecz naganna. Z badań wynika, że na 100% ludzi zaangażowanych w badania naukowe, w życie z głoszenia słowa uczonego, wie pan ile procent osób nie opublikowało żadnego tekstu w ciągu ostatnich 5 lat?
Nie wiem.
- 43% ludzi nic nie opublikowało przez ostatnie 5 lat. Na co my się mamy obrażać? Na to, że jest nas za dużo i 43% popełniło błąd życiowy i teraz brnie? To jest wysoce naganne. Jeszcze bardziej naganne jest to, że samo środowisko jest tak sfragmentaryzowane. Te wszystkie programy, które będą dyskutowane na kolejnym seminarium, niech będą. Jestem za wielością poglądów. One są jednak tak rozbieżne, że to jest niepokojące. Do reformy potrzebna jest wola polityczna. Błąd tkwi w tym, że jest złe finansowanie. To wynika z tego, że jest za dużo uczelni, za dużo pracowników naukowych i za mało studentów.
Jest potrzebny jakiś pakiet antykryzysowy?
- Nie ma takiej potrzeby. Mechanizmy rozwoju są takie, że dynamika kultury europejskiej polega na konfliktowości wartości. Dobrze, że są zróżnicowane formy. Trzeba zadbać o to, żeby wykrzesać, choć nie wiem jak, wolę polityczną na poziomie rządu. Chodzi o wolę do strukturalnej reformy nauki i szkolnictwa wyższego. Jak tego nie będzie, to się będziemy odtwarzać w tym pakiecie kryzysowym w nieskończoność.