19 listopada pielęgniarki zapowiadają kolejny protest, tym razem przed kancelarią premiera. To grupa zawodowa, która chyba protestuje najczęściej. Tak trudno jest raz na zawsze rozwiązać problemy tego środowiska?

- Problem ochrony zdrowia - nie służby zdrowia, ponieważ nie brzmi to współcześnie - bardzo trudno jest rozwiązać, zarówno systemowo, jak i jednorazowo. To jest proces i to są zmiany, które dotyczą też całej struktury osób zatrudnionych w lecznictwie, w tym pań pielęgniarek. Ten proces będzie pewnie rozłożony w czasie.

Pielęgniarstwo to służba?

Zwraca pan uwagę na to, że sformułowanie „służba zdrowia” jest tutaj być może nieadekwatne. A czy dziś do pielęgniarek mówi się „siostro”? To jest też pytanie, czy protesty pokazują również pewną grę statusów. Statusu lekarza i statusu pielęgniarki.

- Nie chciałbym wprost wypowiadać się w imieniu pań pielęgniarek, bo być może to jest pytanie bezpośrednio tam adresowane. Czy to jest służba? W jakimś stopniu pewno tak. Misja być może też leży u podstaw wyboru zawodu medycznego. Ale to są także realia i wymagania, które stawia życie. Również kwestie statusu społecznego, finansowego.

Na pewno są osoby, które wykonują zawód - nie tylko medyczny - z dużym poczuciem misji. Janusza Gajosa zapytano kiedyś o misję, powiedział: Ja po prostu idę do roboty, wykonuję pracę. Myślę, że tutaj w dużej mierze też tak jest. Co do „siostry” – nie chcę wypowiadać za panie pielęgniarki. Bardzo je szanuję.

Mówię o grze statusów, ponieważ pamiętam dyskusje sprzed kilku miesięcy dotyczącą pielęgniarek. I te bardzo gorące komentarze, że 8 tysięcy pensji dla pielęgniarki to jest jednak zbyt mało. Tyle zarabiają pielęgniarki najlepiej wykwalifikowane. Pamiętam też  wywiad z szefem NFZ-u w Gazecie Wyborczej – mówił, że lekarze potrafią zarabiać i 100 tysięcy miesięcznie. To pokazuje przepaść.

- Myślę, że z ta kwota to wielki nadmuchany balon. Doba ma tylko 24 godziny i to nie są już te czasy, gdzie równolegle można było ciągnąć kilka etatów. 

Niewątpliwie rozwój zawodowy, świadomość przyszłych pielęgniarek, czy też już pielęgniarzy, wzrasta. Uczestniczę w obronach doktorskich i te stopnie otrzymują pielęgniarki. Prodziekanem jest pani profesor Agnieszka Gniadek - pielęgniarka i profesor tytularny wydziału nauk o zdrowiu. Mówimy więc o bardzo dużych osiągnięciach naukowych. Albo profesor Maria Kózka, konsultant krajowy w dziedzinie pielęgniarstwa.

Położne filarami oddziałów

Pielęgniarki chcą być wynagradzane zgodnie z ich kwalifikacji, a nie według kwalifikacji wymaganych na konkretnym stanowisku. Słusznie?

- Biorąc pod uwagę – i tu myślę, że klinicyści przyznają mi rację – pracę, na przykład na oddziale intensywnego nadzoru medycznego, oddziale intensywnej terapii, czy też praca na stacjach dializ i z pacjentem, który poddawany jest regularnie dializoterapii, to mówimy o bardzo wyspecjalizowanych zespołach (podobnie jak zespoły kardiochirurgiczne). To nie jest tak, że wyszkolony zespół nagle można zastąpić zespołem innym. W położnictwie panie położne są nieraz filarem na swoich oddziałach. Kolejny aspekt: żeby mogły funkcjonować oddziały, musi być na nich odpowiednia liczba położnych czy pielęgniarek. Więc byłbym ostrożny z tą gradacją, że osoba mająca większe kwalifikacje miałaby zarabiać tyle samo. Uważam, że ta gradacja jest słuszna, tak jak w wielu innych zawodach.

(…).

Chcą też zachęt dla młodych, żeby zostawały, po ukończeniu cyklu edukacyjnego, w zawodzie. Pan bierze udział w procesie kształcenia pielęgniarek, więc pytanie: jak je zatrzymać w zawodzie?

- To są dwie kwestie. Status zawodowy się podnosi. Pewne czynności - również w warunkach szpitala, kliniki - które kiedyś wykonywały pielęgniarki, są dziś wykonywane również przez personel niższego szczebla (mówię o czynnościach okołomedycznych). Stabilna sytuacja finansowa, możliwość kształcenia dalszego – to ważne.  Pielęgniarki i pielęgniarze mogą podnosić swoje kwalifikacje w pięcioletniej szkole doktorskiej i dostawać co miesiąc stypendium, całkiem przyzwoite. To jest pełna ścieżka rozwojowa, taką, jak mają lekarze czy fizjoterapeuci. A więc to się nie różni niczym, to są te same szkoły. Ścieżka jest otwarta. I tam finanse również są lepsze; myślę, że powinny być jeszcze lepsze.

Ostatnio prowadziłem zajęcia z przyszłymi pielęgniarkami i pielęgniarzami, była pełna sala. Zazwyczaj jest to 80-90 procent, a mówię tylko o nieobowiązkowych wykładach. To jest ogromna zmiana, widzę ją od kilku lat.

Jeszcze jeden argument podnoszony przez pielęgniarki, zresztą od lat: średnia wieku w tym zawodzie to 55 lat.

- To wiek dojrzały, w którym można korzystać ze swoich szerokich kompetencji. Nie widzę problemu w tym, że pracują osoby, które mają 55 lat, olbrzymie kompetencje i wiedzę. I jeszcze potrafią te umiejętności przekazać młodszym.