Jak jest specyfika pracy z uczniami z doświadczeniem migracji?

Dzieci z doświadczeniem migracji wymagają specjalnych zabiegów i technik dydaktycznych, które pozwoliłyby im uczyć się w polskiej szkole. Nauczyciele i nauczycielki w większości nie nie mają przygotowania glottodydaktycznego, czyli nie potrafią uczyć języka polskiego jako obcego, czy drugiego. A przecież nawet dzieci polskie, kiedy są w systemie, również uczą się języka polskiego, ponieważ one także poznają nowe słowa - „fotosynteza”, „wywierzysko”. W przypadku dzieci z doświadczeniem migracji mamy dwa elementy: dzieci uczą się języka komunikacji i języka edukacji szkolnej. Wszyscy nauczyciele muszą mieć wrażliwość językową, bo w trakcie zajęć z matematyki, przyrody będą się pojawiały problemy językowe wymagające specjalnych zabiegów. Kolejnym elementem jest adaptacja kulturowa. Przez wiele lat w polskiej szkole nie zajmowano się uczeniem wielokulturowym czy wielojęzykowym, w związku z czym nie mamy wrażliwości międzykulturowej. Nie zdajemy sobie sprawy, że nawet jeśli dzieci są z tak bliskiego kraju, jak Ukraina, uczenie ich wymaga dostosowania, patrzenia przez okulary wrażliwości kulturowej.

Jakie nowe kompetencje będą musieli posiadać nauczyciele?

- Przede wszystkim glottodydaktyczne. Nauczyciel matematyki musi zdawać sobie sprawę, że w trakcie uczenia matematyki pojawią się problemy. Wydaje nam się, że matematyka ma własny język, bardzo transparentny, ale okazuje się, że struktury gramatyczne w zadaniach czy definicjach, są dość skomplikowane. Nauczyciel nie wie o tym, że dziecko z doświadczeniem migracji może mieć kłopot na poziomie słownictwa (bryła, odcinek, stożek). Struktura językowa zdania jest zbyt skomplikowana i należy ją w miarę możliwości dostosować do kompetencji językowych uczącego się.

Czy to oznacza, że uczniowie z Ukrainy dostaną teksty uproszczone?

- To jest trudne, bo nie mówimy o jednorodnej grupie. Lepsza jest sytuacja, gdy nauczyciele maja wystarczająco dużo czasu albo są wspierani finansowo tak, jak nauczyciele klas dwujęzycznych. Wtedy mieliby więcej możliwości i czasu; do tego jeszcze gratyfikacja za przygotowanie materiałów dodatkowych dla tych dzieci. Nie ma w tej chwili planów, żeby pojawiły się specjalne podręczniki. Ale to też jest kwestia niezwykle wrażliwa - przecież chcemy, żeby cudzoziemcy uczący się w polskiej szkole uczyli się tak, jak polskie dzieci. Największym problemem, jaki pojawia się w uczeniu dzieci z doświadczeniem migracji jest to, że bardzo często upraszczamy zamiast adaptować. A to musi być wyzwanie poznawcze dla dzieci. Możemy adaptować językowo zadania, ale poznawczo te dzieci też muszą się uczyć; inaczej nie będą miały takich samych możliwości w edukacji.

Czyli dostana tę samą treść, ale z odpowiednią nakładką językową?

Tak. Razem z prof. Marią Szymańską opracowałyśmy metodę Jes-PL, która pozwala na adaptację tekstu do potrzeb uczniów i uczennic z doświadczeniem migracji.

O co tak naprawdę chodzi w uczeniu dzieci z doświadczeniem migracji? O nauczenie języka czy sukces edukacyjny?

Uczniowie z doświadczeniem migracji w Polsce wchodzą nie tylko do systemu edukacji, ale też systemu społecznego. Kiedy przyjechały pierwsze grupy z Ukrainy, to włączyło się nam myślenie życzeniowe, że wojna potrwa trzy miesiące, Ukraińcy będą u nas na chwilę. Więc zróbmy specustawę, która będzie terminowa i jakoś się uda. Badania pokazują, że uchodźstwo to jest proces, który trwa od pięciu do nawet 20 lat, i więcej. Zależy nam na dobru dzieci; chcemy, żeby dołączały do naszego systemu i miały podobne możliwości, jak polskie dzieci (jeżeli oczywiście zostaną tu dłużej). Bo jeśli nie dołączą, to będziemy mieć społeczeństwo dwóch prędkości i podobne kłopoty, jak kraje, które niewystarczająco dbają o dzieci z doświadczeniem migracji. A tego nie chcemy. Chcemy żeby była integracja.

Co znaczy sukces w kontekście tych uczniów?

Zależy w którym momencie. Dziecko, które po raz pierwszy przychodzi do polskiej szkoły, może najpierw dołączyć do oddziału przygotowawczego czyli takiej formy edukacji, która pozwoli mu - przez określony czas - na adaptację w nowym systemie. Migracja to jest niezwykle trudny moment:  jeżeli dziecko było wcześniej w innym systemie, musi teraz się dopasować do polskiego systemu. I nie chodzi tylko o podstawy języka. Żeby mogło funkcjonować w klasie, musi poznać szkołę. My wiemy, jakie egzaminy są do zdania, w jaki sposób oceniają nauczyciele, jak działa Librus i kiedy są wakacje. Te wszystkie elementy są oswojone przez polskiego rodzica i polskie dziecko, ale dla dzieci z doświadczeniem migracji to wszystko jest nowe. I dlatego jestem zwolenniczką tworzenia oddziałów przygotowawczych. Ten pierwszy rok pozwala zbudować most między jednym światem a drugim. Tu odbywa się integracja, te klasy nie mogą być wyizolowane. Jest wiele dobrych doświadczeń - współpracuję z dyrektorem szkoły w Poznaniu, który od 2017 roku, kiedy można już było otwierać oddziały przygotowawcze, otwierał je. Miał odwagę przenosić dziecko po trzech miesiącach i sprawdzać, jak będzie funkcjonować w klasie ogólnej. System wymaga pewnej elastyczności, do czego polska szkoła nie jest przygotowana, bo nasz system jest sztywny.

 

Jak pani ocenia szansę dziecka z doświadczeniem migracji, które trafia do podstawówki w 3, 5 lub 6 klasie, na to, że dostanie się do któregoś z najlepszych krakowskich liceów?

Im później dziecko wchodzi do systemu, tym jest mu trudniej. Ale znam wiele osób, które świetnie sobie radzą i osiągają sukcesy – dotyczy to tych, którzy przyjechali z Ukrainy przed wojna czy osób z Wietnamu. O jednej rzeczy musimy pamiętać: żeby mówić komunikatywnie w języku polskim potrzebujemy – oczywiście w zależności od tego, z jakiego kraju przyjechaliśmy i jakim pierwszym językiem mówiliśmy – mniej więcej od dwóch do trzech lat. Po trzech latach komunikujemy się całkiem sprawnie. Ale system edukacji szkolnej jest znacznie trudniejszy i badania (niestety nie mamy polskich, więc będą amerykańskie) pokazują nam, że na opanowanie języka edukacji potrzebujemy od pięciu do siedmiu lat. To oznacza, że dziecko, które jest w systemie pięć-siedem lat powinno być już na takim poziomie, jak rodzimy użytkownik języka polskiego.

Będzie mieć znaczenie to, że język polski to dla uczniów z Ukrainy trzeci język – po ukraińskim i angielskim?

Jeżeli dzieci są wspierane przez rodziców w poznawaniu języka, to będzie im łatwiej. Co jednak nie oznacza, że rodzic powinien mówić po polsku. Są badania, które wskazują, że dobra znajomość języka pochodzenia ma pozytywny wpływ na znajomość języka osiedlenia. Nie zachęcamy rodziców, który są ukraińskojęzyczni, rosyjskojęzyczni czy wietnamskojęzyczni, żeby rozmawiali z dziećmi w języku kraju, w którym się osiedlili. Rodzic wychowuje dziecko, pracuje z jego emocjami, więc zostawmy to językowi pierwszemu. Zależy nam jednak, żeby rodzice zrozumieli dlaczego ważny jest język polski, o tym trzeba mówić. Oczywiście, jeżeli rodzice są wykształceni, doskonale wiedzą, że poznawanie języka polskiego i działania wspierające język pierwszy nie sprawią, że dziecko nie będzie mówić w języku kraju, z którego pochodzi. Obserwując jednak Polaków za granicą, wiemy, że te taki proces się odbywa; dzieci mówią słabiej po polsku. I pewnie tak będzie z dziećmi z Ukrainy – po pewnym czasie, jeżeli nie będą intensywnie pracować nad językiem pierwszym, to on osłabnie. Wspierajmy więc rodziców, żeby potrafili pomagać w jednym i drugim języku, bo wtedy dziecko będzie mieć szeroki „portfel językowy”. Im więcej znajmy języków, tym lepiej; to się przydaje na rynku pracy. A do tego przecież przygotowujemy dzieci, oczywiście do bycia w społeczeństwie również.

Jak uczyć o polskiej kulturze, czy też polskiej kultury?

Ważne, żeby nauczyciele mieli świadomość, że koniecznie jest uczenie kultury razem z językiem. Uczmy też kultury w taki sposób, żeby można było się też spotkać między tymi kulturami. Tymczasem dziś uczymy kultury butikowej, o czym mówił prof. Burszta. Tańców, kuchni. To oczywiście ważne, ale nie są to elementy, które wzbudzają emocje. Bo my nie spotykamy się dlatego, że Polacy jedzą pierogi, a Ukraińcy pielmieni; nie spotykamy się dlatego, że są miedzy nami spory i różnimy się wartościami. Spotykamy się, żeby w tę kulturę wejść głębiej. Głębiej w kulturę dziecka, które przyjechało skądś i kulturę polską. Nauczyciele i nauczycielki świadomi kulturowo poradzą sobie z tym. Oni będą wiedzieć, skąd wzięły się artefakty, zachowania i objaśnią je. Mamy klasy, w których są dzieci różnych narodowości, więc musimy znaleźć wspólne elementy i oprzeć się na wspólnych wartościach kulturowych. Nie szukajmy tańców, ale tego, co nas łączy. Wtedy będziemy mogli się spotkać. I jeszcze jedna rzecz: wszyscy mamy stereotypy, bo tak zbudowany jest nasz mózg; ważne, żeby nauczyciel miał wrażliwość kulturową. Niech jemu/jej zapali się lampka: o, tu myślę w sposób zbyt uproszczony, to stereotyp, trzeba iść w inną stronę.

Czy polscy nauczyciele są przygotowani, żeby od 1 września rozpocząć prace z uczniami z Ukrainy? Mają odpowiednie materiały?

Razem z Justyną Wroną i Anną Mikulską opracowałyśmy podręcznik dla nauczycieli „Polski w szkole”. Ma pomóc nauczycielom i nauczycielkom uczyć w klasach 1-3. Są w nim dwie ścieżki – język edukacji szkolnej i język komunikacji codziennej. Mamy też „pudełko na emocje” czyli podpowiadamy, jak uczyć o emocjach właśnie (a to bardzo ważne). Podręcznik zawiera również elementy związane z gramatyką i uczeniem czytania. Do tego są materiały dla nauczycieli, którzy nie zawsze wiedzą, jak postępować z dziećmi z doświadczeniem migracji; nie mają przygotowania glottodydaktycznego. To szczegółowy podręcznik, w którym jest 120 lekcji i omówienia. Wystarczy tylko go otworzyć i realizować lekcje. Instytut Badań Edukacyjnych, ministerstwo edukacji i UNICEF pracują nad projektem „Szkoła dostępna dla wszystkich”- zaczynamy od trzymiesięcznych kursów dla nauczycieli matematyki, fizyki, przyrody i nauczania wczesnoszkolnego.

Co musimy zrobić, żeby po 1 września nie zrealizował się czarny scenariusz czyli społeczeństwo dwóch prędkości?

 Przede wszystkim szkoły powinny zwrócić uwagę, jakie są kompetencje dzieci, które przyjdą teraz do szkoły. A według szacunków ministerstwa edukacji może to być 50-70 tysięcy dzieci. Pojawił się pomysł, żeby zwiększyć liczbę uczniów w oddziałach przygotowawczych, ale ja apeluję do samorządów o rozwagę. Stwórzmy jak najlepsze warunki dzieciom, żeby mogły przejść z jednego systemu do drugiego i żeby rodzice mieli pewność, że ich dzieci są zaopiekowane i będzie im tu lepiej niż w zdalnym nauczaniu.