Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Michałem Ostrowickim z Uniwersytetu Jagiellońskiego, filozofem zajmującym się estetyką i m.in. światem wirtualnym.
Komu może się dziś przydać filozofia?
- Filozofia, jako królowa nauk, umiłowanie mądrości, może przydać się każdemu. Dobrze by było, żeby filozofia zaistniała, bo jest wypchnięta poza margines edukacji. Jak pada pojęcie rzeczywistości - medialnej, duchowej, świata fizycznego, pytanie czym jest nauka, jako zasób wiedzy. To teoria bytów. Rzeczywistości wokół nas jest masa. Jest rzeczywistość medialna, która może się ocierać o manipulację, jest jednak rzeczywistością. Radio nadaje, telewizja nadaje. Trzeba jednak o tym wiedzieć, że to nie jest ta rzeczywistość, która jest za oknem. Mniej więcej ta. Ma się dostęp do ulicy, która jest obok, ale już nie do innego kontynentu. Trzeba brać przez filtr to, że rzeczywistość medialna nadaje 2-tygodniową relacje w 2 minuty. To jest skrócone bez złych intencji. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę.
Pamiętam zestawienie jednego z tygodników, które przedstawiało, że wśród bezrobotnych absolwentów najmniej jest filozofów. Z czego to wynika?
- Zgadza się. Instytut filozofii odnosi sukcesy w Polsce, zajmuje czołową lokatę. Filozofia ma zdolność uogólniania, jest logika, zdolność wybiegania myślą, rozumienie tego czym jest drugi człowiek i jego działania. To zdolność poruszania się w metanauce i metazawodzie. Filozof będzie dobrym managerem, będzie mógł pewnie pokierować ludźmi. On nie musi być konkretnym specjalistą, ale będzie miał zdolność inspirowania i organizowania pracy w metapoziomie. Taka rzeczywistość zdarzenia, projektu, która się rozmywa lub ludzie są zorganizowani i kreatywni. Filozof tutaj spokojnie znajdzie swoje miejsce.
Jesteśmy w przededniu Wszystkich Świętych. Co bardziej pomaga o oswajaniu śmierci. Filozofia czy popkultura, która skreśla śmierć?
- Tu by się przydała filozofia, na przykład zrozumienie, że śmierć to etap życia. To zakończenie egzystencji, ale to nie postać z renesansowego płótna, która przychodzi z zewnątrz. Śmierć jest we wnętrzu nas. To nasz zegar, z którym chodzimy. On się ujawnia w pewnym momencie. Filozofia oswaja śmierć w sposób naturalny. Nie przetwarza jej kulturowo, nie zasłania jej i nie odsuwa ze świadomości. Świadomość śmiertelności i egzystencji i jej wypełnienia to jest to pytanie, które może być bardziej wartościowe niż stwierdzenie - nie myśl o śmierci. Warto o tym pamiętać, ale nie należy jej oddalać od siebie. To i tak do nas przyjdzie.
Pan się specjalizuje w światach wirtualnych. To wielokrotne przeżywanie śmierci i zmartwychwstania w wirtualu zmieniło nasze podejście do śmierci?
- Tutaj muszę powiedzieć, że można odczuwać emocje jak postać elektroniczna zniknie z serwera, zostanie zamknięty dostęp do internetu. To jest oczywiście nieporównywalne ze śmiercią bliskich, ale odczuwa się pewną niepewność co by było jakby mój awatar, którym jestem, gdzieś zniknął. To egzystencjalny strach, że on ma swój dorobek, ma swój wygląd i ma inwestycje finansowe, które muszą się pojawić.
To przeżywanie śmierci i zmartwychwstania to jest coś co można nazwać oswajaniem śmierci?
- Miałem znajomego z USA, którego znałem tylko w Second Life, pod postacią awatara. Była to osoba w podeszłym wieku, ale w sieci był młodym mężczyzną, posiadającym dom, sklep i miał normalne życie. Pewnego dnia zalogował się, ale to była jego siostra, która wszystkim napisała, że on zmarł w nocy. Przyszedł jego czas. On jej dał nieco wcześniej hasło. To było przykre. My go znaliśmy jako dynamicznego faceta, który w Second Life działał. Było inaczej. To była starsza, schorowana osoba, która nigdy się już nie zaloguje. To nie jest odpowiedź wprost na pana pytanie, ale kontekst jest. To nie tylko umieranie awatarów, ale także ludzi, którzy zostawiają po sobie fragmenty sieci. Są awatary, fora. To oni zostawiają w spadku. To przeżywa ich. Podobnie nasza lista znajomych na Skype nas przeżyje. Ona może się nie zmienić, bo tak działają media interaktywne. Jak się ma znajomego to skreślenie go z tej listy jest ciężkie. To pamiątki po nas w sieci.
Od kilku lat modne są wirtualne cmentarze. Co to o nas mówi?
- To kolejny sposób upamiętnienia bliskich. To sposób dla ekspresji własnych emocji. To jest dodatkowy element dzisiejszych czasów, kiedy ktoś nie może przyjechać z innego kontynentu, ale chce w jakiś sposób spotkać się z tym miejscem, gdzie są jego bliscy. To nie jest to samo. Nie jest tak, że jedno jest ekwiwalentem drugiego. To emocjonalna alternatywa. Jak na wirtualnym cmentarzu wykreuje się nagrobek, zrobi się podpis to można tam przyjść z całą rodziną jako awatar. To nie jest to samo. To nie jest zjazd rodzinny. Drugie pytanie jak często się zjeżdżą? Jak często mogą wspólnie pomilczeć, nawet w sieci? Czy to nie jest pewną wartością w stosunku do tego, że tego w ogóle nie ma, bo ktoś nie może na przykład dojechać?