Zapis rozmowy Jacka Bańki z rektorem UJ, prof. Jackiem Popielem.

UJ był pierwszą krakowską uczelnią, która zawiesiła współpracę z rosyjskimi uczelniami. Jakie bywają skutki takich decyzji w świecie nauki?

- To zawieszenie w dziedzinie badań. Nie dotyczy to studentów rosyjskich, którzy są w ramach Erasmusa. Te bolesne działania Rosji na Ukrainie nie powinny dotykać młodych ludzi, którzy często protestują. Ta forma wstrzymania dotyczy badań, wymiany naukowców różnych dziedzin. To wielki problem. W tej atmosferze tej współpracy nie powinno być.

UJ zawiesza współpracę, samorządy zrywają. Dlaczego zawieszenie?

- Mamy świadomość, że wśród rosyjskich badaczy jest wielu uczonych, którzy protestują, podpisali list. Nie chcemy na lata zrywać tej współpracy. Mamy nadzieję, że wojna się skończy i wrócimy do współpracy. Czekamy. Warunkiem odwieszenia współpracy jest wycofanie wojsk rosyjskich z Ukrainy.

Uniwersytet przeznaczył także 300 miejsc w akademikach dla uchodźców. Ile miejsc jest zajętych?

- To się zmienia każdego dnia. Wczoraj było ponad 200. Z dziś nie znam jeszcze raportu. To sytuacja miejsc przeznaczonych dla matek i dzieci. To wzruszające sytuacje. Byłem wczoraj na Kamionce w akademiku. Jest wielka pomoc naszych studentów, wolontariuszy, którzy pomagają tym matkom. Są świetlice dla dzieci, żeby się zajęły zabawą. One zostały wyrwane z normalnej atmosfery. Fascynująco zachowują się nasi pracownicy, studenci. Czasem trzeba ich odciągać od pracy, żeby odpoczęli.

Będą kolejne miejsca?

- Trudno powiedzieć. Teraz wszystkie miejsca zaczynają być wyczerpane. Wczoraj rozmawialiśmy o rzeszy studentów i doktorantów, którzy chcieliby kontynuować studia. Nie mamy miejsc. Z wojewodą będziemy rozmawiać o lokacji miejsc. Studenci muszą też mieć akademiki.

Mówimy o studentach ukraińskich?

- O studentach ukraińskich. Ta rotacja matek z dziećmi się odbywa. Wczoraj po dwóch dniach pobytu na Kamionce matka nam bardzo dziękowała. Ktoś z Niemiec przyjechał i bierze tę rodzinę do Niemiec. Miejsca też się zwalniają. Zobaczymy, jak sytuacja się ustabilizuje.

Mówi pan o studentach ukraińskich, którzy by chcieli w Polsce kontynuować naukę. Rozumiem, że nie ma odpowiedniej legislacji, żeby studenta z Ukrainy tak wprost przyjąć?

- Ona się pewnie niedługo pojawi. Wczoraj było nadzwyczajne posiedzenie Prezydium Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich i wiemy już, jakie są zapisy w tej specustawie. Studenci byliby traktowani na naszych zasadach. Będzie pewnie prosta sprawa na zasadzie porównywania efektów kształcenia. Życzliwość rektorów jest daleka. To się zacznie jednak od próby zorganizowania lekcji języka polskiego. Część zajęć jest po polsku. To procesy, które będą trwały. Nie ma jednak uczelni w Polsce, która nie będzie miała woli przyjęcia studentów z Ukrainy. Głównie dziewcząt, bo praktycznie każdy student ukraiński walczy. Jest przepis prezydenta Ukrainy.

Jakby taka legislacja się pojawiła, z których ukraińskich uczelni studenci mogliby się przenieść na UJ?

- Różnie. Wczoraj rozmawialiśmy o studentach medycyny. Współpracujemy z Tarnopolem i nie tylko. Będzie problem. Kierunki medyczne muszą ustanowić ograniczenia co do liczby studentów. Nie może to być kosztem jakości kształcenia. Rektor Grodzicki przekazał do Ministerstwa Zdrowia, jakie liczby będą na dany rok. Raczej nie przyjmiemy studentów roku pierwszego.

A zatrudnianie w Collegium Medicum naukowców z Ukrainy?

- Za każdym razem będą to indywidualne prośby. Ważna sprawa... Osoba, która by chciała w Polsce studiować lub pracować, musi mieć status uchodźcy. To będzie w specustawie. Pomoc indywidualna w takim wypadku może pozbawić statusu uchodźcy.

Mówił pan też o kursach języka polskiego. Uniwersytet to uruchomił. Ile osób korzysta?

- To coś wspaniałego. To inicjatywa instytutu polonistyki. Włączyli się nie tylko nauczyciele, ale też studenci. Oni uważali, że niezbędna będzie pomoc w opanowaniu języka. W ciągu kilku dni przygotowaliśmy małe słowniczki ukraińsko-polskie. One są rozdawane, żeby ludzie podstawowe słowa i zwroty mieli. To poważne problemy. To kwestie załatwienia spraw, część matek chce też zostać. Już załatwialiśmy kontakty ze szkołami, żeby dzieci próbowały się odnaleźć w rzeczywistości.

To zadanie dla ukrainistyki? Wiemy, że będziemy potrzebować setek nauczycieli posługujących się językiem ukraińskim.

- Tak, ale ja myślę, że sami Ukraińcy studiujący w Polsce mogą być przydatni. Mamy blisko 1300 osób z Ukrainy na UJ. To studentki, które zostały. Mężczyźni wrócili, żeby walczyć. Te osoby są chętne, żeby kurs języka polskiego im dać. Ci studenci nieźle mówią po polsku. To piękne poruszenie w Polsce. Ma się przekonanie, że to jest najważniejsze. W tym okresie trzeba pomóc ludziom, którzy tu przybywają. Mam trochę lat. Dawno nie widziałem tak pięknych zachowań ludzi. To najlepsza szkoła edukacji etycznej.

W jakie inicjatywy angażują się ukraińscy studenci UJ?

- W różne. Wczoraj był problem zorganizowania zajęć sportowych dla dzieci. One się muszą znaleźć w rzeczywistości, która da im świadomość, że jeśli to ma być ich miejsce na jakiś czas, żeby się poczuli dobrze. To kwestia zakupów, zakupu lekarstw. Mamy studentów medycyny. Pomoc jest. Rano obserwowałem prośby matek do wolontariuszy, żeby szybko sprawy załatwić. Każdy ma swoje potrzeby. Ktoś musi wspomagać te kobiety i dzieci. Dzieci są w wieku od kilku miesięcy do kilkunastu lat.

Jakie inne inicjatywy planuje jeszcze UJ lub samorząd studencki? Słyszymy o studencie matematyki, który stworzył platformę, na której lekarze oferują Ukraińcom darmową pomoc.

- To coś niebywałego, jak ten trudny okres pokazuje inwencję naszych studentów. Pokazywanie, gdzie można jeszcze pomóc… Pomoc medyczna to podstawa. Ludzie są w różnym stanie, mają problemy zdrowotne. Taka inicjatywa studentów jest genialna. Ta forma zbierania informacji pokazuje, że inwencja studencka jest pomocna.