Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem Lewicy profesorem Maciejem Gdulą:
- Panie pośle, jakich narzędzi gospodarczych powinna użyć Komisja Europejska, by wymusić na koncernach farmaceutycznych większe dostawy szczepionek. O takiej konieczności mówiono wczoraj podczas szczytu V4 w Krakowie.
- Na pewno Unia Europejska powinna domagać się realizacji umów, może też użyć nieformalnych nacisków, bo też jest dużym tworem politycznym, który ma interesy, które daleko wykraczają poza czas pandemii, więc koncerny będą musiały w UE funkcjonować i powinny traktować Unię poważnie, ale też Unia powinna się zastanowić, czy nie należałoby zbudować koncernów niezależnych od tych, które już istnieją. Koncernów, które byłyby konglomeratami firm narodowych pod kontrolą państw członkowskich, żeby uniezależnić się od firm, które w sytuacjach kryzysowych nie stają na wysokości zadania, nie chcą współpracować i stawiają na zyski zamiast na solidarność. Najlepszym pomysłem byłoby jednak upublicznienie patentu na szczepionkę. Mogłyby wtedy z niego korzystać inne firmy, nie tylko te, które wzięły pieniądze z Unii na badania, a teraz stawiają na to, by zwiększyć swoje zyski.
- A te problemy z dostawami szczepionek to porażka wspólnoty?
- Ja bym powiedział, że to jest przykład tego, jak niestety działa kapitalizm. To nie jest wina Wspólnoty, która dała pieniądze na to, żeby jak najszybciej szczepionki rozwinąć, a teraz koncerny dbają tylko o swój interes, w tej sytuacji myślenie o przyszłości muszą wziąć na siebie politycy. Mamy sytuację, w której ludzie umierają, a prywatne firmy zdają się tego nie widzieć i stawiają na nabijanie kiesy w momencie, kiedy ludzie potrzebują pomocy. Proszę zobaczyć, jaki tu jest brak solidarności między podmiotami gospodarczymi. Oni nie myślą o tym, że szybszy koniec pandemii oznacza wzrost gospodarczy, ożywienie kondycji innych firm, myślą tylko o sobie. W tej sytuacji politycy i państwa muszą wziąć na siebie myślenie o całości.
- Jak pan spogląda na rosnącą codziennie liczbę zakażeń, czy dostrzega pan prostą drogę do ponownego lockdownu?
- Ja mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo to pogorszyłoby i sytuację gospodarczą, i nastroje społeczne. Ludzie chcą naprawdę powrotu do normalności. Ta szczepionka dała na to nadzieję. Teraz znowu lockdown to będzie coś, co się bardzo negatywnie odbije na całym życiu społecznym. Rozmawiam z rodzicami, którzy posłali dzieci do szkoły, oni są bardzo zadowoleni z tego, że i dzieciom jest łatwiej, im jest łatwiej. To jest bardzo duże obciążenie dla rodziców, więc powinniśmy przede wszystkim starać się przestrzegać zasad sanitarnych, bo to jest głównie powód większej liczby zakażeń. Ludzie trochę się rozluźniają, jak są znoszone kolejne obostrzenia, a to powinno być tak, że znoszeniu obostrzeń towarzyszy większa dbałość o zasady higieny, no i można tylko o to apelować. Jeżeli będzie więcej zakażeń, no to będzie nam wszystkim ciężej, dłużej będziemy wychodzić z pandemii.
- Czy ten ewentualny powrót do lockdownu powinien być jednocześnie nowym otwarciem związanym z egzekucją przepisów? Na wiele otwierających się firm spogląda się dość pobłażliwie. Chyba wszyscy znamy restauracje, które próbują funkcjonować w trybie stacjonarnym, jak gdyby nic się nie działo.
- Powodem jest rozpacz, w jakiej są ci ludzie. Ja się z nimi solidaryzuję w tym sensie, że rozumiem, w jakiej oni są trudnej sytuacji. Żadnych widoków na otwarcie gospodarki, rząd przesuwa kolejne terminy, w których mogłoby do tego dojść. Oni walczą w jakimś sensie o życie. To jest sytuacja nie do pozazdroszczenia. Jednocześnie muszą być przestrzegane standardy, w przeciwnym wypadku będzie tylko gorzej. To jest tragiczna sytuacja. Ja byłbym za tym, żeby ze względu na poczucie solidarności, jakie mogą mieć ludzie z przedsiębiorcami, oni starali się przestrzegać wszystkich zasad, bo wtedy mamy szansę z tego wyjść.
- Dlaczego Lewica nie pali się do Koalicji 276 i czy to w ogóle była poważna propozycja, czy charakter był wyłącznie medialny KO, a pana ocenie?
- Wiadomo, że jak jest opozycja, to chce mieć jak najlepszy wynik. 276 mandatów to jest bardzo poważny wynik i też, który pomaga na dość swobodne rządzenie także w sytuacji koabitacji z prezydentem, który się nie wywodzi z tego nowego układu, tylko jest związany z PiS. W tym sensie jest to sytuacja, o której marzy się na opozycji. Jest jednak pytanie, jak do tego dojść. Taki pomysł, że to powinna być wspólna lista, wystawiona przez partie opozycyjne jest moim zdaniem złym pomysłem. To dobrze pokazują obecne dyskusje o kwestii prawa aborcyjnego. Widać jak w bólach rodzi się stanowisko PO. Mam nadzieję, że ostatecznie Platforma będzie za liberalizacją, widać, jak bardzo to jest kontrowersyjne, dla Lewicy to jest jeden z podstawowych postulatów, w ogóle niekontrowersyjny. Walczymy o tę liberalizację i w tej sytuacji ułożenie wszystkich na jednych listach jest przepis na to, żeby się w ważnych sprawach pokłócić, żeby ta koalicja była niewyraźna. My stoimy na stanowisku, powtarzamy to od lat, że nie można zbudować alternatywy wobec rządzących wyłącznie na tym, że się ich krytykuje i chce się ich odsunąć od władzy, to jest za mało. Na samym tzw. anty-PiS-ie daleko się nie zajdzie i potrzebne są różnice między partiami opozycyjnymi i jednocześnie potrzebna jest współpraca między nimi. To się wcale nie kłóci, natomiast ludzie muszą mieć wybór, muszą wiedzieć, na kogo głosują.
- Jeśli KO opowie się za liberalizacją i jeśli ta propozycja będzie zbieżna z obywatelskim projektem, czyli legalna aborcja do 12. tygodnia, to coś zmieni między tymi dwoma blokami opozycyjnymi?
- Po pierwsze będzie to krok w dobrym kierunku, w zasadzie wszystkie badania, w których pada pytanie o to, czy kobiety powinny mieć swobodę do decydowania do 12. tygodnia, czy przerwać ciążę, czy nie, pokazują, że większość Polek i Polaków opowiada się za tym rozwiązaniem. Od 45 do 70 proc. nawet wyraża taką opinię, więc gdyby PO odwróciła się od tych ludzi, no to byłoby to bardzo dziwne posunięcie. To na pewno też ułatwi współpracę na opozycji. Im większy blok partii, które popierają liberalizację, tym lepiej. Na pewno to też sprawi, że różnica między PiS, które doprowadziło do w zasadzie całkowitego zakazu aborcji, będzie wyraźniejsza. Moim zdaniem to będzie działało polaryzująco, ale na niekorzyść PiS.
- Jak pan ocenia efekty badań CBOS sprzed tygodnia? Wynika z nich, że niemal co trzeci młody Polak deklaruje poglądy lewicowe, takiej sytuacji nie było od 20 lat, natomiast nie widać, żeby beneficjentami były same partie lewicowe, bo sondaże tego nie pokazują. Co się dzieje?
- Nasze badania pokazują, że zmienia się skład wyborców lewicy. Oni są młodsi, to są ci ludzie, którzy protestowali na ulicach, doświadczyli brutalności ze strony policji. My to obserwujemy, ale nie ma oczywistego przełożenia między poglądami a głosowaniem na poszczególne partie, czy na określonych liderów. To jest kwestia też dłuższej pracy i przyciągnięcia tych ludzi, uświadomienia im, że my chcemy ich reprezentować, czy że nasz program najlepiej reprezentuje ich przekonania. Staramy się to robić. Można powiedzieć, że powinniśmy to robić lepiej, skoro nie ma efektów, ale my wierzymy, że te efekty z czasem przyjdą, ale na pewno powstaje pokolenie, które jest zdecydowanie antyprawicowe. To, na jaką partię zagłosują, nie jest pewne, natomiast jasne jest, że nie będą chcieli głosować ani na Konfederację, ani na PiS. To jest coś nowego i to jest doświadczenie pokoleniowe tych ludzi, konfrontacji z władzą, z opresją, takie poczucie też wspólnoty. To jest coś, co moim zdaniem na długo Polskę ukształtuje. W tym sensie, że to jest coś stałego, bo doświadczenia pokoleniowe, związane z przełomowymi momentami, poczuciem zagrożenia, a jednocześnie wspólnotą i solidarnością, to zostaje na lata.
- Rektorzy krakowskich uczelni przekonywali wczoraj, że z uwagi między innymi na wielkich, globalnych graczy, łączenie polskich uczelni w takie uczelniane giganty, składające się z kilku szkół wyższych jest nieuniknione. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
- Przyznam, że jestem sceptyczny, bo jest pytanie - po co się łączyć? Czy tylko po to, żeby lepiej wyglądać w rankingach? Dla mnie rankingi nie są ostateczną miarą jakości nauki. Jeżeli chodzi o współpracę między uczelniami, to ona może funkcjonować bez łączenia się w duże struktury. W takich dużych strukturach zanika poczucie, że funkcjonuje się w instytucji, na którą ma się wpływ. Jeżeli instytucja jest wielka, gdzieś tam na czubku jest rektor, który podejmuje decyzje, pracownicy coraz mniej się liczą, coraz bardziej są traktowani nie jako gospodarze, tylko jako pracownicy, których się rozlicza z efektów. Moim zdaniem to jest bardzo zły kierunek rozwoju nauki, który już w krajach zachodnich, tam, gdzie są uczelnie, które są bardzo wysoko w rankingach, jest takie poczucie, że nauka, zwłaszcza jeśli chodzi o nauki humanistyczne, społeczne, degeneruje się przez ten model. Ludzie tracą ochotę do pracy, są skoncentrowani wyłącznie na produkcji artykułów i to jest też coś, co odcina uniwersytet od społeczeństwa. Dlatego jestem bardzo sceptyczny.