Zapis rozmowy Bartłomieja Bujasa z profesorem Andrzejem Piaseckim
Panie profesorze, czy jedynka na liście to rzeczywiście gwarancja sukcesu?
To jest duża gwarancja sukcesu, z naciskiem na słowo gwarancja. Nigdy nie ma 100%, ale jest to taka polityczna predestynacja, która daje ogromne prawdopodobieństwo, zwłaszcza jeżeli chodzi o duże partie. W przypadku małych partii, jeśli ta partia dostanie mandat w okręgu, to będzie to jedynka.
Panie profesorze, a może to wynika z tego, że my jako społeczeństwo wciąż częściej głosujemy na partię, na komitet wyborczy, a nie na konkretne nazwiska. Łatwiej jest nam postawić krzyżyk przy pierwszym nazwisku u samej góry?
Tak, to nawet trochę ordynacja wymusza, bo idąc na wybory, dostajemy karty do głosowania z listami partyjnymi, a nie listę kandydatów, tak jest to do Senatu, już w pierwszym rzucie wybieramy partię, a potem dopiero kandydata. Znaczna część wyborców sugeruje się wskazaniami partyjnymi, czyli pierwszy na liście to jest ten, któremu partia dała większe zaufanie, na którego może warto głosować, żeby zaoszczędzić sobie czasu, żeby to było prościej, żeby to było też z duchem większości wyborców. Tak chcemy się czuć właśnie w tej większości.
Te przesunięcia jedynek do innych okręgów, co one nam pokazują, bo to jest kolejny rok wyborczy, kiedy taki proces zachodzi?
Opłaca się jedynki dawać tam, gdzie medialnie z racji celebrowania polityki przez niektórych działaczy będzie on znany w całym kraju, ale z drugiej strony w centrali, ogólnie mówiąc, w Warszawie mamy za dużo kandydatów i trzeba ich rozproszyć po terenie, nie ma raczej przypadku, by kandydat z prowincji kandydował z Warszawy, natomiast odwrotnie jest taka szansa.