Według krakowskiego historyka, byłoby to jednocześnie nawiązanie do krakowskich tradycji upamiętniania w ten sposób najważniejszych osób w historii Polski. Jak zastrzega prof. Nowak, sypanie kopca nie miałoby w żaden sposób charakteru religijnego, lecz wyłącznie świecki.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem z UJ.
Pana słowa o spólnym sypaniu kopca Jana Pawła II to rodzaj metafory czy konkretna propozycja?
- To konkretna propozycja. Jak ktoś odbiera te słowa jako metaforę to nie żałuje. Zależy mi na idei zasypywania pokładów wrogości i nienawiści, które źle czynią naszej wspólnocie. Poza ideą jest praktyczny zamysł. Moim zdaniem Jan Paweł II zasługuje na pamięć i wdzięczność. W tradycji Polski i Krakowa jest wpisana ta szczególna forma, jaką jest kopiec. Ktoś może powiedzieć, że to jest anachronicznie, ale współuczestniczenie w budowie takiego znaku wdzięczności, że każdy mógłby dosypać swoją garstkę, jest ważne. Wielu Polaków by chętnie dosypało garstkę ziemi z myślą o Polaku, który jednoczył a nie dzielił.
Takie wielkie wspólnotowe przeżycie może mieć charakter zmiany czy jest w tym trochę magii?
- Od magii jestem jak najdalszy. Nie chodzi mi o talizmany, ale o formę przeżycia zbiorowego. To może opisać psychologia. Jest takie powiedzenie, które sobie cenię – dzielenie dzieli, budowanie buduje. Szansa wspólnego budowania, nawet dosypanie swojej części ziemi, zostawi ślad jak zobaczymy wokół siebie innych. Nie będzie nas łączyła wrogość czy protest. Z poczucia wdzięczności i sympatii zrobimy to. Nie chodzi o symbol religijny, ale o uhonorowanie największego Polaka. Nie świętego i papieża, ale kogoś kto ma dla nas znaczenie. Wierzący i niewierzący mają swoje powody, żeby się do tego dołączyć.
Powiedzieliśmy o sobie wszystko. Powiedzieliśmy, że trzecie pokolenie AK walczy z trzecim pokoleniem kapusiów. Powiedzieliśmy o moherach i gestapo. Jest jeszcze pole do dyskusji?
- Jak długo padają tylko słowa, ale tak się niestety nie stało. Była ofiara mordu politycznego wykonana przez fanatyka i przeciwnika PiS. To było kilka lat temu w Łodzi. Na szczęście tego rodzaju przemoc się nie rozpowszechniła. Słowa mają znaczenie i potrafią ranić, ale jak długo nie zabijamy siebie, tak długo jest szansa ze słów się wycofać i zrozumieć ich zły wpływ na nasze życie. Jak obrzucamy się słowami to przestajemy sobie ufać i traktujemy się jako obcy. Przypomnę straszne zachowania tuż po tragedii smoleńskiej, kiedy część wspólnoty uznawała za słuszne sikać na miejsca symbolicznie ważne dla tych, którzy stracili najbliższych w tej katastrofie. To zaprzeczenie społeczeństwa, lekceważenie żałoby. Myślę, że wobec tego podziału, powinno przyjść opamiętanie i próba cofnięcia się znad krawędzi, za którą jest przejście do czynów najgorszych. Trzeba szukać symbolicznych miejsc spotkania. Jak ktoś ma lepszą ideę takiego spotkania to niech ją realizuje. Mi to przychodzi do głowy.
Może ani jednej, ani drugiej stronie politycznego sporu o to nie chodzi? Chodzi o wyostrzanie sporów. Dzięki wyostrzaniu sami siebie lepiej definiujemy i lepiej definiujemy politycznego wroga.
- Wszyscy należą do jednej czy drugiej partii? Wszyscy są w KOD albo w komitecie zwalczającym KOD? Większość Polaków nie należy do partii. Ci, którzy głosują na partie, też niekoniecznie utożsamiają się z taktyką polityczną liderów partii. Wszędzie na świecie liderzy mają swoją taktykę polityczną. Ta taktyka nas nie obowiązuje. Z całą sympatią dla partii, na którą głosuję, jestem wolny. Każdy ma wolną wolę, żeby zdecydować czy ważniejsza jest taktyka polityczna czy budowanie takiej przestrzeni życia z innymi, w której będzie możliwa lepsza współpraca. Bez symboli taka współpraca będzie niemożliwa. Będziemy się nienawidzić. To utrudnia funkcjonowanie na co dzień.
Jaką wizję Polski powinni zobaczyć ci wszyscy, którzy przyjadą na ŚDM?
- Jak najlepszą. Jak padła informacja po podpisaniu umowy między MSZ a mną, jako potencjalnym autorem tej publikacji, pojawiły się absurdalne pytania dziennikarzy, że może tam powinno być o Jedwabnem, albo wokół przeszłości Wałęsy. To chore. Takie podejście do idei zaprezentowania Polski pielgrzymom, którzy przybywają na święto religijne i chcą poznać nasz kraj jest chore. Mamy zaczynać od kontrowersyjnej dyskusji na temat pojedynczego wydarzenia z historii czy od tego, że był taki Jan Paweł II? To do niego ci ludzie przyjeżdżają. Skąd on się wziął? Z historii polskiego antysemityzmu? Ktoś chce, żeby tak przedstawiać historię Polski, od czarnych kart i wyolbrzymiać je jak to robi Gazeta Wyborcza od 25 lat i media, które skupiają uwagę a tym co złe? Wstydźcie się wy, którzy tak myślicie. Każdy musi odnaleźć dumę z domu, w którym mieszka. Trzeba umieć go pokazać gościom. Jak przychodzi ktoś do nas do domu normalnie rozumianego to pokazujemy mu zamiecione brudy i świństwa, które się kiedyś tu dokonały? Czy pokazujemy portrety przodków? Ci ludzie przyjeżdżają dla Jana Pawła II, katolicyzmu i polskiej świętości. Trzeba pokazać wielkich świętych – św. Jacka, Stanisława czy Wojciecha. Można im to przypomnieć. Wszyscy oni skupiają się w tej postaci. Tylko przez Jana Pawła II mamy to wielkie święto. Trzeba to pokazać. Musimy pokazać tradycję polskiego zakorzenienia w chrześcijaństwie europejskim. Zakorzenienia przez chrzest. Tak się składa, że te dni odbywają się w momencie 1050 rocznicy chrztu. To wszystko trzeba i można pokazać.