"Nie jesteśmy w stanie przeprowadzić Igrzysk z tą władzą, projekt Igrzyska 2022 to tylko sposób na przepychanie publicznych pieniędzy" - przekonywał w porannej rozmowie Radia Kraków poseł Terlecki. Według niego władze Krakowa nie wierzyły, że pomysł zorganizowania Igrzysk jest realny i teraz myślą, jak się z niego wycofać. Zwłaszcza, że fikcją okazały się plany rozbudowy przed Olimpiadą infrastruktury drogowej.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, Ryszardem Terleckim.
Prezydent Majchrowski jak zwykle zagrał wszystkim na nosie tym wnioskiem referendalnym w sprawie Zimowych Igrzysk?
- Tak. Zorientował się, że od początku nikt nie wierzył, że Olimpiada jest możliwa dla Krakowa i tego środowiska politycznego. Ta wiedza, że sobie z tym nie poradzą, przebija się na zewnątrz. Wszyscy myślą teraz, jak się rakiem wycofać. Prezydent to robi. Przerzuca odpowiedzialność na Radę i mieszkańców.
Ale żaden z posłów PiS nie protestował przeciwko ZIO w tym studiu. Przeciwko Igrzyskom głosował także tylko jeden radny PiS – Adam Kalita.
- Wiem, ale ja od początku pisałem i mówiłem, że w to nie wierze. To sympatycznie myśleć, że jesteśmy w stanie zrobić Olimpiadę. Nie jesteśmy w stanie z tą władzą polityczną, która ma większość w Radzie. To tylko sposób na przepychanie pieniędzy z publicznych na prywatne. Trochę etatów, trochę biur a rzecz się rozmyje. Pieniądze jednak zostaną w kieszeni. To takie działania. Przy okazji przed wyborami samorządowymi można pomieszać ludziom w głowie. Jak to się stało, że nie byliśmy miastem gospodarzem Euro? Ta ekipa nie była w stanie tego wywalczyć.
Mam wrażenie, że budzę się dzisiaj w innej rzeczywistości. W grudniu był obywatelski wniosek o referendum. Radni niezależni chcieli przeznaczyć milion złotych w budżecie na przeprowadzenie głosowania. Tylko sześciu krakowskich radnych za tym głosowało. PiS też się nie popisał.
- Nasi radni mówili o konsultacjach. To tańsza forma niż referendum. Ona też daje jakąś wiedzę, można ocenić, jakie jest zainteresowanie mieszkańców. Jest jeszcze jeden problem. W międzyczasie wychodzą nowe informacje. Na przykład takie, że te całe fantastyczne plany, jeśli chodzi o drogi i infrastrukturę, to pic. Nie będzie i nie ma pieniędzy. Będą tylko opowiadać, że przerobią stadion na lodowisko.
Niezwykła rzecz. Wystarczyło kilka słów Jacka Majchrowskiego i dzisiaj o Igrzyskach mówimy jako o picu.
- Ja to mówiłem już wcześniej.
Jak się zachowają radni PiS, jak dojdzie do głosowania nad wnioskiem referendalnym?
- Nie wiem. Mnie ta wiadomość wczoraj zaskoczyła. Wydamy kolejne pieniądze, żeby prezydent Majchrowski mógł umyć ręce i powiedzieć, że nie on decydował. Skoro jest takim bohaterem, to niech sam podejmie decyzje i brnie w to dalej.
Jeśli będzie taki wniosek w czerwcu czy lipcu, to referendum będzie trzeba przeprowadzić w ciągu 50 dni. To nie obejmie wyborów samorządowych. Będzie trzeba zorganizować referendum między wyborami europejskimi a samorządowymi.
- Tak, to kolejny nonsens.
To jaka będzie frekwencja? Po co to wszystko?
- Żadna, pewnie to wypadnie gdzieś w sierpniu. Nie mówię już o tym, że jeśli ta decyzja jest czemuś potrzebna, to ona powinna być w czerwcu, zanim komitet olimpijski będzie oceniał te wnioski. To pasmo niepowodzeń, ale się temu nie dziwie. Ta ekipa nie jest do niczego zdolna.
Z drugiej strony to pokazuje, że prezydent Majchrowski rozegra wszystkich.
- Co to znaczy rozegra? Coś wymyśla, rzuca pomysł a jak się okazuje, że nic z tego nie będzie, to wycofuje się rakiem.
Współczuje kandydatowi PiS, który będzie się musiał po raz kolejny zmierzyć z Jackiem Majchrowskim. Słyszałem jednak, że niekoniecznie będzie to Andrzej Duda. Rzeczywiście?
- Andrzej Duda w tej chwili jest szefem ogólnopolskiego sztabu w wyborach do Europarlamentu i kandydatem do niego. On ma właściwie gwarancje, że będzie eurodeputowanym. Tym samym jego walka o Kraków schodzi na dalszy plan.
Tym bardziej, że jest przymierzany do tego, co by się miało stać po wyborach parlamentarnych w przyszłym roku.
- Czyli do rządu PiS. Tak jest.
Zatem kto w Krakowie? Pan? Kiedyś już pan startował.
- Nie. Takich pomysłów nie mam. Poprzednio gdy pojawiały się takie pomysły, to odmawiałem. Wszyscy się przyzwyczaili.
Zatem kto?
- Zobaczymy. Mamy pewien pomysł, będziemy o tym mówili w odpowiednim momencie.
Ten pomysł jest związany z parlamentarzystą PiS?
- On jest związany z osobą, która będzie mogła powalczyć o prezydenturę.
To parlamentarzysta PiS? Kiedy się dowiemy?
- Nie będziemy nic mówili. Poczekajmy przynajmniej do połowy maja. Niech się jedna burza wyborcza przewali. Potem będzie następna.
Sytuacja na Ukrainie i sprawa Rosji to powinny być podstawowe tematy debaty przed wyborami europejskimi?
- Moim zdaniem nie. To jeden ważnych tematów, który zaskoczył opinię publiczną nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Wszyscy muszą się do tego odnieść. Jak widzimy, rząd i PO zmieniły swoją opcję na problem Ukrainy i Rosji. Przedtem Ukrainą się nie interesowali, nie było wsparcia dla starań Ukrainy o podpisanie czegokolwiek z Europą. Teraz się obudzili i próbują straszyć Polaków, że będzie wojna i tylko oni są w stanie ochronić kraj.
Boi się pan, że rząd się za bardzo utuczy na sprawie Ukrainy?
- Usiłuje to wykorzystać. Nagle premier przypomniał sobie, że jesteśmy w NATO i trzeba mieć armię. Oni niszczyli polskie wojsko a ono jest nagle potrzebne. PO deklaruje teraz odtwarzanie armii. To nieudacznicy, którzy próbują rozpaczliwie się utrzymać na fali wydarzeń międzynarodowych.
PiS podejmie przed wyborami temat bezpieczeństwa w kontekście wspólnej waluty?
- Przed wyborami nie ma chyba potrzeby. To odległy pomysł, nie ma o czym mówić. Trzeba mówić o polskich interesach w UE.
Prezes Kaczyński mówi o korpusie ochrony wyborów. PiS tak się boi przegranej, że już mówi, że trzeba się będzie wyborom uważnie przyglądać?
- Nie boimy się przegranej. Uważamy jednak, że trzeba się przyglądać wyborom. Doświadczenie z ostatnich wyborów z Mazowsza, gdzie było widać, że na pewnym obszarze dochodzi do dziwnych zdarzeń wskazuje, że wyborów trzeba pilnować. My to właśnie zrobimy.
Prasę przeglądał Andrzej Sikorowski: