Mówimy o dyskryminacji bezpośredniej i pośredniej. Czym jest ta pierwsza?
Artur Lesner: - Dyskryminacja bezpośrednia w miejscu pracy, to - na przykład – różnicowanie wysokości zatrudnienia w zależności od płci. Kiedy kobiety, tylko z faktu, że są kobietami, mają niższe wynagrodzenie na tym samym stanowisku, co mężczyźni. Przyznawanie wyższych wynagrodzeń nowo zatrudnionym na tym samym stanowisku, jest również dyskryminacją.
Płace są tajne, nie wiemy, ile zarabia nasza koleżanka lub kolega.
-To, że nie rozmawiamy o naszych pensjach jest kwestią kulturową. Orzecznictwo sądów i dyrektywa unijna zakazują jednak pracodawcom zabraniać nam mówienia o swoich pensjach, ale też ustanawiania kar umownych za informowanie o niej.
Dyskryminacja może więc dotyczyć naszych płac, ale też naszych obowiązków w pracy.
- Weźmy przykład uczelni: osoby, które mają małe dzieci i nie są w stanie zapewnić im opieki po szkole/przedszkolu, dostają zazwyczaj wyłącznie prowadzenie zajęć i wykładów w godzinach porannych i południowych. Ci, którzy nie mają dzieci pracują zazwyczaj po południu i wieczorem, i tak tydzień w tydzień. Taki grafik ma wpływ na jakość życia.
Z jaką jeszcze dyskryminacją możemy się spotkać?
- Ukrytą pod płaszczykiem uprzejmości. To „seksizm dobrotliwy”, który polega na kształtowaniu nierównych warunków zatrudnienia, pozornie z korzyścią – i tu znów statystyka – dla kobiet. Dajemy im mniej obowiązków, a co za tym idzie mniej możliwości, żeby wykazały się swoimi kompetencjami.