Według wiceszefowej MSZ deportacja może dotyczyć około 30 tysięcy Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych. Jak pan ocenia te wyliczenia?

- To jest język zupełnie rozmijający się z językiem prawniczym. Język polityków operuje wielkimi kwantyfikatorami. Szukaliśmy w ramach mojej specjalizacji i organizacji, w których działam (imigracyjnych prawników w Stanach), dokładnych danych. Moim zdaniem liczba jest o wiele większa niż te 30 tysięcy. Nie każdy Polak, który przebywa w USA zdaje sobie sprawę z tego, że jego status, jak mówią ładnie Amerykanie, jest nieudokumentowany. Między nieudokumentowaniem, a nielegalnym imigrantem jest dla prawnika zasadnicza różnica. Jeżeli przyjmujemy dane oficjalne i weryfikowane przez służby amerykańskie, to na terenie Stanów obecnie przebywa około 11 milionów nielegalnych imigrantów. To jest prawie 300 tysięcy ludzi w ośrodkach deportacyjnych. Reszta jest rozsiana po całej Ameryce, zajmuje się wszystkim i niczym.

Ilu Polaków wróci do Polski z USA? Ekspert: „Nie spodziewałbym się masowych deportacji” Ilu Polaków wróci do Polski z USA? Ekspert: „Nie spodziewałbym się masowych deportacji”

Polacy w koszyku europejskim

Wiceszefowa MSZ zwraca uwagę, że to zwykle osoby, które wyjechały w latach 90. Kim są osoby, które mają nieuregulowany - czy też mogą mieć nieuregulowany -  status migracyjny w Stanach Zjednoczonych?

- Są na przykład studenci, którzy też się zaliczają do tych nieudokumentowanych imigrantów. Bardzo dużo osób jest zauroczona Ameryką, poszukują przygód. Mamy też ludzi, którzy wyjechali w latach 80., 90., i teraz się dowiadują, że ich status jest nielegalny. 20 lat temu myśleli, że prawnik załatwił im zieloną kartę. To są bardzo różne przypadki. Casus Polaków nie jest w samym centrum zainteresowania administracji amerykańskiej. Polacy - jako grupa imigrantów nielegalnych – mieszczą się w koszyku, gdzie jest Europa, Australia i Oceania. Nazwałbym ich „frytki”. Bo głównym daniem są obywatele Ameryki Południowej.

 

Skoro nie jesteśmy daniem głównym, tylko frytkami, to zgodzi się pan z opinią, że deportacje nie dotyczą Polaków, ponieważ Polacy pracują, płacą podatki, mają rodziny? Problemem są Latynosi.

- Jeżeli wsłuchać się w oficjalny komunikat władz amerykańskich - zaraz po zaprzysiężeniu nowego prezydenta - można wnioskować, że deportacje będą się odbywać w trybie pilnym w przypadku tych osób, które popełniają przestępstwa. Stąd też to ograniczenie w traktowaniu tych ludzi jako grup terrorystycznych, nieprzyjaznych państwu amerykańskiemu. To jest jak połów szprotek. Jeżeli w tej sieci znajdzie się 15 Polaków, to wiadomo, że trafią do młyna imigracyjnego. Potem przesiedzą trochę w ośrodku deportacyjnym albo są wypuszczani na wolność – dlatego, że jeżeli ich status majątkowy pozwala na przyjęcie, że nie uciekną na drugą stronę wybrzeża, to będą podlegać procedurze imigracyjnej z wolnej stopy, jak w Europie.

Jest jeszcze jedna grupa, o której się nie mówi – ci, którzy przeszli z Kanady do Stanów (w czasach, kiedy nie potrzebowaliśmy wiz do Kanady). I grupa, już takie bardziej „criminal tango”, przeprowadzana przez gangi meksykańskie przez słynną rzekę Rio Grande. Jeździłem do ośrodków deportacyjnych na granicy meksykańsko-amerykańskiej, odwiedzałem Polaków, którzy byli ofiarami tak zwanych „kojotów” czyli przeprowadzaczy przez góry. Nie wspominam już o sytuacjach, kiedy Polaka przeprowadzano z Meksyku do Meksyku i mówiono mu, że jest Stanach.

Polskie paszporty są bardzo ciekawym towarem na rynku południowoamerykańskim, więc te polskie paszporty są zabierane.

Czyli polski paszport jest mocny.

- A to dlatego, że jest paszportem europejskim. Pozwala na wycieczkę do Europy. Ale co ma zrobić Polak, jeżeli zostanie złapany przez służby imigracyjne i nie ma paszportu polskiego? Musi zwracać się o pomoc do naszych służb konsularnych.

Polak na prerii

 

Co mają teraz zrobić Polacy? Duża część z nich pochodzi z Podhala (nawet 150 tysięcy osób w Chicago). Słyszą apele polskich władz, żeby uregulować kwestie związane z pobytem, kwestie ważności paszportu.

 - Powiem tak, jak ten rabin Rosenzweigowej: ja ci dobrze radzę, rób jak uważasz. Więc można oczywiście wejść z ulicy do konsulatu i złożyć wniosek o paszport polski. Ale wtedy rozpocznie się procedura weryfikacji tej osoby, bo to nie jest tak, że każdy, kto czuje się Polakiem może przyjść do konsulatu i powiedzieć: chcę paszport, chcę wracać, przeczytałem apel polskich władz, że będzie w Polsce fajnie. Trzeba weryfikować ciągłość obywatelstwa i mówimy o procedurach, które dotyczą poświadczenia posiadania lub utraty obywatelstwa polskiego. Niestety, politycy w swojej fantazji w ogóle nie przywiązują do tego wagi. Mówią, że wyrobienie polskiego paszportu dla  osoby, która nigdy nie go nie miała, to miesiąc. Tak nie jest. Zazwyczaj trwa to do roku. Jest jeszcze druga grupa osób, które miały polskie obywatelstwo, ale je utraciły i tu w grę wchodzi procedura o przywrócenie obywatelstwa polskiego. Lądujemy więc w Polsce, a tu jedynym właściwym organem dla wszystkich Polaków za granicą jest Mazowiecki Urząd Wojewódzki. Tam te wnioski się mielą, nikt nie przywiązuje wagi do oświadczeń polityków, bo tam pracują fachowcy. Są wykwalifikowani urzędnicy w urzędach wojewódzkich w każdym mieście, tam wnioski są procedowane.

Niedawno składałem wniosek Polaka ze Stanów, który nie miał od 20 lat paszportu. Dostałem SMS-a, że przybliżony czas oczekiwania to rok. No i ok, szczera prawda. Tylko że te fantazje o powrotach Polaków, że oni tutaj przywiozą swoje doświadczenie i język… Nie po to ktoś wyjeżdżał do Stanów i tam sobie siedzi na prerii, żeby teraz jechać do Kielc.

Jak mogłaby przebiegać procedura deportacyjna w wypadku obywateli Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych?

- Wyspecjalizowane służby oceniają ryzyko ucieczki i ukrywania się osoby mającej być deportowaną. Jeżeli ma dobrego prawnika, może wykazywać przed sądem imigracyjnym swój status. Każdy ma prawo do spotkania z sędzią imigracyjnym. W takich wokandach uczestniczyłem kilkanaście razy – trwają pięć, sześć minut na osobę. Imię, nazwisko, dlaczego tu przyjechałeś, wiesz, że jesteś nielegalnie i tak dalej. Ale jak ktoś zaczyna budować historię, że przyjechał legalnie, ma dokumenty, tylko je zgubił, pies mu zjadł; albo, że wygasła mu zielona karta i o tym zapomniał… - to trwa dłużej.

Mam taki przykład: spotkałem w San Diego Niemca, który miał firmę swoją, knajpkę i nagle się okazało - po 30 latach - że przebywa nielegalnie. A płacił podatki. To jest jak z filmów Buñuela. Nagle ktoś się dowiaduje, że musi się pakować, jechać do kraju, w którym nigdy nie był albo, z którego dawno wyjechał. Nie mówi w języku tego kraju, nie zna jego obyczajów, historii. To będzie dla niego kłopot.

 

To wrócą czy nie wrócą?

- Nie wiem. Prawnicy będą mieć mnóstwo pracy tam, w Stanach, a w Polsce będzie twarde lądowanie. I tym ludziom trzeba będzie pomóc.