Zapis rozmowy Rafała Nowaka - Bończy z Tomaszem Stodolnym z portalu bochnianin.pl.
Nie możemy dziś zacząć od czegoś innego niż prezydent Andrzej Duda, który wciąż jest honorowym obywatelem Bochni.
Tak, dzieje się ostatnio w Bochni dużo. W ciągu zaledwie tygodnia mieliśmy głosowanie nad petycją dotyczącą odebrania honorowego obywatelstwa miasta prezydentowi RP, ale mieliśmy też erupcję wewnętrznego konfliktu w Platformie Obywatelskiej, głosowanie na dwie ręce na sesji Rady Miasta, liczne polityczne oświadczenia, wreszcie zawiadomienie do prokuratury.
Zacznijmy od pięćdziesięciu petycji z prośbą o wykreślenie Andrzeja Dudy z listy zasłużonych dla miasta Bochni.
Tak, dokładnie. W zeszłym tygodniu Rada Miasta głosowała nad kilkudziesięcioma petycjami o podobnej treści, których autorzy wnosili o pozbawienie prezydenta Andrzeja Dudy tytułu honorowego obywatela Bochni. Przypomnę w skrócie, że w petycjach pojawiały się zarzuty między innymi o łamanie Konstytucji, ale niektórzy radni wskazywali też na dość powszechne wśród mieszkańców przeświadczenie, że po prostu Andrzej Duda nijak związany jest z Bochnią i żadnych zasług dla tego miasta nie ma. Swoją drogą, można chyba uznać, że ta dyskusja przed tygodniem na sesji to potwierdziła, bo argumenty podnoszone przez obrońców mające tych rzekomych związków dowieść były trochę rozpaczliwe. Znacznie lepsze i prawdziwe były te wskazujące na polityczny charakter tych petycji no i obawy o wydźwięk, jaki miałoby podjęcie takiego radykalnego kroku.
Czyli chce pan powiedzieć, że po prostu radni się przestraszyli?
Myślę, że dla części był to taki argument za tym, żeby po prostu skoro już raz nadano taki tytuł, to teraz nie robić wokół tego takiego zamieszania, bo jakiś by to miał odbiór, choćby u osób, które chcielibyśmy w przyszłości takim tytułem wyróżnić. Ostatecznie wynik głosowania nad zasadnością tych petycji to było 10 za i 11 przeciw.
No, to bardzo bliziutko.
Bardzo bliziutko, o odrzuceniu zdecydował zaledwie jeden głos. No i wydaje się, że na razie temat jest zamknięty, choć nie sposób wykluczyć, że jeszcze wróci.
Skoro zamknęliśmy temat Andrzeja Dudy, to przejdźmy do fermentu politycznego w Koalicji Obywatelskiej, bo tam dużo się dzieje, jak mówił pan przed chwilą.
Bardzo. Ostatnie dni zdominowały wydarzenia polityczne, które ujawniły bardzo poważne tarcia wewnątrz bocheńskiej Platformy Obywatelskiej, czyli na bezpośrednim zapleczu politycznym burmistrz Bochni Magdaleny Łacnej. Żeby państwu się dobrze słuchało i było wiadomo, o czym mówię, to musimy cofnąć się w czasie z naszą opowieścią.
Zacząć chyba należy od tego, o czym też kiedyś wspominałem na antenie Radia Kraków, że struktury Platformy Obywatelskiej na Bocheńszczyźnie nigdy nie były specjalnie rozbudowane i silne, a po 2015 roku właściwie się rozsypały. Można powiedzieć, że ich wskrzeszenia dokonał Krzysztof Nowak, radny Sejmiku Województwa Małopolskiego, który co prawda pochodzi z Tarnowa i z tamtym regionem jest kojarzony, ale od ponad dekady rodzinnie związany jest z Bochnią. Tutaj mieszka i zaangażował się w odbudowywanie PO na ziemi bocheńskiej. I nie sposób odmówić mu skuteczności, bo to właśnie on jest głównym architektem sukcesu kandydatki PO w wyborach budownictwa Bochni. Platforma wprowadziła do Rady Miasta w sumie cztery osoby, jedna z radnych została przewodniczącą Rady, więc jeszcze raz obiektywnie trzeba to uznać za spory sukces, biorąc pod uwagę, że w poprzedniej kadencji Platforma w Radzie Miasta miała, uwaga, zero przedstawicieli.
Ale nie ma róży bez kolców, tak?
Dokładnie. Platforma nie rządzi sama, musi w radzie współpracować z dwoma lokalnymi komitetami, aczkolwiek to nadal nie daje jej większości, musi jeszcze zabiegać o głosy dwóch niezależnych radnych, którzy stawiają się w roli języczka uwagi. Ale po tej wiosennej euforii, po zwycięstwie w wyborach samorządowych minęło kilka tygodni, no i objawiły się te wewnętrzne tarcia, które się nasilają. Pierwsze sygnały zaczęły docierać do opinii publicznej i do nas dziennikarzy w momencie, gdy w urzędzie na stanowisku szefa nowo utworzonego wydziału kancelarii burmistrza zatrudniony został pan Tomasz Urynowicz. Od razu upewniam słuchaczy, tak, to ten Tomasz Urynowicz, który w przeszłości był wicemarszałkiem Małopolski. To jest człowiek spoza Bochni, co wydaje się być w tej historii kluczowe, postrzegany jako człowiek ściągnięty tutaj do pomocy pani burmistrz przez właśnie wspomnianego Krzysztofa Nowaka. To zatrudnienie zostało wtedy skomentowane i skrytykowane publicznie przez trzy radne Platformy Obywatelskiej. Joanna Michałowska, Katarzyna Korta-Wójcik i Urszula Golińska wydały wspólnie oświadczenie, w którym zakomunikowały, że z nimi to nie było w ogóle konsultowane i uważają, że, tu cytat: „niepotrzebne są nam zaciągi ludzi z miasta Krakowa czy innych, ponieważ sami potrafimy zadbać o nasze sprawy”. To był pierwszy widomy znak, że coś się dzieje. Natomiast zaczęliśmy obserwować kolejne objawy. To były głosowania na sesjach, wypowiedzi na sesjach krytyczne wobec pani burmistrz. Atmosfera ostatecznie, wyraźnie zgęstniała w zeszłym tygodniu. Co prawda najpierw w wywiadzie dla bochnianin.pl szefowa Rady Miasta Katarzyna Korta-Wójcik zapewniła, że mimo wszystko nadal wspiera panią burmistrz. Ale krótko potem odbyła się konferencja prasowa, na której wspólnie z przewodniczącą klubu radnych Jolantą Michałowską de facto oskarżyły wspomnianego Tomasza Urynowicza oraz koalicyjny lokalny komitet o to, że ci spiskują, uwaga, z Prawem i Sprawiedliwością i chcą dokonać przewrotu w Radzie, zmieniając prezydium. No mocne, ale po 24 godzinach te konferencje i te rewelacje przykryło inne wydarzenie, którego bohaterkami zostały te same panie.
Głosowanie na dwie ręce, tak?
Dokładnie.
Podczas sesji Rady Miasta pani Jolanta Michałowska w czasie jednego z głosowań oddała głos za nieobecną koleżankę. W Bochni radni oddają swoje głosy za pośrednictwem tabletów i wyglądało to w ten sposób, że po prostu radna sięgnęła do urządzenia koleżanki, której akurat na sali nie było i kliknęła tam głosy za.
A to jest przestępstwo.
Na sali zapanowała konsternacja. Przypomnę, obrady prowadziła pani Katarzyna Korta-Wójcik, która została postawiona w niezręcznej sytuacji. Ostatecznie radna przeprosiła, tego głosu nie wzięto pod uwagę. No ale to zdarzenie ma swoje konsekwencje na razie polityczne, a zobaczymy czy jeszcze nie inne. W sytuacji, w której panie tak otwarcie wystąpiły wcześniej przeciwko swojemu środowisku, to po tym, co zdarzyło się na sesji, oberwały z każdej strony. I zaczęły być grillowane. Pani radna Michałowska za to, że zagłosowała na dwie ręce. W Platformie od razu wszczęto procedurę usunięcia jej z szeregu w partii. Na razie nie ma decyzji co do wykluczenia, ale procedura została już chyba na drugi dzień wszczęta. Natomiast na panią Katarzynę Kortę-Wójcik zaczęto wywierać presję, że jako przewodnicząca prowadząca tamte obrady ma teraz obowiązek doniesienia do prokuratury na koleżankę. Pani przewodnicząca, oczywiście świadoma tej presji i tego obowiązku, a jednocześnie nie chcąc do końca się ugiąć i chcąc pewnie pozostać lojalną wobec sojuszniczki, w minioną środę, owszem, powiadomiła prokuraturę.
Ale nie o przestępstwie, tak?
Jak sama wyjaśnia, nie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a po prostu o incydencie, który zdarzył się na sesji, przy okazji tłumacząc w tym piśmie do prokuratury, że radna przeprosiła, że głos nie był brany pod uwagę itd., czyli, mówiąc w skrócie, taka trochę kuriozalna sytuacja. Zawiadamiając prokuraturę, jednocześnie zawiadamiająca wskazała na znikomą szkodliwość czynu i że właściwie to niewiele się wydarzyło. Ta barwna historia na pewno będzie mieć jakąś kontynuację. Warto zauważyć przy okazji tych wydarzeń, że PiS, który przez ostatnie miesiące siedział z boku i pewnie z rozbawieniem połączonym z zażenowaniem przyglądał się, jak Platforma potyka się o własne sznurówki, postanowił po raz pierwszy odezwać się mocniej i w wydanym oświadczeniu nie tylko skrytykowano te pierwsze miesiące działania, cytuję: „koalicji ośmiu gwiazdek”, ale zasugerowano, że jak tak dalej pójdzie, to oni podejmą działania, żeby przejąć władzę w Radzie Miasta. Myślę, że obserwujemy pewnego rodzaju próbę sił, po której to, co w Radzie na razie chaotyczne, w końcu zacznie się układać, a przynajmniej chciałbym, aby tak było. Wszyscy bardziej od zapasów w błocie i jałowych sporów to wolimy konstruktywne działanie i na takie oczekujemy.