Zapis rozmowy Jacka Bańki z Mariuszem Waszkiewiczem z Towarzystwa Na Rzecz Ochrony Przyrody i Bogdanem Pękiem, senatorem i myśliwym.
Jacek Bańka: Nieletni jako uczestnicy i naganiacze w polowaniu to codzienny widok?
Bogdan Pęk: To nie jest wielka kwestia sporna, żeby nieletni nie uczestniczyli w polowaniach. Nie jestem przeciwny.
J.B: Czyli tu jest consensus. Ta sprawa nie powinna podlegać dyskusji?
Mariusz Waszkiewicz: Ja nie rozumiem takiej dyskusji. Udział dzieci w zabijaniu zwierząt to patologia. To gwałt na psychice dzieci. Jak ktoś się zasłania tradycją, to było to ileś wieków temu. Eskimosi tak robią, ale w cywilizowanym kraju w XXI wieku, nie widzę powodu.
J.B: Inny postulat to polowanie bez użycia ołowiu. Da się to zrobić?
B.P: Tak. Nie ma wątpliwości, że ołów jest metalem wybitnie szkodliwym. Jak można go zastąpić, to dobrze. Chodzi o śrut stalowy czy ze stopów innych metali. Ołów się nie rozkłada. To też nie jest sprawa sporna. Nawiązując do tych demoralizacji, to powiem, że ich jest więcej. One rozkładają tkankę społeczną a protestów nie ma. Te protesty są specjalistyczne.
J.B: Polowanie z użyciem ołowiu jest tak szkodliwe? Robi się to od wieków i zatrucia środowiska gołym okiem nie widać.
M.W: Zatrucia gołym okiem nie widać. Od lat są jednak prowadzone badania. Większość amunicji ląduje w stawach i ryby czy inne zwierzęta chorują na ołowicę. Od lat takie zakazy są wprowadzane w USA, Kanadzie, znacznej części Europy. To już powoli standard.
J.B: Co z pana perspektywy jest do zmiany w nowym prawie łowieckim?
B.P: Przede wszystkim samo polowanie, traktowane jako działalność gospodarcza, jest elementem niezbędnym. Jakoś trzeba redukować zwierzęta kopytne: jelenie, sarny czy dziki. One zostawione swojemu losowi, zjadłyby las. Jest jeszcze element gospodarczy. To jest przemysł przetwórstwa. Polowanie tak, wypaczenia nie. To ma być etyczne, zgodne z prawem i zasadami. Redukcja musi być poprzedzona dokładną selekcją, liczeniem. To ma być racjonalne.
J.B: Tu jest zgoda? Nie można tego wyeliminować, bo musimy ingerować w populację zwierzyny.
B.P: Tak. Tutaj mówimy o zwierzętach łownych i sporu nie ma. Pojawiają się jednak zjawiska uderzające w ptaki śpiewające. Sroki czy wrony i kruki, które są pod ochroną, żyją bardzo długo. One wybijają ptaki śpiewające. Nie ma skowronków w moim terenie. Jest ogromna ilość półdzikich kotów i sroki, które od razu polują na pisklęta. Trzeba się zastanowić nad pewnymi zakazami.
J.B: Co z ptakami? Ekolodzy raczej są niechętni polowaniu na ptactwo.
M.W: Zgadzam się, że pewne odstrzały są potrzebne, ale widzę to trochę inaczej. Chodzi o takie gatunki jak norka amerykańska czy jenot. Natomiast nie widzę powodu do polowania na ptaki drapieżne. Większość myśliwych nie jest w stanie odróżnić gatunków w locie i strzelają do wszystkiego. Odstrzał nie powinien być prowadzony dla przyjemności. To powinno być dobrze uzasadnione, za zgodą dyrektorów ochrony środowiska i wykonywany nie przez hobbystów, ale przez zawodowe służby leśne.
J.B: Jest tak, że obserwujemy powstawanie dobrego prawa?
B.P: Ja jestem człowiekiem myślącym racjonalnie. Kocham przyrodę i las. Uważam, że wszystko musi być robione z głową. Jest w tej chwili spora nagonka na doprowadzenie do zakazu polowań. Stoją za tym ekoterroryści. Tego nie mogę poprzeć. Prawidłowa ochrona przyrody jest niezbędna.
M.W: Obawiam się, że nie. Jak mamy sejmową komisję, gdzie zasiadają właściwie sami myśliwi, to trudno mówić o dobrym prawie. To powinno być zrównoważone. Powinny być wysłuchiwane głosy drugiej strony a tego nie ma. Nie widzimy przychylności dla pomysłów, żeby dzieci nie mogły brać udziału w polowaniach. Są też inne rzeczy, jak polowanie bez zgody właściciela na jego łąkach. Towarzystwo dzierżawi działkę i nie podoba nam się, jak myśliwy tam wchodzi, żeby polować. W innych kwestiach się krzyczy o świętym prawie własności. Tu tego nie ma.