Poprosiłem pana o rozmowę po doniesieniach z ostatnich dni, że w krakowskim Cogiteonie dochodzi do mobbingu. Wcześniej dowiedzieliśmy się w takiej sprawie zapadł wyrok dotyczący MOCAK-u. Wydaje się, że jest pan najlepszą osobą by to skomentować. Z jednej strony jest pan uznanym prawnikiem, a z drugiej sam doświadczył pan mobbingu.
Przyznam, że te ostatnie lata były próbą zniszczenia ludzi w różnych aspektach, bo były to nie tylko działania służb - tak zwanych rzeczników dyscyplinarnych ministra, ale polegało to także na uporczywym nękaniu przez pracodawcę, czyli dokładnie temu o czym mówimy - mobbingowi w czystej postaci.
Na czym to polegało w pana przypadku?
Najpierw pozbawiono mnie różnych funkcji z naruszeniem procedur, które funkcjonowały wtedy w prawie. Dam przykład: byłem rzecznikiem prasowym Sądu Okręgowego w Krakowie. Procedura mówi: żeby odwołać rzecznika kiedy zmienił się prezes sądu, należy uzyskać opinię tak zwanego kolegium sądu, czyli takiego organu, który jest w prawie opisany. W tym momencie autokratycznie - moim zdaniem - wadliwie powołany przez ministra Ziobrę prezes, dokonuje takiego odwołania, ale nie ma formalnej opinii kolegium. Rzuca hasło na tym gremium, gremium mówi, że trzeba na ten temat procedować, ale okazuje się, że dalsze procedury idą, czyli pozbawia się mnie funkcji. Kolejnym elementem jest przeniesienie mnie do innego wydziału. Nie ma merytorycznego uzasadnienia dla tego przeniesienia. Znowu jest procedura przewidziana w prawie, czyli kolegium i znowu bez decyzji tego kolegium zostaję przerzucony do innego wydziału. Dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, że ja na przykład bardzo dużo sądzę jeszcze w tym starym wydziale. Tym - nazwijmy to - legalnym. Pewnego dnia przychodzę do gabinetu i nie mogę podejść do biurka dlatego, że złożono w moim gabinecie sterty akt po referacie koleżanki, która była nieobecna z powodu długotrwałej choroby nowotworowej. Chodziło o to żeby psychicznie i także fizycznie załamać pracownika. Nakładanie nadmiernej ilości pracy jest jednym z elementów ja może powiem jaka jest taka definicja kodeksowa…
O to chciałem zapytać, bo mobbing to jest obce słowo. Jego źródłosłów nie jest polski. Jest bardzo pojemne i nie do końca zrozumiałe dla wszystkich. Czy można by je zamienić na znęcanie się, nękanie? Czy to jest dobry trop?
To jest wszystko: i nękanie, i znęcanie się nad kimś. Taka definicja, która jest określona w kodeksie pracy mówi o działaniach lub zachowaniach dotyczących pracownika, skierowanych przeciwko niemu, które polegają na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu. Mobbing występuje, gdy działania te wywołują u pracownika zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodują lub mają powodować poniżenie, ośmieszenie, wyizolowanie lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników, więc ta definicja jest szeroka. Pamiętam też taki przypadek ewidentnego mobbingu jednej z pracownic sądu, która nosiła koszulkę „Konstytucja” w tym czasie kryzysu konstytucyjnego. Nagle osoby, które decydowały o jej miejscu pracy, a była świetnym pracownikiem - przenoszą ją do innego działu nie dając jej nic do roboty. Przez okres kilku tygodni ta osoba doznaje takiej frustracji, że sama zwalnia się z miejsca pracy dlatego, że jest w otoczeniu, gdzie wszyscy mają swoje biurko, swoje zadania, swój zakres czynności, a ona została tam przerzucona po to, żeby wyrwać ją ze środowiska gdzie dobrze wypełniała swoją rolę pracownika, ale jednocześnie pokazać, że w innym wydziale jest nieprzydatna - po to właśnie żeby się sfrustrowała. Wymienię jeszcze jakie są elementy tej taktyki upokarzania przez mobberów. To nieuzasadniona krytyka, zniesławienie - wiemy co się za tym kryje, wyśmiewanie, nieodpowiednie żarty, obraźliwe gesty, sarkazm, publiczne krytykowanie wyglądu. Taktyki zrażania są różne - na przykład zakaz robienia przerw pod groźbą utraty pracy. To mogą być groźby ustne kierowane do pracownika bezpośrednio lub w szerszym gronie, używanie wulgaryzmów. Czasami nawet w niektórych zakładach pracy dochodzi do jakichś elementów przemocy fizycznej. To może być zamykanie w pomieszczeniu, popychanie, szarpanie, nakazywanie zostawania po godzinach pracy, bądź też taktyka pomniejszania kompetencji. Polega ona na tym, że komuś kto ma w umowie wyższe kompetencje - dajemy pracę, która jest poniżej jego umiejętności, albo izolujemy go od grupy, w której powinien pracować. Te metody są naprawdę bardzo bogate.
To wszystko jest bardzo szerokie, dlatego być może mobbing trudno udowodnić. Z tego co wiem, sąd dosyć rzadko przyznaje rację poszkodowanym. Wracając jednak do tych dwóch pretekstów, od których zaczęliśmy rozmowę – w przypadku pani Lidii Krawczyk z MOCAK-u to się udało.
Nie chcę wchodzić w kompetencje orzecznicze sądu, ale wiem, że rzeczywiście te sprawy są trudne dowodowo dlatego, że mobber z reguły zachowuje się sposób świadomy. On wie dobrze, że pracownik może pójść do sądu. Dzisiaj mamy tę drogę dwutorową, jedna to droga z kodeksu pracy: pracownik może zwolnić się z pracy nie dochowując tych wszystkich terminów, które go obowiązują, ale oczywiście musi później przed sądem udowadniać dlaczego to zrobił. Są też różne możliwości roszczeń w sądzie pracy. Jeżeli chodzi o te możliwości odszkodowawcze dla pracownika, to są dwa elementy, czyli odszkodowanie i zadośćuczynienie. Zadośćuczynienie jest takim elementem odpłaty w formie pieniężnej za doznaną krzywdę, czyli my mówimy tak: ja przez ten okres cierpiałam, byłam zdenerwowana, rzutowało to na moje życie rodzinne, osobiste, musiałam chodzić do lekarza, brać leki uspokajające - to po prostu jest wyrównanie krzywdy. I to się oczywiście da przeliczyć pieniądze. To jest trudne, ale sądy to muszą zrobić. Drugim elementem jest element odszkodowawczy. Tutaj rzeczywiście trzeba się do tego dobrze przygotować w postaci dokumentacyjnej. Często taki mobbowany pracownik nie myśli o tym, że za pół roku będzie musiał pójść do sądu, bo ten mobbing się tak nasila, że po prostu nie da się pracować w tym miejscu pracy, w takich warunkach. W przypadku korzystania z wizyt u psychologa, psychiatry, przyjmowania leków – taki pracownik wykupując leki zostawia sobie rachunki, zostawia sobie faktury po to, żeby później w ewentualnym procesie odszkodowawczym mógł wykazać dokładnie sądowi jakie koszty poniósł. Musimy pamiętać, że w sądzie nie wystarczy mieć rację, ale trzeba ją udowodnić, więc ten pracownik musi być dobrze przygotowany. Oczywiście są też różne metody „łapania” takich mobberów. W moim przypadku – potrąciła mnie maszyna sprzątająca w sądzie, w tym czasie kiedy byłem mobbowany w pracy. Kiedy zarzucono mnie dużą liczbą spraw. Ilość pracy jaką mi przydzielono przekraczała możliwości jakiegokolwiek ogarnięcia ich, więc zaraz pojawiły się skargi na przewlekłość, które uderzały we mnie, ja się denerwowałem kiedy pracodawca nakładał na mnie ilość pracy, która przekracza całkowicie moje możliwości. Oprócz tego przerzucono mnie do wydziału, który staje się dla mnie swego rodzaju kolonią karną. Nawet sama pani prezes z nominacji ministra Ziobry przyznała przed sądem w Katowicach, że wtedy kiedy ona rozpoczynała prezesowanie - w wydziale, do którego mnie przerzucono – liczna spraw wynosiła 160 na osobę. W szczytowym momencie tego mobbingu liczba spraw, które mi przydzielono przekraczała 500. To było ewidentnie stworzenie takiego miejsca po to, żeby tam trafiali ludzie do szykan. Wracając do wypadku z maszyną sprzątającą - proszę o wydanie monitoringu, bo musiałem zoperować kolano i pracodawca przez 3 miesiące odmawia mi wydania zapisu monitoringu zwodząc mnie na różne sposoby, więc też mnie mobbuje w ten sposób. Komisja wypadkowa, która jest w sądzie stwierdza, że był wypadek. Wtedy pracodawca rozwiązuje komisję i sprowadza firmę zewnętrzną, która ma stwierdzić, że nie było wypadku. Musiałem iść do sądu pracy i po pięciu chyba latach prawomocnie wygrałem sprawę udowadniając, że doszło jednak do wypadku.
A jaka jest druga droga dochodzenia swoich praw w przypadku gdy jesteśmy mobbowani?
Jest jeszcze droga karna.
Czy pana zdaniem do mobbingu dochodzi częściej, gdy przełożony ma tak zwane plecy, tak jak w przypadku Cogiteonu? Na przykład pani Wądrzyk sama mówiła o sobie, że ma koneksje polityczne, wcześniej była współpracownicą pani Beaty Szydło. Czy jest tak, że jeśli ktoś się czuje bezpiecznie, to wtedy może sobie pozwolić na więcej?
Tak, u nas w sądzie były dokładnie te same schematy. Osoby, które czuły, że instytucje nie działają albo są całkowicie podporządkowane woli partii - mają parasol ochronny i te osoby czują się zupełnie bezkarne. „Wyślijcie zawiadomienie do prokuratury i tak wiem, że mój kolega nie pozwoli doprowadzić do tego, żebym ja została skazana, ale nawet oskarżona.” To jest niestety walka z wiatrakami. Jeżeli system staje się niedemokratyczny to to się przekłada na szereg instytucji samorządowych, rządowych, państwowych. W tym okresie kiedy tworzy się władza autorytarna - jej funkcjonariusze czują się absolutnie bezkarnie. Czują, że mają polityczny parasol i to doprowadza później do niszczenia swoich podwładnych za poglądy polityczne, ale czasem także za jakieś osobiste animozje. Mamy wprowadzony już od dawna przepis kodeksu karnego - to jest artykuł 190a - „kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub jej osoby najbliższej - wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność - podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.”
I to jest właśnie ta druga droga prawna.
To jest ta druga droga prawna kiedy składamy doniesienie, oddajemy to w ręce prokuratury, czasem policji, która przekazuje prokuraturze. Możemy pisać także do Państwowej Inspekcji Pracy - to jest kolejna droga taka administracyjna. Ta inspekcja kontroluje wtedy zakład. W każdym zakładzie powinna działać komisja antymobbingowa. Pracownik musi mieć do kogo się poskarżyć.
Ważna jest też ta mądrość pracodawcy, bo oczywiście są osoby, które mają pewną nadwrażliwą naturę. Wtedy pracodawca też powinien reagować w sposób odpowiedni, żeby nie generować pewnych zagadnień w przyszłości. Jeżeli widzi, że jakiś punkt staje się zapalny, to czasem warto zmienić stanowisko nie pogarszając sytuacji, czasem porozmawiać, czasem mediować, czasem powiedzieć tym, którzy mają zadatki na mobberów jaka odpowiedzialność za to grozi. Czasami to wystarcza, czasami niestety sprawa opiera się właśnie albo o Inspekcję Pracy, albo o prokuratora, albo o Sąd Pracy.