Zapis rozmowy Jacka Bańki z Łukaszem Stachem i Radosławem Marzęckim, politologami z Uniwersytetu Pedagogicznego, współautorami raportu "Pokolenie '89".
Jacek Bańka: Najmłodsi wyborcy to albo lewicujący hipsterzy, albo prawicowcy sympatyzujący z Ruchem Narodowym albo Korwinem. To zbyt duże uproszczenie?
Radosław Marzęcki: Wydaje mi się, że duże. Młodych wyborców nie można kategoryzować. To elektorat chwiejny. Z drugiej strony jest to wysoce zdepolityzowania grupa obywateli. Ona traktuje politykę z dystansem a polityków jako ludzi niewiarygodnych, którzy nie potrafią złapać wspólnego języka z tą grupą. To problem.
J.B: To nie jest kolejne uproszczenie, że ci urodzeni po 1989 roku są zupełnie apolityczni?
Łukasz Stach: Nie można powiedzieć że to pokolenie apolityczne. 50% z tych osób interesuje się polityką. Frekwencja w młodszej grupie też jest większa niż w tej starszej grupie. To pokolenie jest apolityczne w sensie partycypacji w organizacjach politycznych. To pokolenie bierne. Procent członkostwa w organizacjach politycznych czy społecznych jest niski. To determinuje problem zmiany pokoleniowej, której to pokolenie pragnie. Ono nie ufa klasie politycznej, która ich zdaniem nie odpowiada na problemy zwykłych ludzi i nie zajmuje się problemami młodych ludzi. Oni krytykują elity polityczne i pozostają bierni. Sami nie wchodzą do polityki.
R.M: Wyjaśnię metaforę „dryfującego pokolenia”. Wpletliśmy to w narrację książki. W tym pokoleniu ludzi urodzonych po roku 1989, drzemie niezagospodarowany potencjał. On jest do wyzwolenia, ale przez sterników, którzy pokażą wzór do naśladowania.
J.B: Czyli to dryfowanie polega na tym, ze raz młodzi są elektoratem takiej partii a za chwilę łączą się z inną ideą?
Ł.S: My patrzymy na ludzi młodych szerzej, ale ogólnie tak. Trudno jest mówić o sterniku, który by mówił młodym ludziom na kogo mają głosować. Młodzi ludzie są chwiejni i to widać. Najpierw największa grupa głosowała na KNP, potem na PiS, wcześniej na Palikota. To nisza niezagospodarowana i instrumentalnie wykorzystywana.
J.B: W tym roku mamy wybory parlamentarne. Kto może na tym skorzystać?
Ł.S: Ktoś kto dotrze do młodych ludzi. Obserwujemy wśród kandydatów na prezydenta RP osoby młode, ale one mówią starym językiem. Z jednej strony młodzi mają postawy postmaterialne, chęć osiągnięcia czegoś w życiu. Problemem są niskie pensje i bezrobocie. Młodzi ludzie sadzą, że elity polityczne nie mają dla nich oferty. Zadaliśmy pytanie co by było jakby się pojawiła hipotetyczna partia młodych. Okazało się, że 60% ankietowanych poparłoby tego typu ugrupowanie. Wskazuje to, że młodzi szukają oferty politycznej na rynku, ale nie mogą jej znaleźć. Młody wiekiem kandydat nie musi być młodym w oczach elektoratu.
J.B: Czyli młodzi i piękny 40-letni: Ogórek, Duda, Jarubas to piękne maski, ale ten sam, stary język partyjny?
R.M: Młodzi kandydaci to efekt wymuszony. Zmiana w polityce jest, ale czy ta zmiana niesie za sobą nową jakość? Szukanie wspólnego języka z nowym typem wyborcy jest ważne. Ten wyborca nie patrzy przychylnie na politykę. Możemy mówić o depolityzacji, jako stylu życia. Młodzi ludzie rozmawiają o polityce ze znajomymi i rodziną. Jak mówiłem o sternikach to są to ludzie, nauczyciele, ludzie mediów, wykładowcy. Czy oni potrafią pokazać dobry wzór, który będzie procentował rekrutacją do polityki lepszego materiału ludzkiego?
J.B: Skoro mówimy o tych młodych, 40-letnich to zmiana pokoleniowa zachodzi tylko w strukturach partyjnych? Nie ma nowego języka?
Ł.S: Tak. W oczach młodych ludzi ci kandydaci są elementem starego establishmentu. Partie polityczne nie są otwarte dla młodych ludzie. Te „młodzieżówki” partii to są powoli ludzie 40+. Główną cechą w partiach jest lojalność wobec liderów. Dla osób dynamicznych to przeszkoda. Wypycha ich to z polityki. Ich wizje w zderzeniu z rzeczywistością to strata. Wczoraj gościliśmy najmłodszego prezydenta miasta ze Starachowic, który ma 25 lat. On mówił, że partie go zawiodły.
J.B: Jest szansa na jakąś zmianę? Czy tak naprawdę ci młodzi kandydaci to konkurs "karłów politycznych"?
R.M: Wydaje nam się, że młodzi ludzie rozkładają swoje poparcie polityczne między partie i kandydatów, których znamy. Problemem polityki jest utrudniony dostęp nowych podmiotów do rywalizacji z dużymi partiami. One mają większe szanse. Dopóki nie ustanowimy nowych zasad, które pozwolą odświeżyć ofertę polityczną, to młodzi ludzie dalej nic atrakcyjnego nie znajdą w tej ofercie.
J.B: Czyli stare pod maską nowego?
Ł.S: W dużej mierze tak. Pytanie jak długo to stare pozostanie? Na korzyść elit działa fakt, że młodzi ludzie mają wybór. Mogą wyjechać. To rozładowuje napięcia na rynku pracy i w polityce. Ten elektorat, który byłby wywrotowy i głosował na nowe podmioty, wyjeżdża za granice. To podtrzymuje obecny system. On jest odrzucany przez młodych ludzi.