Było to 24 września 1939 r. - pod wsią Husynne, nad Bugiem, niedaleko Hrubieszowa... Tam znalazł się polski oddział pod dowództwem majora Witolda Radziulewicza. Oddział sformowany został z resztek rozbitych wcześniej formacji. Liczył 1500 żołnierzy i składał się z przedziwnej mieszanki wojska, m.in.: szwadronu 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, samodzielnego Batalionu Chemicznego, baterii artylerii lekkiej oraz oddziałów konnej Policji z Warszawy oraz prawdopodobie ze Lwowa. Polacy kierowali się na południe, kiedy zwiad doniósł o zbliżających się oddziałach Armii Czerwonej. Sowieci próbowali zamknąć okrążenie wokół polskich żołnierzy. Na szczęście nie dopuściła do tego artyleria a major Radziulewicz postanowił szarżą wybić sobie drogę przez szeregi przeciwnika.
Jako pierwsze ruszyło do szturmu pół tysiąca jeźdźców z konnej Policji, za Policją poszli Ułani Jazłowieccy. Szarżujących wspierał ogień moździerzy Batalionu Chemicznego. Część policjantów miała na głowach galowe hełmy z grzebieniem przypominające trochę napoleońskich kirasjerów, lub nawet rzymskich legionistów. Impet ataku i niezwykły wygląd polskiej jazdy wywołały panikę wśród czerwonoarmistów. Świadkowie tej niezwykłej bitwy mówią o "popłochu i rzezi" wśród sowieckich oddziałów.
Niestety - wkrótce role się odwróciły. Pojawiło się bowiem to, czego polski zwiad nie wykrył - wsparcie pancerne, którym dysponował przeciwnik. Kiedy z lasu wyjechały czołgi, pod ostrzałem ich dział i km-ów dano rozkaz do odwrotu. Teraz Rosjanie, po rozbiciu polskiej artylerii, mogli juz domknąć okrążenie. Po krwawej walce, otoczeni Polscy zostali zmuszeni do poddania się.
Straty polskie to około 300 rannych i zabitych, a sowieckie - 200. Jeszcze tego samego dnia 25 polskich żołnierzy - byli to prawdopodobnie ranni - zostało zamordowanych przez napastników. Są pochowani na cmentarzu w Rogalinie, w bezimiennej mogile. Co stało się z pozostałymi? Najprawdopodobniej zginęli w Miednoje.