Skąd te "harowaczki"?
Był nawet między nami spór: Renata Kopyto optowała w tym roku za "rodzicielkami". Ale przecież zdecydowanie nie wszystkie kobiety są matkami. Poza tym mamy jubileusz, przez te 10 lat naprawdę udało nam się kilka ważnych tematów zrealizować. "Naharowałyśmy się". Zostały więc "harowaczki", i choć nie ma tego słowa w Słowniku Języka Polskiego, czasem pojawia się w potocznej polszczyźnie. Wydaje mi się bardzo na miejscu.
Dotykałyście w swoich wystawach różnych aspektów współczesnej kobiecości. Na czym koncentrują się "Harowaczki"?
- Praca społeczna kobiet, podobnie ja ta domowa, jest niewidzialna i nieodpłatna. One same traktują ją jak swoją powinność lub jak misję, którą trzeba spełnić, a spełniając ją czynią to często z wewnętrznej potrzeby, z poczucia obowiązku, z przekonania, że tak trzeba, bo przecież odetchnąć będzie można dopiero w trumnie. Kobiety nie potrafią odpoczywać. Towarzyszy im przekonanie, że odpoczywając, wyjeżdżając na urlop, nie pracując wieczorami, nie dbając o innych, nie przedkładając innych nad siebie są samolubne, leniwe i nieprzydatne. Według badań Centrum Medycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego kobiety częściej niż mężczyźni odczuwają chroniczne zmęczenie. 78% kobiet, które brały udział w badaniu nie potrafi się zrelaksować. Czasy się jednak zmieniają. Zaczynamy widzieć skutki przepracowania. Zaczynamy mówić o self-care. W 1988 roku Audre Lorde – amerykańska pisarka i feministka – napisała, że „Dbanie o siebie to nie jest pobłażanie sobie, to jest instynkt samozachowawczy, to akt politycznej walki. Dbanie o siebie jest czynnością rewolucyjną”. O koncepcji troski o siebie pisał również Michel Foucault (Historia seksualności, t. 3). Coraz więcej mówi się o wypaleniu aktywistów i aktywistek. Badania przeprowadzone przez naukowców i naukowczynie dowodzą, że niewystarczająca ilość snu, myślenie o pracy w czasie wolnym czy stres w prostej linii prowadzą do wypalenia.
Wystawa opowiada ich historie, ale jest także postulatem?
- Chcemy wyrazić nasze uznanie dla zaangażowania kobiet i ich aktywizmu. Chciałybyśmy, aby wraz z rosnącym równouprawnieniem, rosła zarówno świadomość potrzeby dbania o siebie, jak i uznanie oraz nagradzanie pracy wszystkich harowaczek. A ponad wszystko marzy nam się zmiana społeczna, w której „harowanie” nie byłoby koniecznością dla nikogo. Do udziału w wystawie Harowaczki zaproszone zostały artystki, które obok pracy twórczej wykonują prace społeczną, działając na rzecz innych, tych wszystkich, którzy potrzebują wsparcia, albo jako lokalne aktywistki przeciwstawiają się wykluczeniu najsłabszych osób i grup. W ten sposób chcemy wyrazić nasze uznanie dla ich zaangażowania i działalności oraz pokazać ich, często niewidoczną dla innych, harówkę".
W wystawie udział biorą: Pamela Bożek, Lila Kalinowska, Anna Krenz, Anna Pilszak, Aleka Polis, Marta Romankiv, Nadine Zenker. Jak je wybierałyście?
Chciałyśmy przede wszystkim wydobyć artystki z mniejszych ośrodków. Takie, które wykonują dużą pracę aktywistyczną, poza pracą artystyczną. Na przykład w mojej miejscowości rodzinnej czyli w Sanoku pracuje artystka Anna Pilszak, która od 20 lat prowadzi szkołę malarstwa i rysunku. W momencie, kiedy ona sama zdawała na studia w ASP, nie miała możliwości pobierania lekcji, żeby się przygotować. Musiała jeździć do innych miejscowości, zawsze była to wyprawa dla młodej dziewczyny. Po ukończeniu uczelni stwierdziła, że sama otworzy takie miejsce w Sanoku, żeby inne osoby mogły się uczyć na miejscu. I rzeczywiście jest ponad 100 osób, które pobierały u niej lekcje, i które podostawały się do różnych szkół.
Jest też na wystawie Marta Romankiv, która urodziła się we Lwowie, teraz mieszka w Krakowie. Współpracuje z pracownikami i pracownicami domowymi, które walczą o swoje prawa, starają się zabierać głos i walczyć o godną płacę za swoją pracę. Marta cały czas towarzyszy im, pracuje nad ich widzialnością. Czy Lila Kalinowska z Przemyśla - zaangażowana w działalność miasta działaczka społeczna, radna miejska, członkini Towarzystwa Ulepszania Miasta w Przemyślu. Wraz z Jadwigą Sawicką w Przemyślu organizuje festiwal „Centrum światów jest tutaj”, gdzie odwołują się m.in do historycznej wielokulturowości miasta (30% mieszkańców stanowili Żydzi, ok. 16% Ukraińcy). Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, Lila całkowicie się zaangażowała w pomoc. W Przemyślu jest Dom Ukraiński, w którym pracowała początkowo jako wolontariuszka. Teraz angażuje się w dialog polsko-ukraiński, co w tym miejscu nie jest łatwe. Na wystawie pokażemy pracę zat. "Szczatki", odwołującą się do szczątków tablicy, która miała upamiętnić trzy obywatelki Przemyśla - Helene Deutsch, Ołenę Kulczycką i Wincentę Tarnawską - jedna z nich miała żydowskie pochodzenie, druga właśnie ukraińskie i już zaraz po powieszeniu tej tablicy, tablica została roztrzaskana przez kogoś, dla kogo to jednak było zbyt trudne... Ale nie będę o wszystkim opowiadać - zapraszam na wystawę!