PIOTR WRÓBEL - architekt, absolwent Politechniki Krakowskiej Wydziału Architektury, nauczyciel akademicki w KS Frycza Modrzewskiego. Jego mistrzem wśród architektów jest Norman Foster. Od roku 1989 czyli transformacji ustrojowej prowadzi biuro projektowe z Jackiem Czechem i Januszem Dulińskim. Piotr Wróbel twierdzi, że w ciągu tych lat daliśmy sobie wmówić, że: " to co jest przeszłością architektoniczną po roku 1945 , to tylko PRL: szare bloki, beton i azbest, a to manipulacja". W przerwach między projektowaniem, a czytaniem książek słucha kantat J. S. Bacha i koncertów fortepianowych F. Chopina.

Zapis rozmowy Magdaleny Wadowskiej z Piotrem Wróblem.

Czy pamięta pan dzień wyborów 4 czerwca?

- Pamiętam doskonale, byłem wtedy w Londynie, oczywiście jeszcze nie w tym "polskim" Londynie, który znamy z ostatnich lat. Pracowałem w biurze Andrzeja Ogorzałka i Piotra Chłapowskiego, dobrych architektów, porządnych polonusów, przyzwoitych ludzi. Ja zresztą zawsze miałem dużo szczęścia do ludzi, których spotykam na swojej drodze. To w znacznym stopniu kształtuje mój w gruncie rzeczy pozytywny stosunek do świata, mimo "genetycznego" pesymizmu i sceptycyzmu. No więc głosowałem w polskiej ambasadzie w Londynie, atmosfera w długiej kolejce do urny (a kolejek - każdych - nigdy nie znosiłem!) była wyjątkowa, świąteczna. To było naprawdę coś.


Czy miał pan oczekiwania, nadzieje na zmiany po 1989 roku?

- Przed 89-tym identyfikowałem się z takim miejscami jak dominikańska „Beczka” czy Klub Inteligencji Katolickiej, czytałem Tygodnik Powszechny, zawsze zaczynając lekturę od felietonów Kisiela. Kiedyś słuchałem wykładu Tischenra, w gorących dniach „solidarnościowego karnawału”, kiedy mało kto wierzył, że wybicie się na niepodległość jest realne, on wtedy rozważał możliwość pójścia tzw. „trzecią drogą”, typowe inteligenckie dywagacje, ale już wówczas, oczywiście nie z powodu ugruntowanej wiedzy, raczej intuicyjnie przeczuwałem, że istnieje tylko „albo – albo”. To co się później stało było kompletnym zaskoczeniem. To było wielkie zdziwienie, że system, który wydawał się być wieczny, na naszych oczach rozpadł się. No i że Polska zostanie włączona do NATO - tego na pewno się nie spodziewałem. W każdym razie z powodu wrodzonego sceptycyzmu cudów nie oczekiwałem. Naiwność i egzaltacja są mi chyba obce, roszczeniowość także. Może to kwestia wychowania, edukacji i lektur, ale w losach świata widzę raczej nieuchronny fatalizm a nie przemyślany plan. Tym bardziej podziwiam ludzi, którzy na przekór temu wszystkiemu podejmują jakąś walkę w pojedynkę, konsekwentnie i uparcie, w zgodzie z własnymi przekonaniami.


Które z pana oczekiwań zostały spełnione?

- Na pewno możemy cieszyć się wolnością myślenia i wypowiedzi. Ukazuje się sporo ciekawych książek. Jeśli zechcę, sprowadzam je z zagranicy, jakoś nie zauważyłem, aby ktoś cenzurował moje lektury, a jeśli już się tym interesuje, to zapewne tylko po to, aby zaproponować inne tytuły i mi je sprzedać. Korzystając z któregoś z najbliższych lotnisk, za rozsądne pieniądze, mogę zobaczyć co tak naprawdę wielkiego jest w Willi Savoy Le Corbusiera, czy lotnisko w Barajas jest lepsze od monachijskiego. Wiem już na pewno, że Velasquez wielkim malarzem był - sprawdziłem to. Wiem, że muzeum w Bilbao to rodzaj cyrku, wiem też, że po Berlinie dobrze się jeździ na rowerze, a jako rzymski katolik mogę uczestniczyć w mszy po łacinie w Notre Dame, u św. Piotra w Rzymie i czuję się tam u siebie. To przyjemne uczucie.


Co najbardziej rozczarowało po 1989 roku ?

- Nic nie jest darowane raz na zawsze, wolność także. Jestem zasmucony tym, jak niewielka jest przestrzeń naszych wspólnie uznawanych wartości. Jak łatwo nazywa się kogoś głupcem, frajerem, zdrajcą. Wiem, że wyrazistość, że socjotechnika, że elektorat, ale mimo wszystko jest smutno.


Co zalicza pan do największych sukcesów w III RP ?
- Ujawnienie prawdy, że mimo tego, że jako zbiorowość jesteśmy trochę narwani i egocentryczni, w gruncie rzeczy jesteśmy rozsądni i pracowici.
Czy angażował się pan w działania polityczne lub społeczne w III RP?
- Jak na mnie, nazywanego za młodu przez nauczycieli „typem aspołecznym”, podjąłem heroiczny wysiłek. Dwukrotnie pracowałem w zarządzie naszego stowarzyszenia, w krakowskim SARP-ie. W końcu to jakby nie było element społeczeństwa obywatelskiego.


Jak zmienił się pana status materialny?

- Uważam, że jak wielu moich rówieśników, zrządzeniem losu znalazłem się we właściwym miejscu w odpowiednim czasie. To była specjalna, niekoniecznie zasłużona historyczna premia, której już nie otrzymało pokolenie następne. Im na pewno trudniej jest odnaleźć się w tej rzeczywistości, która przecież nie zastygła w kształcie z 1989 r. Kapitalizm zmienia się, turbokapitalizm to paskudny system, nieludzki, ale przecież mogę o nim czytać, mogę go analizować, czy mogę go zmieniać? Staram się, żeby „z buciorami nie wszedł mi na głowę”. Społeczeństwo ryzyka, płynna nowoczesność, życie na przemiał to bardzo przygnębiające sprawy. Chyba nasza rewolucyjna czujność została uśpiona.

Kto jest symbolem, autorytetem tego 25-lecia?
- Tu nie mam wątpliwości – Karol Wojtyła. Za jego myślenie i działanie, „nasz człowiek” na światowych salonach i stadionach, słowiańska dusza i twarz, znak czasu, skoncentrowany życiorys Europy Środkowo-Wschodniej przełomu wieków.

Wątek architektoniczny z perspektywy 25 lat.
- Wielka szkoda, że z tych pielgrzymek do Rzymu nie przywieźliśmy sobie większej odwagi i zamiłowania do nowoczesności, nie lubimy jej, obawiamy się, wietrzymy w niej spiski i zdrady, jest dla nas jak koń trojański. Z tzw. nowoczesnej architektury wybieramy najczęściej zewnętrzny blichtr i pozór. Ale paradoksalnie, wbrew deklaracjom, nie lubimy też swojej przeszłości, daliśmy sobie wmówić, że to co było, to tylko PRL: szare bloki, beton i azbest. Modernizatorzy kontra konserwatorzy - to dopiero jest manipulacja. Przecież widać wyraźnie, że im ktoś jest bardziej nowoczesny, tym bardziej dba o przeszłość. Z mediolańskiego dworca, którego projekt pochodzi z 1912 roku, można pojechać do Florencji pociągiem z prędkością 300 km/h. Nasz dworzec (oczywiście nieporównanie skromniejszy, ale mam nadzieję, że go nie zburzymy) stoi pusty a na perony wchodzi się „z tyłu sklepu”. Za każdym razem chcemy zaczynać wszystko od nowa. To też smutne.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

 


Partner Główny: