Zapis rozmowy Marcina Golca z posłem Solidarnej Polski, Piotrem Sakiem.
Spotykamy się po niemal dwóch miesiącach od czasu prezentacji pomysłu Solidarnej Polski związanego z ustawą zabezpieczającą energetycznie kraj. Miała być szybko podjęta przez posłów, ale dalej jej nie ma. Na jakim etapie jesteśmy?
- Projekt jest przygotowany. Są ostatnie szlify przed przedstawieniem. Toczą się też rozmowy w rządzie. Minister Ziobro, minister Wójcik i inni rozmawiają w Zjednoczonej Prawicy o pomysłach, żeby uśmierzyć ból związany z bieżącym funkcjonowaniem. To są zewnętrzne przyczyny, które są generatorem dzisiejszych konsekwencji. Był Covid, teraz wojna, są aspekty energetyczne. Działania mają charakter leczenia objawowego, nie leczenia przyczynowego. Trzeba wyjść na przedpole i podsumować. Trzeba zatrzymać proces odchodzenia od węgla. Dopóki nie będziemy mieli atomu, musimy bazować na naszych zasobach.
Da się to dziś zrobić?
- Naszym największym zasobem jest węgiel. To nie będzie magiczny ruch różdżki, machnięcie i odkręcimy coś, co od 20 lat nabrzmiewało. Został popełniony błąd, ale tkwienie w tym będzie bezrefleksyjne. Zielona energia, zielone złoto to tombak. Musimy wrócić do polskiego, czarnego złota, czyli węgla. W ciągu roku, dwóch trzeba stworzyć możliwość otwarcia nowych szybów, nowych ścian. To nas zabezpieczy energetycznie. Ideą Putina było zmęczenie europejskiego społeczeństwa kosztami wojny. Widzimy te perturbacje. Ceny energii są ogromne. To pokłosie. To kwestia czekania. Sankcje uderzają w gospodarkę Rosji, ale siłą rzeczy też w nas. Zachód był uzależniony przez lata od ruskiego, taniego gazu. Są konsekwencje.
Kiedy ten pomysł wyjdzie z fazy projektu?
- Działamy w Zjednoczonej Prawicy. Wiele kwestii zapada wspólnie. Teraz wprowadzanie nowych inicjatyw, które pójdą pod prąd ustaleń rządowych, nie byłoby dobre. Opozycja by siała zamęt, że w Zjednoczonej Prawicy są różnice w zdaniach. Trzeba dobrze do tego podejść. Działania są. Może trzeba wyjść na przedpole w zakresie ETS, czyli podatku parawęglowego. To winduje ceny. Niestety to rachunek dla państw Zachodu i dla nas. Jest brak horyzontu intelektualnego ze strony decydentów Unii. Oni widzą dziś te procesy, wojna to wyostrzyła. Zielona energia nie zdała rezultatu. Dziś są konsekwencje. Brnie się dalej w zieloną energię. Powinno się powiedzieć „stop”. Należy zatrzymać ETS. Sytuacja jest nadzwyczajna. Trzeba zabezpieczyć się energetycznie i ograniczyć wpływy Rosjan na naszą sytuację.
Jeśli mówimy o energii i ekologii. Jaka była pana pierwsza reakcja na to, co działo się na całej długości Odry?
- Zdumienie, że taka wielka skala jest i tak duże perturbacje. Każdy jak widzi tysiące śniętych ryb… Były jeszcze te pierwsze informacje o rtęci. Na szczęście to był fake news opozycji, ale to wywołało zamęt. Jest pytanie o reakcję organów. Wyszła pewna słabość. Była jednak od razu reakcja władz. Trzeba też pamiętać, że patrzymy z perspektywy dzisiejszej. Było zatrucie. Celowe lub nie. Dziś wiemy, że to raczej składanka pewnych przyczyn. Jesteśmy jednak w stanie zimnej wojny z Rosją. Nie można wykluczać działań dywersyjnych. Trzeba brać pod uwagę różne rzeczy. Będzie wzmocnienie monitoringu rzek, żeby wykluczyć i zredukować ryzyka dalszych negatywnych konsekwencji.
Rosjanie mogli coś zatruć? Tak pan uważa?
- Nie można nigdy tego wykluczyć. Nie chodzi o tworzenie zamętu. Mogło być jednak różne tło. Dziś oceniamy z tej perspektywy czasu. Wiemy, że to była pewnie kombinacja różnych czynników. Jednak gdy mamy taką sytuację, że jesteśmy jednym z głównych podmiotów, które wspierają Ukrainę, nigdy nie możemy tego wykluczyć. Trzeba to brać pod uwagę. To alarm. Dlatego mnie to w tym kontekście uderzyło. Dziś wiemy, gdzie były słabe punkty. Wzmocnimy to. Będzie kilkanaście miliardów na monitoring, odtworzenie Odry. To pozytywne. Tak minister Moskwa wskazywała. Chodzi bardziej o rezonans. Sianie niepokoju i zamętu. Opozycja znowu pokazała, że żeruje na nieszczęściu, tragediach, lansuje się na katastrofach. Jak dalej będą tak działali, to pewnie przy każdym pożarze i wypadku samochodowym wstaną i będą konferencje, bo to wina PiS. Są w ekstazie politycznej, jak coś się dzieje. Im gorzej, tym dla nich lepiej. Każdy moment, który można wykorzystać i zrobić z niego użytek polityczny, będzie wykorzystany. To smutne. Mamy trudną sytuację. Dziś sianie paniki i dezinformacja niczemu nie służy. Oni polegali na danych niemieckich.
Mówi pan, że opozycja próbuje wykorzystać to do akcji politycznych. Wypowiedź wiceministra Ozdoby, krytykująca ruchy personalne premiera to też zagrywka polityczna Solidarnej Polski?
- To smutna ocena sytuacji. Oczywiście zostały wyciągnięte konsekwencje, ale należy ocenić cały proces. Dziś mamy taką sytuację, że trzeba doprowadzić do ustania przyczyn i podjąć decyzję, gdzie były niedoskonałości.
To odwołanie było zatem niezasadne, bo okaże się, że nikt nie zawinił?
- Nie jestem rzecznikiem ministra Ozdoby. Wojewodów powołuje premier, więc musi dokonać kompleksowej oceny sytuacji. Minister Ozdoba wskazywał, że już 3 sierpnia Główny Inspektor Środowiska podejmował działania. Poszły informacje do wojewodów. Powinna być reakcja zwrotna. Brakło niezwłocznej reakcji. To trzeba wykluczyć na przyszłość.
Teraz tarnowskie podwórko. Być może za miesiąc prezydent Tarnowa złoży urząd, jak zapowiedział w trakcie jednej sesji przed wakacjami. Ruszyła karuzela nazwisk kandydatów. Wymienia się też pana nazwisko. Solidarna Polska wystartuje osobno?
- Zacznę od pierwszej sytuacji, czyli wypowiedzi prezydenta Ciepieli. Będę zdumiony… Według mnie pan prezydent nie podejmie tej męskiej decyzji. Nie powinien w ogóle myśleć o takiej sytuacji. Jak pomyślał, to nie powinien mówić. Jak już powiedział, to powinien dodać, że miał słaby dzień i ta wypowiedź była niefortunna. Został wybrany przez mieszkańców Tarnowa. Ma realizować swoją misję. Jeśli dąsa się jak primabalerina, powoduje to, że on jako osoba, staje się niepoważny. Wszystko zależy od jego much w nosie. To nie jest poważne. Jak temat został wywołany, to rozmowy trwają. W moim odczuciu te rozmowy są zbyteczne. Słyszeliśmy ostatnie wypowiedzi pana prezydenta. On się dystansuje i chce to przyrzeczenie publiczne złamać. Wiele razy prezydent coś obiecywał mieszkańcom, wiemy, jak to się kończyło.
Taka propozycja padła, by startował pan w wyborach?
- Jestem mieszkańcem Tarnowa. Byłem wiele lat radnym, żyję tu. Żyję sprawami miasta. Interesują mnie te sprawy. Może jestem w tym peletonie osób, które mogą być kandydatami. To decyzje wspólne. Będzie to decyzja Zjednoczonej Prawicy. Ona ma wielu kandydatów, którzy będą mogli powalczyć z prezydentem.
Będzie przesunięty termin wyborów samorządowych?
- Sądzę, że we wrześniu trafi pod obrady Sejmu projekt ustawy, która przedłuży kadencję samorządowców o około pół roku. To zrozumiałe. Rozwiążemy problem, który od lat był bolączką samorządowców. Pod koniec roku stawali się wójtami, burmistrzami, prezydentami i musieli realizować budżet poprzednika. Zmiana umożliwi konstrukcję budżetu na własnych zasadach. Rozmowy są zaawansowane. To będzie racjonalne. W ciągu miesiąca, dwóch mamy wybory do Sejmu, Senatu, na radnych, do województwa i na włodarzy miast, wsi i miasteczek. Mógł być szum informacyjny. Taki akt, jak głosowanie powinien zapadać z rozeznaniem i przemyśleniem.