Zapis rozmowy Jacka Bańki z burmistrzem Krynicy, Piotrem Rybą.

W tym sezonie zimowym Krynica przeżywa oblężenie. Porównywał pan wpływy z opłaty uzdrowiskowej z początku ubiegłego i bieżącego roku?

- Jakby pan zgadł. Lubię analizować. Mamy rekord. Ponad milion złotych wpływu. Cieszę się. W Krynicy jest świetna oferta. Cieszę się, że tak dużo ludzi przyjeżdża do Krynicy.

W tym roku już milion złotych, w zeszłym to było 6 milionów 900 tysięcy. Jakie są plany na wykorzystanie tych pieniędzy? Dziś ferie zaczynają kolejne województwa, w tym mazowieckie.

- Czekamy na ferie warszawskie. Dziś rano prawie -20 stopni. Śniegu jest dużo. Jestem spokojny. Ferie będą udane. Co do spożytkowania opłaty uzdrowiskowej, budżet jest klejony. To wpada do jednego worka. Musi być równowaga. Są duże inwestycje. Dzięki opłacie uzdrowiskowej mamy pieniądze na wkład własny.

Od tego roku opłata uzdrowiskowa w Krynicy to 5 złotych 40 groszy. Dlaczego Krynica zdecydowała się na najwyższą stawkę?

- Krynica oferuje świadczenia ekwiwalentne. Wszystkim mieszkańcom i turystom zapewnia darmową komunikację uzdrowiskową. Każdy turysta dostaje folder o Krynicy, mapę, rozkłady jazdy. Ta kwota 5,40 zł na jedną dobę... Przy tygodniu to prawie 30 złotych. Pobyt tygodniowy to kilka tysięcy złotych. Ta kwota jest nieodczuwalna. W Krynicy notujemy około 1,5 miliona noclegów rocznie. Ilość noclegów powoduje, że kwota jest duża, mimo że jednostkowa opłata jest mała.

To jest maksymalna stawka wyznaczona przez ministerstwo.
- Tak. Znamy jednak swoją markę. Ponosimy koszty utrzymania infrastruktury uzdrowiskowej, są świadczenia. Turyści się nie zniechęcają. Lubią do nas wracać. Kwota dla turysty nie jest duża. Dla gminy to ma duże znaczenie.

Jest to powyżej średniej europejskiej. Zwykle płacimy jedno euro, ale zarobków nie mamy europejskich.

- Oczywiście jest inflacja, większe rachunki za prąd w gminie. Każdy próbuje łapać dochód, żeby budżet bilansować. Opłata 5,40… Jak ktoś płaci kilkaset złotych dziennie za pobyt, 5 złotych to nie jest dużo. Efekt skali dla gminy jednak jest spory.

Ten efekt skali będzie jeszcze większy. Strefą uzdrowiskową został objęty Tylicz. Tam jest 2,50 zł. Będzie trzeba zapłacić jednak więcej...

- Będę wnioskował do rady o stawkę 3 złote. Tylicz się świetnie rozwija. Poza źródłami wód mineralnych są dwie stacje narciarskie, tężnia. Będzie plaża rekreacyjna, remonty placów zabaw. Tylicz ma podobny profil do Krynicy. To miejscowość turystyczna. Inwestujemy w to. Covid-19 pokazał, że bez turystów oba miejsca mają wielkie kłopoty, żeby funkcjonować.

Te pieniądze z opłaty uzdrowiskowej głównie przeznacza pan na infrastrukturę turystyczną?

- Tak. To też utrzymanie zieleni, rabaty kwiatowe, utrzymanie fontann, oświetlenie świąteczne. Do tego komunikacja uzdrowiskowa. Wpada to do jednego worka. Pomaga to bilansować budżet.

Jak się pan odnosi do raportu, z którego wynika, że pełne smogu kurorty nie powinny pobierać żadnych opłat. Wiem, że pan powie, iż Krynica została dawno zgazyfikowana. Powinny jednak pobierać?

- Konstrukcja opłaty uzdrowiskowej jest taka, że opłaty są pobierane od miejscowości, które posiadają status uzdrowiska. W Krynicy smogu prawie nie ma. Nie notujemy przekroczeń pyłów zawieszonych. Dziś mamy potężny mróz. Mamy piękne, przejrzyste niebo. W Krynicy jakość powietrza jest dobra. W mediach są chwytliwe artykuły, ale ja się z tym nie zgadzam. Mamy własne stacje, które badają powietrze na bieżąco. Notujemy zwykle wyniki bardzo dobre, rzadziej dobre.

To było pytanie w odniesieniu też do innych gmin, które pobierają opłatę klimatyczną. Powinny, jeśli normy są przekraczane?

- Opłata klimatyczna, uzdrowiskowa, miejscowa… Nie chcę się odnosić. Każda gmina podejmuje swoje decyzje. Tam, gdzie jest opłata miejscowa, są większe kłopoty. Przy opłacie uzdrowiskowej to status uzdrowiska rozstrzyga o pobieraniu opłaty. Przy opłacie miejscowej były sprawy sądowe. Podważano zasadność pobierania opłaty miejscowej. Musimy pracować nad jakością powietrza. Krynica jest zgazyfikowana, kotły są wymieniane. To wieloletnia praca. Ona przynosi efekty. Wszędzie takie czynności powinny mieć miejsce. Trzeba inwestować, żeby nie było smogu i kłopotów.

Kiedy będzie gotowa do użytku hala lodowa, remontowana przed Igrzyskami Europejskimi?

- 31 maja to nasz deadline. 4 czerwca przekazujemy obiekt spółce Igrzyska Europejskie. Podpisane mamy kontrakty na prawie 24 miliony. To kompleksowy remont: od wymiany pokrycia dachowego, montażu wentylacji, oświetlenie awaryjne, remonty szatni, wymiana kotłów, fotowoltaika. Realizujemy to. Inwestycje sportowe idą dobrze. To też tory MTB. Dual track jest w trakcie wykonywania. 24 lutego otwieramy oferty dotyczące budowy toru MTB, tego fragmentu, na który mamy środki z województwa.

Przed końcem maja tory MTB i hala lodowe będą?

- Zrobimy wszystko, żebyśmy zdążyli. Tory MTB to prace ziemne, przeszkody z drzewa. Charakter prac pozwala na to, żeby spokojnie być gotowym. Hala lodowa podobnie. Kontrakty są zawierane z datą zakończenia robót na 31 maja.

Z amfiteatrem się nie udało...

- My do końca nie wiedzieliśmy, jak to wyjdzie. Podpisaliśmy kontrakt w październiku. Zakończenie budowy jest w maju 2024 roku. Na początku myśleliśmy, że może uda się otworzyć obiekt na Igrzyska. Technologia i ciężkie prace powodują, że nie chcemy robić tego z błędami i wadami. Spokojnie robimy swoje. Idzie to zgodnie z harmonogramem. Otwarcie w 2024 roku.

Jak pan odbiera dyskusję o Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Polsce i na Słowacji? Gospodarzem miałoby być Zakopane i Poprad, czyli zawody w Tatrach. Może o Beskid Sądecki też by trzeba było zahaczyć?

- Będę kibicował, żeby to się udało. My – jak chodzi o tor saneczkowy – na koniec roku będziemy zaczynać projekt budowlany. Mamy dobre rasy FIS-owskie, trasy narciarstwa biegowego. Tatry będą musiały o Beskid Sądecki zahaczyć. To cieszy. Kierunkowo będziemy mieli łatwiej, jeśli chodzi o władze centralne, żeby przekonywać do dużych imprez w Krynicy. Hala lodowa, short track. Była tu uniwersjada. Nie mamy czego się wstydzić.