Piotr Pogon, Człowiek Bez Barier 2024, a także laureat nagrody Amicus Hominum w kategorii Ambasador Zdrowia. Ma na ciele ponad 100 szwów, kilka razy wygrał z nowotworem, jako pierwszy człowiek na świecie bez płuca ukończył zawody Ironman, zdobył cztery szczyty Korony Ziemi, ukończył maratony na czterech kontynentach, zebrał dla potrzebujących ponad 28 mln złotych

Liczy swoje życie na dni

Ile żyje Piotr Pogon?

Według moich obliczeń to około 38 650 dni. Mój syn twierdzi, że jestem stary jak węgiel.

Czasem mówimy: jesteśmy po czterdziestce albo przed pięćdziesiątką. Dobiegamy siedemdziesiątki, ale liczyć to swoje życie na dni?

Ja mam mały problem, bo od wielu dziesięciu lat, od 1983 roku, jestem pacjentem onkologicznym. Przekroczyłem magiczną liczbę ponad 100 śladów po szwach chirurgicznych na ciele. A poza tym nie wiem, czy jestem całkiem normalny i do zaszufladkowania, bo człowiek, który parę razy w życiu słyszy, że ma trzy tygodnie życia przed sobą, to włącza mu się coś takiego, co ja nazywam zachwytem nad życiem, chęcią nachapania, nażarcia się tego życia.

Chwalę się tym, że wytrzymuję i stanowię świadectwo dla wielu chorych. Kiedyś zostałem określony jako onkocelebryta i rozpłakałem się. Mój lekarz powiedział, że niedawno odkryli nowotwór u trzydziestoparolatka. A on powiedział, że on da radę temu nowotworowi, bo zna takiego faceta z Krakowa, który bez płuca biega maratony, wychodzi na 7 tysięcy, to on też da radę. I lekarz położył mi wtedy rękę na ramieniu i powiedział: "zawsze jak będziesz chciał odpuścić, to pamiętaj o tym, co ci opowiedziałem".

Nie masz płuca, nie masz połowy gardła, nie masz tarczycy, masz albo nie masz palców, które odmroziłeś w wysokich górach. Nie szanujesz tego swojego ciała. Wiesz, że to życie jest tak kruche, a tak igrasz z nim.

Wręcz przeciwnie. To jest wiele miesięcy przygotowań. Natomiast mam jedną przewagę być może nad konkurencją, niezależnie od orzeczenia o niepełnosprawności, że mam głęboką wiarę, że nie jesteśmy tylko kawałkiem mięsa. Że każdy z nas jest mikroświatem i jeżeli chce się i ma się motywację, to ciało może wykonać wszystko i nie ma takiej rzeczy, której byśmy nie byli w stanie zrobić. Jeszcze mając ideę tego, że każdy mój kilometr czy wejścia są przeliczane na pomoc dla dzieciaków niepełnosprawnych, dla placówek opiekuńczych.

Powiedziałeś, że do pewnego kilometra biegnie ciało, a potem już biegnie dusza albo ta dusza ciągnie to ciało, daje ten napęd.

Potwierdzam. A poza tym góry są dla mnie zawsze doświadczeniem mistycznym. Myślę, że tamten mój osławiony Wielki Baca ma swoje miejsce.

Skrajności, a nie złoty środek czyli merdanie ogonem

Twoje życie jest tak rozpięte pomiędzy skrajnościami. Z jednej strony są szczyty, szczyty górskie, szczyty możliwości Twoich, z drugiej strony są depresje i doły. Z jednej strony jest ubóstwo, bo dotknąłeś skrajnej biedy, a z drugiej strony niesłychane bogactwo. Zachwyt nad światem i też doświadczenie tego, że ten świat nie jest łatwy. Wszystko, co jest możliwe w życiu.

Nie mam pojęcia, dlaczego Stwórca tak mi układa to życie. Mam taką teorię, że wszystko przez to, że mam baczenie na ludzi, których spotykam na swojej drodze i to są niesamowicie renesansowe osobniki, mające dystans do tego wszystkiego, co nas otacza, nie przywiązującej wagi zbytnio do rzeczy materialnych, dbający o to, co najważniejsze: o miłość, przyjaźnie, relacje.

Czerpię z nich garściami. Nie byłoby Pogona, gdyby tych ludzi nie było na mojej drodze. Natomiast pewnie dlatego, że jestem pół góral, bo moja mama z Beskidów pochodziła, więc łapię to życie za rogi, szarpię się z nim, czasami boli, ale wiem, że najgorszą rzeczą, jaką jest, bo widziałem wiele śmierci, to jest patrzenie na człowieka, który odchodzi lub według mnie przechodzi na drugą stronę z przeświadczeniem, że przegrał swoje życie, że je gdzieś utracił.

Że nie wie, ile tych dni w jego życiu było, bo wszystkie były takie same.

Iron Man to nie jest tylko człowiek ze stali. To jest człowiek, który płacze często, który ma emocje, który popełnia mnóstwo błędów, upada i wstaje. Wstaje i upada. I tak to już chyba będzie do końca.

Potrafię się zachwycać najprostszymi sprawami od wschodu słońca, po to słynne merdanie ogonów psów i to, że dziewczyny pokazują nogi na wiosnę.

Zamiast ciepła domowego ogniska, płonący las

Jest taka piękna opowieść o Tobie i o kobietach twojego życia, które szukają ciepła w Twoim towarzystwie.

Jestem szalonym romantykiem. To są bardzo intensywne uczucia, często niesamowite, często tak jak szybko zaczynają się, tak szybko się kończą, ale myślę, że żadna ze stron nie żałuje. Jedna z partnerek powiedziała mi: "Piotr jesteś wspaniałym facetem, ale myślałam, że posiedzę przy ciepłym ognisku, a nie przy płonącym lesie".

I nie dziwię się, bo co można powiedzieć o facecie, który sypia 21 godzin na tydzień, który jak jedzie nad morze, to nie siedzi na leżaku, tylko kąpie się na golasa o północy, który rozpala ogniska. Cieszy się każdym momentem. Myślę, że podróże po całym świecie nauczyły mnie tylko jednego, że nie walizka pieniędzy jest istotna, ale miłość, te przyjaźnie, to baczenie na ludzi, bo zwykle, niestety, łapiemy się dopiero za głowę idąc za trumną naszego przyjaciela, czy osoby bliskiej.

Walizka pieniędzy

To nie jest do końca prawda, to co mówisz, dlatego, że bardzo zwracasz uwagę na pieniądze. Jeśli popatrzymy na to, że zebrałeś ponad 28 milionów złotych dla potrzebujących, to nie jest prawdą to, co mówisz, że walizka pieniędzy nie jest ważna.

To też nie była walizka pieniędzy w sensie gotówkowym, ale to były turnusy rehabilitacyjne, to były protezy. Znana firma konsultingowa z Warszawy to wyliczyła, ja nawet nie byłem tego świadom.

Wiem, jak jest miło przejechać limuzyną z 24 głośnikami i fajną skórą, ale wiem też, jak pachnie łaźnia dla bezdomnych, pralnia, jak wygląda przepychanie się po bułkę z szynką. Myślę, że doświadczenie bezdomności odcisnęło na mnie piętno i to jest nawet mocniejsze doświadczenie niż nowotwory zwłaszcza, że było to doświadczenie biedy niezawinione.

Wychowałeś się w Nowej Hucie, która cię ukształtowała, ale także w harcerstwie, gdzie miałeś do czynienia z niesamowitymi osobami z czasów II wojny światowej.

To był bardzo ciężki czas stanu wojennego. Widziałem wiele przemocy na ulicach, msze za ojczyznę, harcerstwo, duszpasterstwo, no i wspaniałe autorytety, z którymi się spotykaliśmy. Dla szesnastolatka możliwość siedzenia przy jednym stole i normalnej rozmowy z kapelanem II Korpusu Polskiego, księdzem Adamem Studzińskim, który teraz ma wspaniały plac pod Wawelem, czy z najmłodszym uczestnikiem bitwy pod Monte Cassino, było doświadczeniem kształtującym. Pamiętam, jak profesor Narębski, pod Monte Cassino szesnastoletni Wojtek, powiedział nam, że w XXII Kompanii Transportowej było dwóch Wojtków: Wojtek Narębski i Wojtek Niedźwiedź, a później okazało się, że byliśmy świadkami historii. Co było najważniejsze, że te autorytety, ci ludzie z górnej półki, którzy wpajali nam cały czas przywiązanie do słowa, do wartości, to byli tak naprawdę wspaniali kumple. A przy tym ludzie, którzy przeszli dramatyczne, traumatyczne doświadczenia i pozostali apologetami życia.

Rejs Niezatapialnych

Już są na ten rok kolejne plany żeglowania, czyli z gór, ze szczytów schodzimy na morze, na oceany.

Nazwałem ten projekt roboczo Rejsem Niezatapialnych. Każdy z uczestników tego rejsu będzie miał za sobą życiorys, którym mógłby obdarować wielu ludzi. I to są ludzie, którzy nigdy nie utoną. Wiem o tym, cokolwiek to znaczy.

Kim ty byś był, gdyby nie to wszystko, co ci się w życiu przydarzyło? Gdyby nie ta choroba i niepełnosprawność?

Myślę, że byłbym tym samym Piotrem, którym jestem. Jako żart mogę potraktować tylko, że na pytanie kim ty Piotr w tej chwili jesteś, to mogę odpowiedzieć, że taką starą, dojrzałą skarpetą pocerowaną, ale dobrego gatunku, wełnianą.

O  FUNDACJI  "DRABINA"  PIOTRA  POGONA

POSŁUCHAJ  CAŁEJ  ROZMOWY