Jesteśmy po spotkaniu szefów tak zwanej „koalicji chętnych”, czyli państw które pomagają, także zbrojnie, Ukrainie. Zanim porozmawiamy jednak o tym spotkaniu pozwoli pan, że zapytam także o wczorajszy artykuł z „Politico”. Czasopismo to, cytując między innymi szefa sztabu Generalnego Wojska Polskiego generała Wiesława Kukułę, pisze, że Polska zaczyna przygotowywać obywateli do wojny. Cytuje też generała Leona Komornickiego, który mówi, że Rosjanie na tyłach budują kolejną wielką armię i, że pod koniec tego roku albo na początku przyszłego planują atak na państwa bałtyckie. Wiadomo, to już uwaga ode mnie, jaki kraj jest następny w kolejce. Proszę mi powiedzieć, czy to wszystko prawda, czy bzdury i sianie paniki.
- Trudno mi polemizować z człowiekiem, który jest wieloletnim oficerem w stopniu generała i doktorem sztuki wojennej. Podejrzewam, że te wszystkie dane wywiadowcze są analizowane od wielu lat i pan generał wie, co mówi.
Jednym słowem grozi nam naprawdę bardzo poważne niebezpieczeństwo.
- Jest to jeden ze scenariuszy. Oby się nigdy nie ziścił.
Mamy na dokładkę jeszcze kolejną wypowiedź, tym razem szefa BBN generała Dariusza Łukowskiego. Na antenie Polsat News stwierdził przedwczoraj bodajże, że w przypadku agresji bez wsparcia z zewnątrz moglibyśmy się bronić tydzień, maksymalnie dwa.
- Trudno powiedzieć, są różne komentarze ze strony oficerów. Ale wiemy, o co chodzi - o zapasy amunicji. Polska cały czas czas doposaża armię. Oczywiście, chwalenie się od wielu lat i to bez względu na to, kto rządzi, że zamówiliśmy właśnie tyle czołgów tyle samolotów, to jeszcze nie jest sprawstwo. Od zamówienia do dostawy mija trochę czasu. Dlatego też rząd i Sejm podjęły odpowiednie kroki, żeby można było produkować amunicję.
Pytanie: czy wystarczy nam czasu.
- Tego nie wie nikt, ale miejmy nadzieję, że tak. I że nigdy do tej agresji nie dojdzie, że są to tylko plany. Oczywiście Rosja jak zawsze to dementuje, natomiast dementowała również to, że uderzy na Ukrainę, jak wszyscy pamiętamy.
Przejdźmy teraz do wczorajszego spotkania koalicji chętnych. Francja i Wielka Brytania deklarują wysłanie wojsk do Ukrainy po ewentualnym porozumieniu pokojowym. Polska natomiast deklaruje podwózkę sprzętu i ewentualnie żołnierzy. Dosłownie premier Kosiniak-Kamysz mówił wczoraj w TVN o pomocy logistycznej i o niczym więcej. Dlaczego nie chcemy wysłać wojsk na wschód?
- Dlatego, że musimy się kierować również - i przede wszystkim - opiniami naszych obywateli. Jak pan wie, 70 procent Polaków sprzeciwia się bezpośredniemu udziałowi polskich żołnierzy.
Państwo są od tego, żeby naród prowadzić. Jeśli grozi nam realne niebezpieczeństwo, o czym rozmawialiśmy dosłownie przed sekundą, to może trzeba podjąć jakieś bardziej stanowcze kroki.
- Trudno mi powiedzieć. Często jest dyskusja, czy politycy mogą działać wbrew narodowi i to jest ten problem. Przede wszystkim wiemy, że w sensie mentalnym Rosja jest bardzo czuła, jeśli chodzi o wypowiedzi polskich polityków i udział w czymkolwiek polskich żołnierzy. Myślę, że to też wynika z tego, żeby nie prowokować mocarstwa. Bardziej będą tolerować udział wojsk francuskich czy angielskich niż naszych żołnierzy. Niby jesteśmy Słowianami, ale nasza historia pokazuje, że raczej nie żyliśmy w zgodzie.
Prezydent podpisał ustawę, a rząd natychmiast przyjął rozporządzenie w sprawie zawieszenia składania wniosków o azyl. To wszystko w związku z tym, co się dzieje na polsko-białoruskiej granicy. Ta ustawa i to rozporządzenie, tu nie ma chyba żadnych wątpliwości, łamią zarówno prawo międzynarodowe jak i europejskie prawo azylowe. Tak twierdzi między innymi wysoki komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców, ale też Human Rights Watch i inne organizacje broniące praw człowieka. Dlaczego Polska łamie prawo międzynarodowe?
- Czy łamie, to się dopiero okaże. Są oczywiście sprzeczne zdania i Polska tego nie robi celowo. za to z ciężkim sercem. Jako parlamentarzysta również się zastanawiałem, kiedy było głosowanie. Pamiętam jeszcze, jak przekraczałem Mur Berliński jadąc do Berlina Zachodniego i pamiętam te wieżyczki. Musimy do tego podchodzić mądrze. Obyśmy się nigdy jako Polacy nie znaleźli w takiej sytuacji.
Nie dało się tego załatwić w inny sposób? Przez ten płot, który nas oddziela od Białorusi, nie jadą czołgi czy transportery opancerzone tylko nieuzbrojeni ludzie. Zakładam, że można sobie nimi z nimi poradzić bez łamania praw człowieka. A państwo słowo w słowo powtarzają narrację poprzedniego rządu, że grozi nam inwazja bandytów i tak dalej. To swoją drogą prowadzi do takich absurdów jak w Nowym Sączu, gdzie radni publicznie mówią o tym, że boją się, że imigranci będą „rozjeżdżać dzieci idące z koszyczkami do święcenia”. Radni boją się „pobić, gwałtów i morderstw” popełnianych przez imigrantów. I to tylko dlatego, że w Nowym Sączu powstało jedno z kilkudziesięciu w Polsce centrów integracji cudzoziemców.
- Oczywiście dochodzi do absurdów. Ten mechanizm może być wprowadzony tylko wtedy, gdy zostanie stwierdzona tak zwana instrumentalizacja, jeśli chodzi o imigrantów. Może obowiązywać przez 60 dni. Sejm może go przedłużyć. Rząd twierdzi dziś, że w tej chwili mamy właśnie taką sytuację. Jest też drugie podejście - nie strzelać, traktować godnie, w razie czego ewentualnie nie wpuszczać tych osób. Są różne pojęcia, jeśli chodzi o to, co się dzieje w tej chwili na granicy z Niemcami - przekazanie ludzi, zawrócenie, deportacja. To wszystko jest mylone przez część mediów.
Chciałbym teraz zapytać o kampanię i sondaże. Wygląda na to, że Rafał Trzaskowski w drugiej turze ma na razie bezpieczną przewagę nad kandydatem PiS Karolem Nawrockim. Gdyby jednak do drugiej tury wszedł Sławomir Mentzen z Konfederacji, co wcale nie jest wykluczone, to tu już jest bardzo, bardzo blisko. Może Koalicja Obywatelska powinna jakoś wesprzeć Nawrockiego, jakoś mu pomóc?
- To jest taka ironia, często słyszę ten żart. Myślę, że każde ugrupowanie musi dbać o własnego kandydata. Rafał Trzaskowski zachowuje daleko idącą pokorę, my również. Wiemy, że różne rzeczy w polityce już bywały i trzeba po prostu wypowiadać własne opinie i zdania. Także własne oceny tego, co się dzieje na świecie - bez jakiegoś nadmiernego dyskredytowania kontrkandydatów. Każdy ma tę buławę w plecaku, różnie jeszcze może być.
Dwa dni temu Donald Tusk na platformie X napisał: „Prawie osiem punktów przewagi, kocham was”. To wszystko w kontekście sondażu, w którym Koalicja Obywatelska ma prawie 35 procent, PiS ma prawie 27, a Konfederacja 18,5. Ten wpis doczekał się bardzo wielu komentarzy, między innymi skomentowała go europosłanka Konfederacji Ewa Zajączkowska-Hernik : „Donald Tusk traci władzę, kochamy was”. Rzeczywiście ten sondaż, jak i kilka innych ostatnich, pokazuje, że Koalicja wygrywa, ale wygrywa tak, jak PiS ostatnio i traci władzę.
- Z sondażami trzeba być ostrożnym. Każda partia się cieszy, każdy przywódca partii, prezes, jeśli ugrupowanie prowadzi w sondażach. Ale przecież wiemy, że to się może zmienić nawet w ciągu dwóch tygodni - w zależności od decyzji rządu czy poparcia społecznego dla jakichś działań (lub braku tego poparcia). Podchodzę bardzo ostrożnie do sondaży. Zawsze trzeba wykazać się ostrożnością, ale oczywiście każdy ma prawo do tego, żeby się cieszyć. Trudno też, żeby Donald Tusk płakał, dlatego, że mamy osiem procent więcej głosów.
Są jakieś plany zaradzenia tej sytuacji? Czy są jakieś rozmowy z Lewicą albo z Trzecią Drogą? Jakieś plany połączenia, wchłonięcia, szerszej koalicji, startowania w jednym bloku?
- Nie ma, ale zobaczymy, co będzie w roku wyborczym.
Czyli nie jest tak, że Koalicja Obywatelska celowo spycha pod próg swoich koalicjantów, żeby przejąć ich głosy?
- Nie. Zresztą może pan zapytać posłów koalicyjnych. Nasza współpraca jest bardzo dobra; staramy się sobie pomagać, konsultować różne rzeczy.