Piotr Augustynek - operator, producent i dokumentalista, współzałożyciel (w 1984 r.) Niezależnej Telewizji Mistrzejowice. W 1989 r. uczestnik przygotowań do telewizyjnej kampanii wyborczej "Solidarności". Od 1990 roku prowadzi firmy produkujące filmy i programy telewizyjne.
Z Piotrem Augustynkiem rozmawiała Ewa Szkurłat.
Pamięta pan dzień wyborów?
W czasie całej kampanii wyborczej realizowałem materiały filmowe dla komitetu wyborczego "Solidarności". Później te materiały były montowane i emitowane przez Telewizję Kraków w formie programów wyborczych. 4 czerwca z Andrzejem Jackowskim w nocy wyruszyliśmy do pracy. Dlaczego w nocy? W dniach poprzedzających kampanię, na ma murach, płotach Krakowa trwała wojna plakatowa. Plakaty "Solidarności" były masowo zrywane i zaklejane. W związku z tym komitet "Solidarności" postanowił tej ostatniej nocy, tuż przed rozpoczęciem wyborów, oplakatować Kraków. O północy chyba wyruszyła grupa kilkuset młodych ludzi z wiadrami, pędzlami, plakatami. Z Andrzejem Jackowskim dokumentowaliśmy to. Poszliśmy też do komisji wyborczych, gdzie znani politycy "Solidarności" mieli głosować.
Jakich zmian spodziewał się pan po wyborach?
Wśród kolegów w hotelu "Polonia", którzy działali przy komitecie wyborczym "Solidarności" – tam było takie centrum prasowe – z tego co pamiętam, nikt nie spodziewał się takich zmian, jakie nastąpiły później. Żartem powiedziałem, że co by było, gdyby "Solidarność " dogadała się z ZSL, partią wtedy współrządzącą z PZPR, i stworzyła wspólny rząd. Wywołało to uśmiechy. Potraktowano to jak żart lub moje niespełnialne marzenie. Jak się później okazało, kilka miesięcy później mieliśmy rząd Tadeusza Mazowieckiego. 4 czerwca to było nie do przewidzenia. Nie chcę przytaczać historii. Nie chcę mówić o moich oczekiwaniach, ale o marzeniach. 4 czerwca marzyliśmy. O wejściu do NATO, do Unii Europejskiej, o Europie bez granic. Tak jak to już miało miejsce na Zachodzie, gdzie czasami jeździłem i widziałem, że granice można przekraczać bez kontroli paszportowej i celnej. Te marzenia się spełniły. Mam duże zastrzeżenia do Unii Europejskiej jako do ogromnej machiny biurokratycznej, która w wielu sprawach utrudnia życia. Ale jest to machina, która ukróca samowolę naszych lokalnych polityków i instytucji. Tego przykładem jest działalność mego syna, Pawła, który wraz z innymi stowarzyszeniami ekologicznymi, ze związkiem wędkarskim, doprowadzili do sytuacji, w której Unia kontroluje wydawanie pieniądze na regulację rzek. Zdaniem tych organizacji było to robione niezgodnie z prawem, do którego Polska się zobowiązała. Doprowadzało to nie do ratowania rzek czy do podniesienia poziomu bezpieczeństwa przeciwpowodziowego. Wręcz przeciwnie, rujnowało to rzeki. Okazało się, że działając oddolnie – w ramach stowarzyszeń – można przeciwstawić się układom lokalnych władz, w których interesie jest budowanie czasami kompletnie niepotrzebnych inwestycji wodnych.
Jakie były pana największe rozczarowania?
Katastrofa smoleńska. Nie wiem, jakie były jej przyczyny. Ale powiem z całą stanowczością, że nie powinno do niej dojść. Działanie państwa polskiego tuż przed katastrofą i po niej było tak nieudolne, że wstyd mi za to.
Co uznaje pan za swoją osobistą porażkę?
Rejestrowałem wydarzenia tuż przed wyborami i same wybory, filmując je kamerą video. Po 20 latach te materiały trafiły do prywatnej stacji telewizyjnej, gdzie zostały użyte w kilkudziesięciu filmach dokumentalnych, bez zwrócenia się do mnie i do Andrzeja Jackowskiego z próbą zawarcia jakiejkolwiek umowy. Zostało to wykorzystane bez naszej zgody, ale nawet bez poinformowania nas o takim zamiarze stacji. 13 grudnia 2012 roku wręczano mi w Urzędzie Wojewódzkim medal Solidarności i Wolności. Żeby odebrać ten medal, musiałem wyjść z rozprawy, gdzie udowadniałem, że jestem autorem tych zdjęć. To paradoks historii. Z jednej strony zostałem za to odznaczony, za działalność wyborczą od połowy lat 80., a z drugiej strony przed sądem udowadniam swoją rację. Wymiar sprawiedliwości jest tak wolny i opieszały, że trwa to już kilka lat. W sytuacji bardzo prostej.
Co zalicza pan do swoich największych sukcesów w III RP?
Poza sprawami rodzinnymi, a mam pięcioro dzieci, zaliczam do sukcesów swoją pracę zawodową. Udało mi się po 89' roku być nadal niezależnym producentem filmów dokumentalnych i programów telewizyjnych. Przez te 25 lat nie musiałem robić już programów na tematy polityczne. Większość moich filmów dotyczyła historii, historii sztuki, etnografii. Jedyny film polityczny został zrobiony w zeszłym roku z panem Jerzym Ridanem na temat strajku z 1988 roku, gdzie wykorzystaliśmy swoje materiały z tamtych lat.
Jak zmienił się pana status materialny?
Nie mam talentu do robienia biznesu, ale w 1989 roku udało mi się przewidzieć przyszłość ekonomiczną. Tuż po wyborach postanowiłem wybudować dom. Jako że oprócz tego, że działałem dla komitetu wyborczego, swoje materiały sprzedawałem też zachodnim stacjom telewizyjnym. Udało mi się odłożyć sumę jakichś 2 tysięcy dolarów. Korzystając z gigantycznej inflacji, która wtedy nastąpiła, za tak drobną dziś sumę, wybudowałem dom w stanie surowym. Dokładnie pamiętam cenę cegły. Za jednego dolara można było wtedy kupić 100 cegieł. Praktycznie za jeden dzień pracy, robiąc jakiegoś "newsa" dla amerykańskiej stacji, kupiłem wszystkie cegły, z których zbudowałem dom. To był ten cud ekonomiczny. Pewnie już nigdy tego bym nie powtórzył. Większość filmów, które robię, mają temat niezbyt popularny. Nie można na nim robić wielkich pieniędzy. Status materialny jest constans od tamtych czasów.
Kogo wymieniłby pan jako symbol ostatniego 25-lecia?
Nie będę oryginalny. Jedyna osoba, która przychodzi mi do głowy, to Jan Paweł II. Osoba znana publicznie, a zupełnie wyzbyta nienawiści, którą noszą w sobie praktycznie wszyscy politycy. Drugą osobą tego 25-lecia, a przynajmniej symbolem wyborów 1989 roku, był Lech Wałęsa. Wszyscy kandydaci "Solidarności" sfotografowali się wtedy z Lechem Wałęsą, mimo że on sam nie startował. W związku z tym stał się ikoną wyborów i przemian, które wtedy nastąpiły. Wałęsę spotkałem w Mistrzejowicach w Nowej Hucie w latach 80. Później wielokrotnie widywałem go podczas wieców wyborczych, gdzie był entuzjastycznie witany. Potem spotkałem go przed śmiercią Jan Pawła II. Pojechałem specjalnie do Gdańska z ekipą włoskiej telewizji, aby Wałęsa udzielił nam wywiadu. Po tym... pseudowywiadzie tłumaczyłem się przed dziennikarzami włoskimi. Powiedzieli, że tak aroganckiego, nieuprzejmego i źle wychowanego człowieka, polityka, jeszcze nie spotkali. Musiałem im przyznać rację.
Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego
Partner Główny: