Cofnijmy się do końca XIX wieku i wyobraźmy sobie kobietę, która czuje w sobie zew artystyczny. I która nie haftuje, nie gra na fortepianie, nie gra na lutni, nie maluje nawet, nie uprawia żadnej z takich sztuk kobiecych. Tylko czuje, że rzeźba, twardy materiał to jest to jej tworzywo i to jest jej żywioł. Czy ona w ogóle ma szansę? I czy w ogóle były takie kobiety?
Było ich rzeczywiście niewiele i na pewno były to osoby bardzo odważne, które decydowały się na taki wybór i właściwie nawet trudno powiedzieć zawodowy. Dlatego, że właśnie w tamtym czasie, koniec XIX wiek, kobiety, które wywodziły się z ziemiaństwa, z arystokracji nie powinny były pracować. To była podstawowa zasada, ponieważ zarabianie pieniędzy było obowiązkiem mężczyzny.
Wiele z tych kobiet, które zostały rzeźbiarkami, wiele z nich chciało zastąpić synów. Urodziły się w rodzinach, gdzie najpierw byli bracia, którzy zmarli, czy były też przypadki poronienia i rodzina bardzo mocno przeżywała te utraty. I w pewien sposób chciały zastąpić swojego brata. I zastanawiam się, jak mocno na przykład to mogło też wpłynąć na takie podjęcie decyzji, że one będą trochę takimi mężczyznami w społeczeństwie.
I w przypadku Camille Claudel i w przypadku Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej, obydwie matki były całkowicie przeciwne ich wyborom, ponieważ nie chciały mieć tak zwanego wstydu w rodzinie. I jeszcze jeden aspekt: kobiety były niżej wartościowane i niżej wartościowane było to, co rozumiemy za pojęciem kobiecość. Być może każda z nich miała właśnie tę ambicję, żeby zająć się jakimś zajęciem męskim, żeby udowodnić, że kobieta może wykonywać takie zajęcie jak mężczyzna. A rzeźbiarstwo było rozumiane jako zajęcie typowo męskie.
Dlatego, że to jest także ciężka fizyczna praca? Kojarzy się z bardzo dużym wysiłkiem fizycznym?
Jeśli kuje się w marmurze, a mam takie doświadczenia również za sobą, to jednak używa się tej siły rozłożonej. Trzeba uderzyć dłutem w marmur za pomocą młotka, ale każda osoba jest w stanie unieść zarówno młotek, jak i uderzyć tym młotkiem w dłuto. Nie jest to jakaś nadludzka siła.
To też wiązało się z brudem. Dalej wychowuje się dzieci w przekonaniu, że chłopcy mogą się brudzić przy wykonywaniu różnych czynności, a dziewczynki powinny raczej utrzymać czystość ubrania i schludność. I to się wybacza łatwiej chłopakom, a dziewczynkom się nie wybacza.
Teraz musimy sobie wyobrazić, jakby wczuć się w sytuację takich kobiet, w których głowach zaczynało roić się coś takiego. Bo to znaczyło, że one przekraczają granice ustalone na ten czas i że są nieobyczajne.
I teraz wyobraźmy sobie na przykład taką sytuację współczesną, że miałybyśmy się zachować nieobyczajnie. Większość z nas by tego nie zrobiła, bo żadna z nas nie chce być wytykana palcem. I pokazywana, że to jest ta gorsza i to jest ta, która się zachowuje nie tak, jak się powinno zachowywać. Czyli cała droga emancypacji jest usłana gorszycielkami. Takimi osobami, które musiały przekroczyć te granice i wyjść poza normy społeczne.
Miały taką chęć przekraczania w sobie i w społeczeństwie pewnych granic, pewien element takiego buntu, ale musiały mieć też duszę artystyczną. Oczywiście były takie, które w tym czasie były pielęgniarkami na przykład i też łamały tabu w zupełnie inny sposób.
Bo tutaj wchodzi też temat tak zwanego talentu. Jestem zwolenniczką jednak zawziętości bardziej niż talentu, czyli raczej się nie rodzimy z jakimś niebywałym talentem, tylko rodzimy się z ogromną skłonnością do tego, żeby rozwijać pewne predyspozycje.
Opowiadamy o pierwszych rzeźbiarkach w Krakowie. Teofila Certowicz i pierwsza w Krakowie Szkoła Sztuk Pięknych dla Kobiet.
Tola założyła Pierwszą Szkołę dla Kobiet w Krakowie. Poświęciła na to swój posag. I ona rzeczywiście nigdy nie wyszła za mąż, nie miała dzieci. I starczyło tych pieniędzy jedynie na 4 lata działania szkoły.
Ona też prosiła czy zwracała się do mieszkańców Krakowa o to, żeby wpłacali jakieś datki na działanie tej szkoły i to się nie udało.
Maria Niedzielska była właśnie uczennicą tej szkoły i potem podjęła tę sztafetę, czyli wzięła pałeczkę po Toli Certowicz i otworzyła szkołę dla kobiet Marii Niedzielskiej. Jej już udawało się zdobyć fundusze.
Maria Niedzielska tę szkołę prowadziła przez 39 lat, ale ona jednak już wykazywała takie działania bardzo zdecydowane, żeby kobiety dopuścić do nauki na, mówimy współczesnym językiem, na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Z jednej strony miała tą prywatną szkołę, ale z drugiej strony już coraz bardziej dobijała się, tak jest czas, żeby tam kobiety były.
Maria Niedzielska już się starała o to, pisząc petycję, a Zofia Baltarowicz-Dzielińska już poszła i zapukała do szkoły, i była pierwszą studentką właśnie Szkoły Sztuk Pięknych czy Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Ich dzieła, dzieła tych kobiet, o których dzisiaj mówimy. Czy zostały i czy przetrwały do naszych czasów? Czy możemy je podziwiać?
To, co możemy oglądać w Krakowie, jeśli chodzi na przykład o Tolę Certowicz, to jest Morfeusz, czyli fontanna, która znajduje się przy Pałacu Czapskich, przy ul. Piłsudskiego. Jest też w kościele na Skałce rzeźba Teofili Certowicz. A w przypadku Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej to możemy zobaczyć w parku Jordana dwa popiersia. Nasze Muzeum Narodowe też ma prace Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej w swoim posiadaniu, ale raczej one nie są dostępne do oglądania.
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY