Biskup pomocniczy krakowski, Karol Wojtyła, został 1 stycznia 1964 r. mianowany arcybiskupem-metropolitą przez papieża Pawła VI. Jednak obowiązujący wówczas w Polsce pod rządami komunistycznymi system wyboru biskupów, tzw. terno, dawał władzom faktyczne prawo veta wobec propozycji strony kościelnej. Pierwsi kandydaci zostali odrzuceni, nazwisko biskupa pomocniczego Wojtyły znajdowało się na dalszym miejscu listy. Na koniec jednak, po wyeliminowaniu kandydatów preferowanych przez stronę kościelną, ordynariuszem krakowskim został właśnie Karol Wojtyła. Ten mechanizm (terno) i fakt wyboru Wojtyły jako kandydata rezerwowego mógłby świadczyć o tym, że był on postrzegany przez władze jako kandydat stosunkowo mniej groźny dla rządzących, niż ci wcześniej odrzuceni.

Ten paradoksalny, z punktu widzenia późniejszego biegu historii, wniosek wart jest jednak namysłu. Kim był młody wówczas biskup pomocniczy, naukowiec, amator filozofii Heone-Wrońskiego, poezji romantyków, zapalony turysta, kajakarz i narciarz, utalentowany duszpasterz młodzieży? Jakie jego cechy (lub jaki jego obraz w recepcji analityków z obozu władzy) sprawiły, że oceniono go jako – mimo wszystko – mniejsze zło?

Jeśli władze tak rzeczywiście uważały, to z biegiem czasu musiały zmienić opinię. Kolejne bowiem ważne wydarzenia w życiu Kościoła i w życiu politycznym pokazywały abpa Wojtyłę jako człowieka zasad i jako myśliciela, który dostrzegł w komunizmie system zagrażający człowiekowi, jako system zniewalający człowieka.

Jego wybitna rola w pracach Soboru Watykańskiego II (1962-1965), jego współudział w redagowaniu listu biskupów polskich do niemieckich (1965), potem udział w obchodach Millenium Chrztu Polski u boku kard. Stefana Wyszyńskiego (1966), jego postawa wobec tzw. wydarzeń marcowych (1968) musiały spowodować w obozie władzy zmianę recepcji jego osoby.

Odkąd abp Wojtyła został mianowany kardynałem (w połowie 1967 r.), stał się automatycznie bardzo ważną figurą w politycznej rozgrywce komunistów z Kościołem w Polsce. Jednak, wbrew nadziejom sprzed kilku lat, nie stał się on czynnikiem konkurencyjnym w stosunku do Prymasa Polski, polityka wbijania klina pomiędzy obu hierarchów nie mogła liczyć na sukces.

 

RG/IPN