Zdjęcie ilustracyjne/Fot. pixabay
Święta - czas radości czy napięcia?
Świąteczne spotkania są, przynajmniej teoretycznie, okazją do rozmowy. Jak sprawić, by nie była to jedynie wymiana zdań? Najważniejsze jest stworzenie przestrzeni, w której warto się wypowiadać. Gdzie wypowiedź nie stanie się narzędziem do ataku, gdzie nie będzie wykorzystana przeciwko mówiącemu.
To wymaga zaufania i szacunku dla prywatności. Tymczasem w wielu domach granice – zarówno cielesne, jak i emocjonalne – są przekraczane z zadziwiającą regularnością. Komentowanie wyglądu, wagi, porcji na talerzu, to nieodłączny element świąt.
Brakuje nam języka, który wyrażałby ważność, bliskość, troskę. Zamiast mówić "tęsknię za tobą", mówimy "zrobiłam ci pierogi". Zamiast "jesteś dla mnie ważny", podsuwamy dokładkę zupy. Działanie zastępuje słowo, bo odsłonięcie emocji wiąże się z ryzykiem odrzucenia.
Ludzie traktują odmowę jako odrzucenie. A przecież to, że ktoś nie przyjdzie po pierogi, nie znaczy, że cię nie kocha. Mamy problem z tym, by powiedzieć "tęsknię", bo boimy się, że nie usłyszymy tego samego w odpowiedzi – mówi dr Małgorzata Majewska.
Scena z "Dnia Świra" Marka Koterskiego, w której Adam Miauczyński mówi do matki: "Mamo, moje życie nie ma sensu", a ta odpowiada: "Zjedz zupę", to kwintesencja polskiego podejścia do emocji. Zamiast towarzyszenia – recepta. Zamiast uważności – działanie.
Polacy nie potrafią towarzyszyć emocjom. Chcą je rozwiązać, naprawić, zasypać działaniem. Często wystarczyłoby po prostu być z kimś, kto przeżywa trudność.
(cała rozmowa do posłuchania)
Małgorzata Majewska/fot. Sylwia Paszkowska
Miłość przez jedzenie? Tak, ale nie zamiast słów
Często kobiety, które przygotowują święta, nawet nie zasiadają na dłużej do stołu. Krążą między kuchnią a salonem, zamiast wziąć udział w rozmowie, być obecne. Dlaczego?
Dopóki działam, nie muszę konfrontować się z pustką. Z tym że może nie jestem ważna, że nikt nie zauważa mojej pracy, że nikt nie chce rozmawiać.
To nie tylko kwestia pokoleniowa, ale również językowa. Nie nauczyliśmy się mówić: "Chcę być z wami", "Tęsknię", "Potrzebuję obecności". Zamiast tego są pierogi, serniki i pretensje.
W polskiej kulturze jedzenie bywa zamiennikiem bliskości. "Ugotowałam ci ogórkową" ma znaczyć: "Troszczę się o ciebie". I to może być piękne – o ile nie jest jedyną formą wyrazu miłości.
Jedzenie jako komunikat emocjonalny działa tylko wtedy, gdy towarzyszy mu słowo, dotyk, spojrzenie, bliskość. Gdy staje się jedyną formą przekazu – zaczyna być szantażem. Bo "zrobiłam pierogi" może stać się "poświęciłam się dla ciebie, a ty mnie lekceważysz".
Święta to czas rozmów, ale jakich? Często pytania, które padają przy stole, nie są wyrazem autentycznego zainteresowania, tylko próbą prowokacji lub wyrażenia krytyki. "Na kogo głosujesz?" nie jest pytaniem z miejsca ciekawości – to zaczepka. Tak samo jak "A kiedy ślub?", "Kiedy dziecko?", "Dlaczego ty ciągle sama?" To nie są pytania – to pułapki, które warto rozpoznawać.
Kiedy zaczynamy przyglądać się emocjonalnym bitwom z dystansu - możemy je rozpoznać, nazwać, może nawet obśmiać. Gdy w nich tkwimy, stajemy się ich ofiarami. Święta nie muszą być polem minowym. Mogą być przestrzenią bliskości – o ile pozwolimy sobie mówić, słuchać, pytać z ciekawością, nie z pretensją. I jeśli nauczymy się mówić: "Jesteś dla mnie ważny", "Dziękuję, że jesteś", "Cieszę się, że przyszłaś". To nie zupa, nie boczek, nie pierogi tworzą atmosferę świąt, ale język, którym się do siebie zwracamy.