- A
- A
- A
Peszkowie: "Najwspanialsze prezenty to te, w których jest dużo uśmiechu"
- Święta, które, choć przebiegają wokół jakiegoś rytuału, to nie dadzą się porównać z żadnymi innymi - powiedzieli Jan, Błażej i Maria Peszkowie w rozmowie z Radiem Kraków.Zapis rozmowy Barbary Gawryluk z Janem, Marią i Błażej Peszkami. Cała trójka wzięła udział w nagrywaniu słuchowiska Radia Kraków - "Anioł w supermarkecie".
Barbara Gawryluk: Przyjęli Państwo naszą propozycję rodzinnego udziału w słuchowisku "Anioł w supermarkecie", ale już w trakcie nagrywania słyszałam, że od razu przypomniały się Państwu wasze dobre uczynki. To najlepiej zapisało się w pamięci z tekstu Joanny Olech? Dobre uczynki?
Maria Peszek: Nie pamiętam, żebym coś takiego mówiła...
Barbara Gawryluk: W takim razie to musiał powiedzieć pan Błażej...
Błażej Peszek: Ja tak powiedziałem? Moim dobrym uczynkiem było wybicie zęba jakiemuś chłopcu na osiedlu w obronie mojej siostry.
Barbara Gawryluk: Ale to było bardzo w stylu bohaterów "Anioła w supermarkecie". Dobry uczynek, który nam dorosłym wydaje się być przestępstwem, a dzieci widzą to zupełnie inaczej.
Jan Peszek: Wówczas niania Janeczka, która opiekowała się naszymi dziećmi - byliśmy rodzicami pracującymi - powiedziała do matki tamtego chłopca...
Błażej Peszek: Bo on, ten chłopiec, przedstawił inną wersję wydarzeń. Powiedział, że go napadliśmy.
Jan Peszek: A jego matka powiedziała o Błażeju: "Podły to podły, ale skłamnąć, nigdy nie skłamnie". I to jest prawda.
Barbara Gawryluk: Gdy słuchaliśmy Państwa tutaj, nagrywających słuchowisko, przypominałam sobie historie sprzed wielu, gdy Maria i Błażej byli jeszcze dziećmi. Pewno tego nie pamiętają, ale widywaliśmy się również w Radiu Kraków. Istnieje takie archiwalne nagranie, gdzie oboje mówią, że przyszłość to na pewno teatr i scena, a wzorem był właśnie tata. Wtedy nie spodziewaliśmy się, że będą Państwo pracować razem przy takiej okazji. Dobrze się pracuje rodzinnie?
Maria Peszek: Różnie. Najlepiej pracować rodzinnie po dużej przerwie. Bo dla mnie to spotkanie było wytęsknione. Przez bardzo długi czas nie miałam takiej okazji. Zajęłam się trochę inną dziedziną niż Błażej czy Jan. Po długiej przerwie docenia się to i jest to coś szczególnego. Doceniam wspólną muzykalność, która jest naszą cechą charakterystyczną. Nie bez znaczenia jest to, że są między nami więzy krwi. Przy takim słuchowisku muzykalność jest bardzo ważna. wszystko dobrze i łatwiej się wyczuwa. Nie trzeba się na nic umawiać - to się dzieje organicznie.
Błażej Peszek: Spotkaliśmy się tu z Marysią... Marią po roku niewidzenia. Dziękujemy za umożliwienie nam spotkania (śmiech).
Jan Peszek: Bardzo nam jest miło, bo w tym roku przypada jakby rodzinny dyżur. To taki wytęskniony rodzinny dyżur. Tęsknimy do tych świąt i czekamy na nie. Święta spędzamy w krakowskim domu. Maria przyjedzie z Maćkiem. Błażej z Kasią i Zosią. Spędzimy też razem święta Wielkanocne. W następnym roku dzieci rozjeżdżają się do rodziców swoich partnerów. Tak się dzielimy.
Barbara Gawryluk: W tym słuchowisku jest sporo o prezentach. Lubią Państwo sprawiać sobie prezenty?
Maria Peszek: Uwielbiamy, tylko mamy różne o nich poglądy. Najczęściej umawiamy się. Każdy mówi, co w tym roku potrzebuje. Albo umawiamy się, że w tym roku robimy niespodzianki. Czasem wręczamy sobie zupełne drobiazgi, ale za to z pomysłem. Najwspanialsze prezenty są te zaskakujące. W których jest dużo uśmiechu, a nie kosztują zbyt wiele.
Barbara Gawryluk: Panie Błażeju, wobec tego wie pan, jaki będzie prezent dla siostry?
Błażej Peszek: Nie mam pojęcia. W tym roku umówiliśmy się, że prezenty będą symboliczne. Podejrzewam, że nikt nie będzie trzymał się tej reguły. I nie chodzi tu o koszty a raczej o wariactwo. To straszny problem znaleźć coś odpowiedniego. Jesteśmy bardzo wymagający. Banał nas nie satysfakcjonuje w żadnym przypadku. Także w prezentach. Czeka nas ciężka praca.
Barbara Gawryluk: Kiedy byli mali, pewnie było łatwiej?
Jan Peszek: O, tak. Zdecydowanie. Naprowadzało się dzieci...
Błażej Peszek: Przepraszam, znów przerywam. Pamiętam jak ojciec podprogowo wmawiał nam chęć dostania jakiegoś prezentu. A ten prezent już dawno był kupiony podczas jakichś zagranicznych wojaży i ukryty. Kompletnie nieinwazyjnie nas podpuszczał.
Maria Peszek: Wtedy ciężko było napisać "chcę to i to". Trudniej było coś zdobyć. A jak tacie udało się coś zdobyć... Na przykład pytał: "A nie sądzisz, że te kredeczki już ci się stępiły, połamały?".
Błażej Peszek: Mieliśmy takiego Marsjanina. Głowa na sprężynie będąca przystawką do biurka.
Maria Peszek: My nawet nie wiedzieliśmy, do czego ma to służyć. "A nie sądzicie, że chcielibyście dostać Marsjanina?".
Błażej Peszek: Ja miałem chyba różowego... czy żółtego?
Barbara Gawryluk: Czyli było pozornie łatwiej, ale jakieś anioły z nieba podpowiadały panu...
Jan Peszek: Podpowiadały. Dzisiaj jest to już niemożliwe. Podpytujemy siebie. Co by im lub ich partnerom sprawiło przyjemność. Jesteśmy tak strasznie zagonieni, że nie jest tak prosto znaleźć coś na ostatnią chwilę. Trzeba to przygotować o wiele wcześniej. Na ostatnią chwilę to może nawet nie sprawić satysfakcji temu, kto obdarowuje. Najprościej było kupić serię zapachów. Uwielbiałem to. Dziś to zakazane. Każdy sam wybiera swój zapach. Mamy nawet granice, w jakich możemy się obracać. Skala trudności wzrasta, ale jednocześnie zmusza do uruchomienia wyobraźni i do pewnej pracy.
Barbara Gawryluk: Błażeju, Mario - polubiliście swoich bohaterów? Adama i Ewcię?
Maria Peszek: Myślę, że mają dużo takich naszych cech z tamtego czasu. Też byliśmy urwisami. Może to się zaskakujące, ale to Błażej był tak naprawdę straszliwszym urwisem, prowodyrem jakichś najbardziej niewiarygodnych i niebezpiecznych akcji.
Błażej Peszek: No co ty...
Maria Peszek: No przecież! Ja byłam raczej potulną siostrą, która robiła co starszy brat kazał.
Błażej Peszek: Była moim pieskiem Lulu i aportowała (śmiech). To była jakaś podświadoma zemsta - musiałem jako starszy Marysi ustępować. Być zawsze mądrzejszym.
Maria Peszek: Gdy rodzice wychodzili i zostawaliśmy sami, to Błażej mnie straszył. Miał wtedy już wyrobione zdolności aktorskie. Straszliwe wspomnienia mi pozostały. Wracając do słuchowiska, ci bohaterowie są urwisami i my też nimi byliśmy. Błażej na przykład miał zestaw małego chemika. Bawił się w pirotechnika, robił różne wybuchy. A ja byłam takim kuchcikiem, pieskiem, pomagaczem w realizowaniu jego niewiarygodnych pomysłów. Dlatego to ja muszę się teraz "wybrykać".
Barbara Gawryluk: I potem przy świątecznym stole wspominacie.
Błażej Peszek: Nie obgadujemy znajomych.
Jan Peszek: Na ogół jest zabawnie. Nie planujemy niczego. Jesteśmy bardzo stęsknieni za sobą. Często siedzimy razem do późna w nocy. Ogromnie cieszę się na te święta. Święta, które, choć przebiegają wokół jakiegoś rytuału, to nie dadzą się porównać z żadnymi innymi. I oczywiście spacery, o ile pogoda dopisze. A jeśli nie, to lubimy napalić w kominku. Robimy taki wielki barłóg na środku w salonie. My wszyscy razem, pies Błażejów. Ja wtedy bardzo lubię usługiwać. Być takim podczaszym.
Barbara Gawryluk: Albo po prostu aniołem. Kto u Państwa przynosił prezenty pod choinkę? Mikołaj, gwiazdor, aniołek?
Błażej Peszek: Aniołek. Przez długi czas ojciec wymyślał różne dziwne pirotechniczne efekty, musieliśmy wyjść do drugiego pokoju, by aniołka nie spłoszyć. Ale były tam szklane, matowe drzwi i przez nie można było zobaczyć jakieś światełka mrugające, sztuczne ognie. Bardzo, bardzo długo wierzyliśmy w istnienie anioła. Mikołaj też nam przynosił drobiazgi.
Maria Peszek: Mikołaja w Mikołaja, a aniołek pod choinkę. Pamiętam, gdy naprawdę zobaczyliśmy aniołka. Mieszkaliśmy wtedy w Łodzi, była straszna zima, a my ciągle biegaliśmy "na bosaka". Rodzice strasznie się bali, że się poprzeziębiamy. I nagle tata zakrzyknął: "Patrzcie w okno, szybko, patrzcie! To aniołek!". I my go naprawdę zobaczyliśmy, a przynajmniej ja. I patrzyliśmy uparcie w to okno, gdy nagle Błażej krzyknął: "Popatrz, tam za drzwiami coś błysnęło". I...
Błażej: To były sztuczne ognie, które ojciec w międzyczasie rozpalił.
Maria Peszek: To był anioł....
Błażej Peszek: Tak, tak...
Barbara Gawryluk: To był na pewno anioł Teofil.
Błażej Peszek: A zresztą to wszystko działo się w Łodzi... na osiedlu Teofilów.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
15:22
Wicestarosta tarowski oskarżany o przekroczenie uprawnień i oszustwo: "W ogóle sobie takiej sytuacji nie przypominam"
-
15:12
Ile jest specjalizacji lekarskich?
-
14:32
Dlaczego polubiliśmy modę vintage?
-
14:01
Aneta Wądrzyk nie jest już wicedyrektorką Małopolskiego Centrum Nauki w Krakowie
-
13:37
To będzie pierwsza taka wizyta. Król Wielkiej Brytanii przyjedzie do Oświęcimia
-
13:14
Nie trzy, a dwa przejazdy kolejowo-drogowe zostaną zamknięte od środy w Limanowej
-
12:18
Wąsek, Zniszczoł, Wolny, Kubacki i Stoch wystąpią w Zakopanem
-
11:15
To będzie jedna z największych inwestycji drogowych w Polsce w ostatnich latach
-
11:03
Pługi, solarki, piaskarki. Aż 7 milionów złotych za jeden weekend
-
11:00
Dlaczego polubiliśmy modę vintage?
-
10:33
W końcu naśnieżyło! Można biegać na nartach wokół Mogielicy