- A
- A
- A
Paweł Musiałek o budżecie patycypacyjnym w Krakowie
- Nie jest to łatwe zadanie dla administracji, żeby przekazać środki innym podmiotom. To pewnie jakiś konserwatyzm w patrzeniu na politykę, także brak zauważenia, że może to być szansą na rozwój. Pieniądze przekazane obywatelom to szansa na zwiększenie akceptacji mieszkańców dla wydatków - mówi w rozmowie z Jackiem Bańką Paweł Musiałek.Zapis rozmowy Jacka Bańki z Pawłem Musiałkiem z Ośrodka Studiów o Mieście:
Można powiedzieć, że część samorządowców boi się budżetu obywatelskiego?
- To pytanie należy zadać prezydentowi. On ma kluczowy wpływ. Z jego wypowiedzi wynika, że on jest ostrożny w podejściu do tematu. Najpierw była mowa, że ma być pilotaż w kilku dzielnicach a dopiero potem miasto zastanowiłoby się co dalej. Na razie prace nie są zaawansowane. Tempo nie jest satysfakcjonujące. Widzimy sytuację Krakowa w porównaniu do innych miast, że zostajemy w tyle.
To arogancja władz? Ja wiem lepiej jak wydawać pieniądze?
- Tak daleko bym nie poszedł. Jest to zapewne pewna ostrożność w decyzjach. Nie jest to łatwe zadanie dla administracji, żeby przekazać środki innym podmiotom. To pewnie jakiś źle pojęty konserwatyzm w patrzeniu na politykę, także brak zauważenia, że może to być szansą na rozwój Krakowa. Pieniądze przekazane obywatelom to szansa na zwiększenie akceptacji mieszkańców dla rożnego typu wydatków inwestycyjnych. Z perspektyw władz może to być oczywiście korzystne.
Patrząc realistycznie na inwestycje, które wybierane były w testowanych dzielnicach, to inwestycje, które niczego nie zmieniają. One mają wymiar symboliczny i obywatelski.
- Tak, tu jest podstawowy problem. Dotychczas te projekty pokazywały, że miasto przeznaczało "kieszonkowe" do dzielnic i tam obywatele decydowali czy kupić ławkę czy wybudować chodnik. Skala tych inwestycji była za mała. Żebyśmy mogli mówić o realizacji tego budżetu, wymaga to zmiany filozofii patrzenia na ten budżet. Nie powinniśmy tylko przekazywać środków na ławkę czy oświetlenie, ale też powinniśmy przeznaczać środki na to, żeby obywatele brali udział w zarządzaniu miastem. Mówię o wydatkach na bezpieczeństwo, edukację. Być może to warto przemyśleć, czy szkoły nie powinny być współzarządzane przez dzielnice? To, co postuluję to przekazanie większych środków ale tez i większej odpowiedzialności.
Współdecydowanie obywateli jest niejako przynależne tym nowoczesnym formom sprawowania władzy dzisiaj? Bycie nowoczesnym samorządowcem to opieranie się na decyzjach obywateli?
- Tak, ale chcę także podkreślić, że te wydatki, o których mają decydować obywatele muszą być przemyślane. Obywatele powinni brać tyle władzy ile dadzą rade unieść. Nie powinniśmy podchodzić do tego tak, że inwestycja, która ma służyć celom ogólnomiejskim, a takie są jak chociażby hala w Czyżynach, jest blokowana bo wąska grupa obywateli jest przeciwna. Potrzebna jest rozwaga. Władze oczywiście muszą usatysfakcjonować chęć brania udziału ludzi do podejmowania decyzji, ale z drugiej strony obywatele muszą mieć szerszy ogląd na miasto.
Pan by wziął udział w takim podziale pieniędzy?
- Bardzo chętnie.
Komentarze (0)
Brak komentarzy
Najnowsze
-
08:02
Turyści utrudniali akcję ratownikom TOPR. Bezmyślność czy brak wiedzy?
-
07:42
Diecezja Tarnowska pomaga dzieciom ze Strefy Gazy
-
07:24
Wilki znowu przestraszyły mieszkańców powiatu tarnowskiego. Będzie dodatkowy odstrzał?
-
07:11
Brakuje mebli i drobnego sprzętu medycznego. Hospicjum w Stróżach prosi o pomoc
-
06:53
Skąd w Małopolsce wział się zespół cmentarzy zachodniogalicyjskich?
-
06:36
Oświęcim: policja zatrzymała 38-latka, który znęcał się nad córkami
-
06:19
W środę będzie zimno. W górach może spaść śnieg i deszcz ze śniegiem
-
06:07
Kamienica nie chce, Szczawie pomoże więc Ropa
-
06:01
Aktualności komunikacyjne Radia Kraków 13.11
-
22:30
Janusz Majewski kręcił tam sceny do filmu „Miłość w przejściu podziemnym”, a bibliofile polują na „białe kruki”. Przypadek Stefana Kamińskiego.