Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem Koalicji Obywatelskiej, Pawłem Kowalem.
Jakie skojarzenia budzą w panu rozmowy francusko-rosyjskie o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej?
- Skojarzenia o tym, że niestety dyplomacja mojego państwa nie jest skuteczna. Model powinien być taki, że rozmowy są na forum UE, a potem rozmowy się toczą w innych formatach. Niestety, jak mówiliśmy przez kilka tygodni, że trzeba włączyć wszystkich partnerów zachodnich, w Polsce było fisiowanie niemieckie. Dzisiaj jest problem. To jest problem dla Polski. Czy możemy coś zrobić? Jeszcze dużo na tym etapie. Nie jesteśmy jak Polska przed II wojną. Jesteśmy w XXI wieku. Warto się dowiedzieć, czego dotyczyło rozmowy.
Rozmowa Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenką nie legitymizują na forum międzynarodowym reżimu Łukaszenki i wyników ostatnich wyborów?
- Mówiłem, że to źle dla Polski. Będą różne złe skutki. Nie będę jednak płakał jak rząd i nadawał na Niemców cały czas. Gdy Niemcy, Amerykanie i Francuzi to nasi alianci, trzeba usiąść w Warszawie w zacisznym miejscu i się zastanowić. Nie można siedzieć i szlochać. Rząd popełnił błędy. Mówiłem o umiędzynarodowieniu, ale my robiliśmy sami. Możemy pewne rzeczy zrobić sami, ale ten konflikt nie dotyczy tylko nas. Imigranci pójdą na zachód. Poszczególni przywódcy będą starali się zmniejszyć skalę kryzysu. Jak Polska nie chce rozmawiać, to jest jak w „Weselu”. „Jakby Jasiek chciał tańcować, to bym z Jaśkiem tańcowała”. Dzisiaj mamy taką sytuację, że Polska nie chce współpracować z wieloma zachodnimi partnerami, lub zaczęła chcieć za późno. Mówię o rządzie. Można to jeszcze uratować. Nie można jednak tylko siedzieć i płakać.
Na czym miałaby polegać rola prezydenta Federacji Rosyjskiej w procesie deeskalacji konfliktu na granicy polsko-białoruskiej?
- Wolałbym, żeby na niczym. Na granicy prezydent Rosji nie jest do niczego potrzebny. Tam, gdzie wchodzą Rosjanie jako mediatorzy, zaczynają się większe kłopoty. To nie jest czas na kłótnie z Niemcami, ale na żądanie współpracy w polityce na granicy zewnętrznej UE.
Jest zapowiedź i zgoda szefów dyplomacji UE na sankcje wymierzone przeciwko białoruskiemu reżimowi. Miałyby one objąć 30 osób i podmiotów. Jak pan ocenia skuteczność takich rozwiązań? Mamy już obowiązujące sankcje i polityki reżimu to nie zmienia.
- Powinny być mocniejsze sankcje personalne. Akurat ten rodzaj sankcji jest możliwy do uzupełnienia przez prawodawstwo krajowe. Sankcje gospodarcze też są potrzebne. Jednak Białoruś nie jest oddzielnym państwem. Każda sankcja zachodu będzie rekompensowana przez Rosję. Tam jest prawie jednolity obszar gospodarczy.
Konflikt na granicy dodatkowo komplikuje sytuację więzionych Polaków na Białorusi, czy może być paradoksalnie punktem przełomowym?
- Wolałbym, żeby był, ale nie widzę możliwości pomocy w tym trybie, jak to teraz się odbywa. Powinno być jednolite unijne stanowisko. Polski ambasador w każdym państwie UE powinien być w MSZ i zamęczać ich naszym stanowiskiem. Teraz jest płacz. Nie ma jednak co robić atmosfery jak w 1939 roku. Na razie nikt na Polskę chyba nie napadnie. Jest czas na robotę dyplomatyczną. Niech to dotrze.
Umiędzynarodowienie może być punktem przełomowym?
- W sensie taktycznym być może doprowadzi to do deeskalacji. Cele Putina są jednak szersze. Chodzi o zdominowanie Białorusi, Ukrainy. Tego Putin nie odpuści. Łukaszenka nie jest aktorem. Nim jest Putin.
Poprze pan rozwiązanie, które umożliwi pracodawcom weryfikację zaszczepionych pracowników, o ile dojdzie do procedowania takiego rozwiązania?
- Jesteśmy w takiej sytuacji… Widzimy inne kraje Europy. Nie ma wyjścia. Trzeba chronić tych, którzy się zaszczepili, gospodarkę, szkoły. Muszą być rozwiązania, w których zaszczepienie coś oznacza. Dzisiaj nie ma to znaczenia. Muszą być zachęty. To będzie takim rozwiązaniem.
W Austrii niezaszczepieni nie mogą wychodzić z domu, o ile nie jest to konieczne. W Niemczech do pracy pójdą tylko posiadacze certyfikatu. Takie rozwiązania przyjęłyby się w Polsce?
- U nas jest wariowanie wokół szczepionek. Od dawna były książeczki szczepień, były szczepienia obowiązkowe. Tu się coś włączyło i politycy się temu kłaniają. Nie ma danych medycznych, żeby walczyć ze szczepionkami. Polska jest jednym z niewielu krajów, gdzie niewielu ludzi się szczepi, a rząd prowadzi taką politykę.
Trzecie szczepienie przedłuża o rok ważność certyfikatu covidowego...
- Bez certyfikatu w Polsce wolno wszystko robić. Dla obywatela nie ma znaczenia, czy się zaszczepi.
Jest pan posłem z Krakowa. Co robić? Światło dzienne ujrzał projekt rozporządzenia z wykazem inwestycji związanych z Igrzyskami Europejskimi. Są tam tylko inwestycje sportowe, nie ma transportowych. Co by pan doradził władzom Krakowa? Dobre i to, czy z końcem roku rezygnować z tej imprezy, jeśli do listy nie trafią inwestycje drogowe?
- One mogą zostać dopisane do tej listy, lub może być dodatkowe porozumienie. Te środki mogą być do rozdysponowania. Wracamy tu do polityki krajowej. Można sprawę stawiać na ostrzu noża, lub negocjować inaczej.
Może czekać do skutku, bo i tak się opłaca to, co już się udało uzyskać?
- Mimo wszystko uważam, że jak można negocjować, trzeba dodawać nowe elementy. Kraków ma możliwości, ale pod warunkiem, że dostanie nowe możliwości transportowe, logistyczne. To klucz do rozwoju miasta i regionu.