Zapis rozmowy Jacka Bańki i Adama Piśko z Krzysztofem Jakubowskim, historykiem i znawcą Krakowa oraz Pawłem Kubickim, socjologiem.
Jacek Bańka: Panom pęka serce jak panowie spacerują w centrum Krakowa i widzą erotyczne szyldy? A może to jednak przejaw siły, tężyzny, młodości i witalności?
Paweł Kubicki: Tak, pęka. To nie jest przejaw tężyzny mieszkańców, ale raczej turystów. To wyrosło, bo Rynek stał się centrum rozrywkowym dla turystów. Nie wiem do końca kto z tego korzysta, ale wydaje mi się, że to są turyści. To problem. Rynek był zawsze centrum Krakowa a teraz jest miejscem przepływu. Dzielnice czerwonych latarń są wpisane w miasta. Problem w tym, że Rynek się stał taką dzielnicą.
J.B: Uprawnione jest mówienie o tajlandyzacji Krakowa?
Krzysztof Jakubowski: Nie, bez przesady. Problem jednak jest. Pracując nad parkiem kulturowy nie wzięliśmy tego pod uwagę. Tego żałujemy. Można było przewidzieć lepsze narzędzia.
J.B: Może tak się dzieje we wszystkich dużych miastach i trzeba się z tym pogodzić?
P.K: Tak się dzieje, ale jest jedno narzędzie, które by to wyeliminowało. Chodzi o przywracanie funkcji mieszkalnej. Dzielnice czerwonych latarń wszędzie są przepływowe. Tam są tanie mieszkania, pensjonaty i te dzielnice były pełne takich przybytków. Te dzielnice są zwykle schowane. W Krakowie dzielnicą czerwonych latarń staje się Rynek. Stało się tak, bo nikt tam nie mieszka.
K.J: Mieszka 45 osób na stałe.
Adam Piśko: W rejonie Rynku?
K.J: Tak, w samym Rynku.
J.B: Trudno sobie wyobrazić, że mieszkańcy zaczną wracać do centrum. Można to regulować?
P.K: Chodzi o narzędzia rewitalizacji. W Polsce ruszy taki projekt. Centra wszystkich miast podupadają. Ten klub Cocomo, który przechylił czarę goryczy, to problem wielu miast. Centra podupadają. Mieszczaństwo się wyprowadziło. W Krakowie Rynek tętni życiem turystów a nie mieszkańców.
A.P: Wyobraża pan sobie, że wracają mieszkańcy i płacą czynsze tej wysokości, jakie dyktują właściciele kamienic?
P.K: To jest ten problem. Jak to rewitalizować? Jeden z priorytetów to regulacja czynszów. Inaczej zamiast Rynku będzie tylko rozrywka i biura.
J.B: Czyli rewitalizacja to projekt społeczny. Nie chodzi tylko o urbanistykę?
K.J: Miasto służy przede wszystkim do mieszkania.
P.K: Rewitalizacja oznacza przywracanie życia a nie remontowanie. Remontowanie to jest zjawisko gentryfikacji. Coś staje się ładniejsze, ale nie mamy mieszkańców. Kazimierz przeszedł proces od rewitalizacji do remontowania.
J.B: Wylewamy krokodyle łzy na te przybytki a chyba zawsze tak było. Jakiego słowa używano? Burdel?
K.J: Domy nierządu.
J.B: Kraków chyba od dawna stał domami nierządu?
K.J: W czasach nowożytnych problem wrócił w latach 70. XIX wieku. Najwięcej takich instytucji było około 1910 roku. One istniały do 1919 roku. Wtedy wyszła uchwała, która w województwie likwidowała takie domy nierządu. W całej Polsce uchwała weszła w 1922 roku. Jak się pozbyto problemu? W ostatniej fazie były w Krakowie 4 domy nierządu i było tam 140 dziewcząt. Co zrobiło miasto? Dziewczęta zostały wygnane na ulicę. W tych domach wynajęto mieszkania dla urzędników i policjantów. Mieszkali tam sędziowie, policjanci z rodzinami. W domu na Kamiennej mieszkał szef okręgu, nadinspektor Pilch. To zniechęciło do powrotu do tej profesji.
J.B: Czyli ta historia pokazuje, że samorząd ma narzędzia i powinien je wykorzystać. Jest przykład Lipska.
P.K: Tak. Może akurat Lipsk ogólnie podupadał. To miasto mogło zniknąć. Dobre polityki dotyczące rewitalizacji spowodowały, że Lipsk stał się modny, bo był dobry do życia. Ściągali tam młodzi. My mamy różne programy, które wypychają mieszkańców na przedmieścia. To jest pytanie, z którym samorząd i państwo musi sobie poradzić. Jak przyciągnąć mieszkańców do centrów? To nie tylko problem Krakowa.
K.J: Musi być w tym udział gminy.
P.K: Tak, ale sama gmina sobie nie poradzi. To problem systemowy.
A.P: To może faktycznie postawić przed klubem Cocomo budkę z policjantami a nad klubem zakwaterować rodziny policjantów? Wątpię, że to przyniesie skutek.
K.J: Kamienica, w której jest Cocomo przy Grodzkiej, była do sprzedania od co najmniej 12 lat. Ona przechodziła remont i nie było chętnego. Ten chętny się znalazł akurat taki. Takie nieszczęście.
J.B: Zapytam prowokacyjnie. Może miasto nabiera charakteru jak ma taką swoją dzielnicę?
K.J: muszę zaprotestować. Historycznie było tak, że tuż przed I wojną takie instytucje były na obrzeżach. Jeden dom był na ulicy Starowiślnej. Dalej nie było praktycznie nic. Podobnie było na Alei Słowackiego. Te domy miały nie mieć za dużo sąsiadów.
J.B: Może te miasta z dzielnicą czerwonych latarń mają swój charakter?
P.K: Każde większe miasto ma charakter. Te dzielnice są chowane. W Amsterdamie to nie dominuje. Turyści tam idą, tam są bary i puby, ale mało kto tam mieszka. Problemem jest to, że kiedyś właściciel kamienicy wstydziłby się tego. Dzisiaj mamy kapitał globalny i właścicielowi nie zależy co tam jest. To problem. Przywróćmy funkcje mieszkalne i inaczej to będzie wyglądało. Te kamienice będą przyjemniejsze do życia.