Polacy wybierali wtedy skład rad gmin, bo samorząd był jednostopniowy. Rady gmin powoływały natomiast – w zależności od liczby mieszkańców - wójtów, burmistrzów i prezydentów. Zatem na przykład mieszkaniec Krakowa nie mógł wtedy oddać bezpośrednio głosu na kandydata na prezydenta swojego miasta. Frekwencja w wyborach w 1990 roku wyniosła ponad 42 procent. 2 proc. Głosów było nieważnych. Najwięcej mandatów zdobył obóz Solidarności.
To były ważne z punktu widzenia międzynarodowego wybory. Ich prawidłowy przebieg był jednym z warunków członkostwa Polski w Radzie Europy. Jej delegaci w raporcie opublikowanym po głosowaniu uznali, że „polskie wybory samorządowe były demokratyczne, wolne, sprawiedliwe i dobrze zorganizowane”.
Kolejne odbywały się co cztery lata. Zasadnicza zmiana nastąpiła w 1999 roku, kiedy w Polsce, na mocy zmian w prawie, zaczęła obowiązywać tzw. trójszczeblowa struktura samorządu terytorialnego. Zlikwidowano 49 funkcjonujących dotychczas województw i zastąpiono je 16.
Reforma spowodowała, że można już było głosować na kandydatów do rad gmin - w przypadku dużych miast, na miejskich radnych - a także na kandydatów do rad powiatów i do sejmików wojewódzkich. W praktyce pokazały to wybory w 2002 roku. Od wtedy właśnie bezpośrednio głosujemy na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. A ta zmiana przyczyniła się do wzrostu zainteresowania wyborami samorządowymi.
Choć najwyższą, jak dotychczas, frekwencję w tych wyborach zanotowano dopiero w 2018 roku, wyniosła wówczas niespełna 55 procent.
Co jest jeszcze ważne z punktu widzenia historii głosowania?
Właśnie w 2018 roku wydłużono kadencję organów samorządu z 4 do 5 lat. Wtedy także nastąpiła zmiana w prawie, która wprowadziła dwukadencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, co oznacza, że swoje funkcje mogą oni pełnić tylko przez dwie kadencje.