Zapis rozmowy Jacka Bańki z o. Jackiem Siepsiakiem, jezuitą i redaktorem naczelnym kwartalnika "Życie duchowe".
Ojca niepokoi to rozemocjonowanie polityczno-społeczne tuż przed świętami?
- Raczej cieszy. Te święta nie będą takie słodziutkie. Będzie pikanteria. To dobrze, że ludzie zaczynają poważnie myśleć o rzeczach ważnych. Uważają, że od nich coś zależy. Jak widzą, że ktoś im próbuje wcisnąć, że nic od nich nie zależy to ich to denerwuje. Na święta to dobrze robi. Święta mają taką tradycję, że poza tym, że ma być ciepło i słodko, nieraz jest tak, że mają mobilizować. Są szopki, które mają wydźwięk społeczny czy polityczny. Ciekawe jaką szopkę by zrobił ksiądz Jankowski jakby żył. Może położyłby pana Jezuska na konstytucji. Także jasełka. One mają tradycję krytyki tego co się dzieje w społeczeństwie. Postać Heroda, tego tyrana, który wykorzystuje poddanych, to klasyka odniesień świątecznych. Jak będzie nam w tym towarzyszył humor to nie popadniemy w agresję i nie zniszczymy świąt. Wręcz odwrotnie. One będą ciekawe.
Słyszymy utyskiwania, że usiądziemy do stołu świątecznego podzieleni. To nic złego? To dobrze, że rozmawiamy o tych najważniejszych rzeczach? Nawet dyskusja polityczna powinna znaleźć tu swoje miejsce?
- Musi być równowaga. Jak papież mówił do swoich współpracowników to mówił o cnotach i zawsze je zestawiał w parach, które się równoważą. To ważne. Nie możemy wyłączyć świat z naszej rzeczywistości i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Chociaż w święta chcemy tego. Samo łamanie się opłatkiem jest dążeniem do podkreślenia godności człowieka. Jak czujemy, że nasza godność i wolność jest zagrożona, w tych życzeniach też jest pragnienie tego co chcemy. Są nasze marzenia. To jest ważne. Wierzę w humor Polaków. On się obudził. To spowoduje, że napięcia i trudności nie pójdą w kibolskie bicie po mordzie. To będzie coś intrygującego. Święta mają przemieniać, ale z kulturą. To niesie Boże Narodzenie. Niesie kulturę, bo mówi o rzeczach istotnych.
Mówi ojciec o humorze Polaków, że mimo różnic politycznych usiądziemy do stołu i przeżyjemy święta. Z drugiej strony może znacznie bardziej zdecydowane stanowisko powinni zając duchowni?
- Taka jest tradycja. Ludzie nastawiają uszu w święta na to co księża powiedzą. Nawet jakby nie chcieli nic powiedzieć to jak powiedzą o nocy to będzie to interpretowane. Jest taka atmosfera, że ludzie będą szukać aluzji. Duchowni nie są politologami. Nie chodzi o wyjaśnianie relacji między trzema władzami. Powinni jednak pogłębiać i dawać boże spojrzenie i nadzieje. Starsze pokolenie pamięta jak to było w stanie wojennym. Nie trzeba było mówić o polityce, żeby dać coś, co potem służyło zaangażowaniu. Nie można udawać, że nic się nie dzieje. Trzeba pomóc ludziom spojrzeć z perspektywy rodzącego się pana Jezusa, z perspektywy dziecka na ludzi, którzy są rozedrgani. To przynosi proste spojrzenie na to co jest najważniejsze. Te święta nie wytrącą oręża z ręki. One pozwolą ze społeczeństwa wydobyć to co najszlachetniejsze i uradować się, że mimo trudności reakcja ludzi świadczy, że dojrzeliśmy.
Stanowisko w tej sprawie w ostatnią niedzielę zajął kardynał Dziwisz. Mówił o tych, którzy protestują i o politykach. Ojciec oczekuje bardziej zdecydowanego stanowiska czy to co zostało powiedziane, wystarczy?
- Ta sytuacja jest okazją dla Kościoła w Polsce. Sojusz między tronem a ołtarzem nigdy Kościołowi dobrze nie służył. Wiedzą o tym biskupi i księża. To okazja, żeby pokazać jak można być z ludźmi ich sprawach, nie będąc politykami i nie biorąc udziału w rozgrywkach partyjnych. Na poziomie biskupów to jest rozumiane. Różnie bywa na poziomie zwykłego księdza. Teraz jest okazja, żeby to oczyścić.
W politycznej kalkulacji jest to, że są święta, Polacy wrócą do domów i zapomną o najważniejszych rzeczach. Nie w głowie im będzie ulica?
- Pamiętam okres stanu wojennego, jak woziłem choinki do kościoła między czołgami. Pamiętam jak ludzie lewicy byli wtedy obecni w kościele. To zatraciliśmy. Wielu ludzi teraz nie chodzi do Kościoła. To okazja, żeby bramy kościoła się szerzej otworzyły, żeby dyskusja nie była naparzanką, ale ciekawą rozmową z ludźmi, którzy znaleźli się poza kościołem. Oni mogą odnaleźć miejsce nie tylko na demonstracjach. Te demonstracje dają do myślenia. One często są głębsze niż ostatnio. Przychodzą ludzie, którzy zachowują się grzecznie. Ludzie pilnują, żeby nie było wulgaryzmów. To okazja, żeby nasza debata polityczna czy ideologiczna, która jest wszędzie, stała się kulturalna. To musi być debata, gdzie w otwarty sposób możemy rozmawiać z ludźmi, którzy do kościoła rzadko zaglądają. Teraz będzie okazja, żeby wrócić do debaty, która towarzyszyła pierwszej Solidarności. Ona dawała drugiej stronie szansę. Ten szacunek do człowieka pozwalał, że druga strona miała szansę się nawrócić. To była ta wielka rewolucja. To nie było niszczenie wroga. Zaczęliśmy od tego odchodzić. Teraz jest okazja do chrześcijańskiej debaty. Święta też są taką szansą.
Czego zatem życzyć Polakom? Jesteśmy między ideologią i polityką a życiem duchowym.
- Ja bym życzył Polakom równowagi. Żeby to były święta ciepłe, ale także przyprawione pikanterią, żeby to nie było leniwe i słodkie. Żeby to było miejsce, gdzie nasz humor sprawi, że będzie to ożywienie i poczucie wspólnoty. Rodzi się poczucie wspólnoty tam, gdzie wydawało się, że jest tylko interes. To też powrót do idei. Dla naszej babcinej kultury europejskiej to ważne. Są idee, dla których warto się zaangażować. Życzę zrównoważonych świąt, żeby dały wytchnienie i jednocześnie zmobilizowały.