Zapis rozmowy Jacka Bańki i Adama Piśko z Arturem Paskiem z Małopolskiego Kuratorium Oświaty oraz Barbarą Bohosiewicz z małopolskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.

 

Jacek Bańka: To jest takie trudne, żeby rotacyjnie 2,3 nauczycieli przychodziło do szkoły tego 22 i 23 grudnia, żeby nie było tej całej awantury?

Barbara Bohosiewicz: Awantury nie wywołali dyrektorzy ani nauczyciele. Zrobiła to pani minister wydając rozporządzenie 1 września. Mogła przewidzieć, że ta przerwa jest zbyt długa. Gdyby to przewidziała, to ta przerwa powinna być krótsza. Większość nauczycieli by się za tym opowiedziała. To jest utrudnianie życia wszystkim.

 

J.B: Szkoły nie mogą machnąć ręką? 2,3 nauczycieli by przyszło i przypilnowało uczniów.

Artur Pasek: Ja sądzę, że nie powinno być tej awantury. W państwie prawa każdy powinien znać swoje obowiązki. Faktem jest, że część rodziców nie uświadamia sobie, kiedy są dni wolne od szkoły a kiedy od zajęć dydaktycznych. Trzeba rozgraniczyć ferie zimowe i letnie. Wtedy nauczyciele mają prawo do dłuższego urlopu. W tym czasie nie ma zajęć w szkole. W okresach między świętami organizacja roku szkolnego określa, kiedy nie ma lekcji, szkoły są zobowiązane do zapewnienia zajęć opiekuńczych, o ile jest taka potrzeba. To takie zajęcia, kiedy uczniowie są na terenie szkoły i rodzice nie muszą się martwić.

 

J.B: Od tego 22 grudnia jest przerwa i szkoły nie pracują. Jak weźmiemy 2 i 5 stycznia to są to dni, które szkoły mają do własnej dyspozycji. Większość szkół decyduje, że ma wolne, ale są zobowiązane do opieki. Zmienia się system, sześciolatki idą do szkół a w pracy nauczycieli niewiele się zmienia. Nie widać chęci do opieki nad uczniami, gdy nie ma lekcji.

B.B: Uważam, że to co pan mówi jest absolutnie mylnym stanowiskiem. Nie jest tak, że nauczyciele nie mają ochoty do pracy. Gdyby ta przerwa była krótsza, to nauczyciele by się nie buntowali. Oni odczuwają brak czasu na realizację programu dydaktycznego. To, że szkoła ma być do dyspozycji dzieci, to jest marnowanie cennego czasu. To mają być zajęcia opiekuńcze. Wtedy tracą wszyscy. Każdy nauczyciel chce mieć czas na utrwalenie wiedzy.

 

J.B: Może błąd tkwi w tych dodatkowych dniach wolnych, które dostają szkoły. Jak szkoły mają możliwość zadysponowania tych dni wolnych, to je wykorzystują.

A.P: Błąd tkwi w tym, że niektórzy rozumieją te dni jako dni wolne od pracy. Może się utrwaliła taka praktyka, że jak nie ma lekcji, to szkoła nie działa. To trzeba sprostować. Pani minister chciała przypomnieć przepis, który funkcjonuje. Wiemy, że praktyka w niektórych szkołach jest inna i tam nie ma zajęć opiekuńczych.

 

J.B: Wyjaśnijmy. 2 i 5 stycznia, te dni wolne to dni z tej puli dodatkowych dni dla szkoły?

A.P: Tak.

 

J.B: Wszyscy zdecydowali, że trzeba przedłużyć przerwę.

A.P: Tak i w tym czasie muszą być zajęcia opiekuńcze dla dzieci.

 

J.B: Robią to szkoły?

B.B: Tak jest w stanowisku ZNP. Nie ma problemu. To dni ustalone przez rade pedagogiczną i rodziców dawno temu. Nauczyciele wiedzą, że są w dyspozycji uczniów.

 

J.B: Przychodzą ci nauczyciele do szkół?

A.P: Większość nauczycieli na pewno odpowie pozytywnie na taki apel dyrektorów. Pytanie czy rodzice wiedzą, że mogą tego oczekiwać. Rolą dyrektora jest sprawdzić potrzeby rodziców w tych dniach, żeby była świadomość, czy jest taka potrzeba czy nie. W wielu szkołach wiejskich takiej potrzeby nie ma. Tam są często rodziny wielopokoleniowe i one mają więcej czasu, żeby zostać z dzieckiem.

 

J.B: Ojciec sześciolatka może 2 czy 5 stycznia zaprowadzić dziecko do szkoły?

A.P: Oczywiście, że jak jest taka potrzeba, to szkoła musi być otwarta. Jak rodzice mają wątpliwości, czy szkoła zapewni opiekę dziecku w tych dniach, powinni się zwracać do dyrektora. Jak ten powie, że takiej możliwości nie ma, to będziemy interweniować.

 

Adam Piśko: Co dziecko będzie robić w szkole tego 2 czy 5 stycznia? Będzie czekać aż go odbiorę?

B.B: Jeśli rodzice zgłoszą taką potrzebę, to ja bym chciała, żeby ten czas był z dużym pożytkiem dla dziecka. Pamiętamy takie okresy, kiedy w ferie szkoły organizowały zajęcia.

A.P: Nie było wtedy takiego obowiązku.

B.B: Tak. Była jednak akcja „podaruj jeden dzień ferii uczniom”.

 

J.B: Jak to wygląda? Dyrektorzy mówią, że rodzice powinni pamiętać, iż mogą przyprowadzić uczniów do szkoły 2 i 5 stycznia?

A.P: Te dni musiały być zaopiniowane przez rade rodziców i samorząd uczniów. Jak dyrektorzy dopilnowali tego, to rodzice wiedzą, że w te dni są inne zajęcia. Jak ktoś potrzebuje, żeby dziecko czuło się bezpiecznie, to można je posłać do szkoły.

 

A.P: Skoro wszyscy są zgodni co do tych dni, to o co chodzi? W czym jest problem?

B.B: Jest to lapsus pani minister. Mógłby się resort w tym okresie zająć czymś innym a nie wywoływaniem tego niepokoju. Nie potrafię powiedzieć, jaki był cel. Szkoła na każdym pierwszym zebraniu daje informacje o organizacji roku szkolnego. Takie występowanie z apelami do rodziców jest przedświątecznym niepokojem.

A.P: Mamy oczekiwania, żeby państwo było silne i egzekwowało przepisy. Jak pani minister o czymś przypomina, to jest problem. Może jest kwestia wrażliwości, ale było to przypomnienie o obowiązującym prawie.

B.B: Ja mam nadzieję, że dyrektorzy i nauczyciele sobie poradzą. Dyrektorzy muszą podjąć mądre decyzje.