Co oznacza zmiana na stanowisku starosty tatrzańskiego? Górale nie chcą legitymacji partyjnych?
Zmiana w powiecie tatrzańskim, w którym przez dekadę starostą był Piotr Bąk z PiS, to jaka zmiana dla skalnego Podhala?
- Oczywiście zmiana na stanowisku starosty może skutkować pewnymi zmianami w charakterze działania. Tutaj historycznym starostą był Andrzej Gąsienica-Makowski. On był pierwszym starostą powiatu tatrzańskiego. Drugim był Piotr Bąk. Ja jestem trzeci. Kiedyś pracowałem z Andrzejem Gąsienicą-Makowskim jako wicestarosta. Każdy okres starostowania był nieco inny. Każdy ma swoje priorytety. Mieszkańcy bezpośrednio z dnia na dzień nie odczują zmian. Obiecywaliśmy jednak poprawę w niektórych fragmentach funkcjonowania starostwa. Na tym się skupimy. Oczywiście to też jest tak, że mamy pewną nadzieję. W naszym składzie są ludzie młodzi. Wniesiemy nieco dynamiki do działań. Pani przewodnicząca rady Agata Wojtowicz to osoba, która działa w promocji, turystyce. Wrócimy od pro rozwojowego, promocyjnego działania starostwa. Z tego żyją nasi mieszkańcy. To jest dla nas ważne.
Agata Wojtowicz jest też szefową Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. O priorytetach jednak za moment. Górale nie chcą już legitymacji partyjnych?
- Nie postrzegałbym tej decyzji jako politycznej. Chociaż tak jest przedstawiana. To rywalizacja naszych grup, które w powiecie tatrzańskim są od zawsze. Jako Jedność Tatrzańska uparcie prowadzimy naszą działalność w sposób bezpartyjny. Uważamy, że upartyjnianie samorządów najniższego szczebla to nie jest dobry pomysł. To nam przeszkadza. Było widać w głosowaniu, że dyscyplina partyjna powoduje, iż nie patrzy się na osoby i sprawy. Będziemy się starali, żeby te podziały nie szły dalej w działalności naszej rady i działania starostwa. Nie jest nam to potrzebne. Nie postrzegam tej zmiany jako zmiany politycznej, ale są osoby, które reprezentują określone środowiska. Tak to jest przypisane. Kiedyś jako Jedność Tatrzańska organizowaliśmy powiat od początku. Potem przegraliśmy, teraz jest powrót. Tak bywa w samorządach. Czasem samo hasło zmiany działa. Jak ludzie mają jeszcze o coś pretensje, dokłada to dodatkowych argumentów. Nie czuję się wielkim politykiem, ale działaczem lokalnym, społecznym, samorządowcem. Moja domena to Związek Podhalan. Nie postrzegamy tej zmiany w kategorii wielkiej polityki.
Komitety lokalne są lepsze? Podhale się odpartyjnia?
Komitety lokalne robią to lepiej? Łukasz Filipowicz, burmistrz Zakopanego, też reprezentuje komitet lokalny.
- Trudno się dziwić po tym, co wyprawia się w wielkiej polityce. Ludzie słusznie mogą być rozczarowani tymi metodami, dzieleniem Polski na pół. Czasami nawet w rodzinach nie możemy usiąść i porozmawiać, bo polityka nas dzieli. W samorządzie to też wyrządza więcej szkody niż pożytku.
Politycy z Warszawy nie będą tak fetowani na Podhalu, bez znaczenia, jaką partię reprezentują?
- Nie chodzi o fetowanie. Chodzi o uszanowanie wybranych demokratycznie władz i dobrą współpracę z nimi dla rozwiązywania naszych spraw na Podhalu. Jako ludzie bezpartyjni jesteśmy otwarci na współpracę z tymi, którzy chcą dla nas dobrze, szanują nasze poglądy i chcą pomagać tej ziemi. Myślę, że dobrze będziemy współpracować z władzami centralnymi i województwem, mimo że politycznie jest inaczej. Barwy są ważne do wyłonienia władz, potem możemy się upominać o to, co nam się należy, bez znaczenia, jakie opcje gdzie rządzą.
To, co się wydarzyło w powiecie tatrzańskim i Zakopanem, można nazwać odpartyjnianiem Podhala?
- Trochę tak.
Jakie zmiany czekają powiat tatrzański?
Co się zmieni w powiecie? O priorytetach pan już trochę mówił.
- Zasadniczo powiat jest prowadzony dobrze. Myśmy jako Jedność Tatrzańska mieliśmy porozumienie w poprzedniej kadencji z władzami PiS. Będzie kontynuacja pewnych działań. Troszeczkę wniesiemy dynamiki, pewną korektę w funkcjonowaniu starostwa. Jest nadzieja, że uda nam się skorzystać ze środków z Unii Europejskiej. Tutaj szukamy swojego pola do działania. Mając dobrą sytuację finansową powiatu, mamy zabezpieczenie na wkłady własne. Tu będzie nasza aktywność, żebyśmy nie przespali tego okresu.
Powinna zmienić się polityka turystyczna na skalnym Podhalu?
- Model turystyki to konsekwencja wieloletniej tradycji. Trudno to zmieniać decyzjami administracyjnymi. Mamy wolność gospodarczą. Przedsiębiorcy się rozwijają. W jednych miejscach wspaniale to robią, w innych próbują nadążyć. Rolą samorządu powiatowego, który ma swoje zadania, nie jest wielkie kreowanie. Włączanie się w promocje, wydawanie pozwoleń, żeby rozwój był możliwy. Nie przeceniałbym roli samorządu w tym, co się dzieje w wielkiej gościnności naszej ziemi. Wszelkie działania promocyjne i pro rozwojowe będę wspierał.
Jak promować Podhale?
W jaki sposób polityka promocyjna powinna zostać zmieniona?
- O tym porozmawiamy z burmistrzami i wójtami wszystkich gmin. Kiedyś utworzyliśmy Tatrzańską Agencję Promocji Rozwoju Kultury przy powiecie. Jakoś do tej pory zawsze było tak, że gminy były przywiązane do promocji własnej. Trudno było promować region ponad podziałami. Może wrócimy do tej dyskusji? Może będziemy wspólnie promowali Tatry, a może każdy będzie przywiązany do swojej gminy?
Da turystów pewnie nie jest to do końca jasne, kiedy zaczyna się Kościelisko a kończy Zakopane. Może model promocji skalnego Podhala wydaje się najwłaściwszy? Jaka jest pana ocena?
- Dawno to już proponowaliśmy, ale to nie jest łatwe. Trzeba się dogadać, odstąpić ze swojego. Wrócimy do tych pomysłów. Nie przeceniałbym jednak roli samorządu tutaj. Większe znaczenie ma sprawne współdziałanie podmiotów gospodarczych, Tatrzańskiej Izby Gospodarczej, Stowarzyszenia Stacji Narciarskich. Jak te stowarzyszenia będą dobrze współpracowały także z samorządem, będą kreowały dobry model turystyki, oferowali oraz lepsze produkty.
Co z dorożkami jeżdżącymi do Morskiego Oka?
Najczęściej w kontekście starostwa tatrzańskiego mówi się o ruchu koni wożących turystów do Morskiego Oka. Pan mówi, że nie będzie zakazu dla konnych zaprzęgów. To przesądzone?
- To bardzo złożona sprawa. Trudno, żeby starosta jednoznacznie o tym mówił. My układaliśmy ten trudny transport przez lata. Jest dobrze zorganizowany. Jest kontrola służb weterynaryjnych, TPN. Sami wozacy się zorganizowali w stowarzyszenie i pilnują się nawzajem. Tutaj musi być sporo spokoju. Są działania, żeby to zakończyć. Intencje tych grup są czyste? Nie wiemy. Nie jest tajemnicą, że próbowano tu wprowadzić transport elektryczny. Tego nie chcemy. Jedną z naszych cech jest pielęgnowanie naszych tradycji. Elementem tego jest gospodarowanie: hodowla owiec, która daje nam sery, oscypki i kulturę, ale też hodowcy koni. To bryczki, oprawy wesel i uroczystości. Jak nie będzie tego wsparcia, gazdowania nie będzie. Świadczenie usług w Morskim Oku jest ważne gospodarczo dla gminy Bukowina Tatrzańska, dla wozaków. Wtedy też istnieją gospodarstwa. Jak przestają istnieć, widać nieskoszone pola. Nie wygląda to dobrze. To jest wszystko powiązane. Należy to zachować dla przyszłych pokoleń. To też wielka atrakcja dla turystów.
Niemniej coś w rodzaju okrągłego stołu jest planowane z udziałem ministerstwa klimatu, środowiska, TPN, strony społecznej i samorządów. Co jest do przedyskutowania i ewentualnie do zmian w tym transporcie?
- Spotkanie jest potrzebne, żebyśmy nabrali dla siebie zaufania, że to, co jest obecnie – mimo pewnych potknięć… Na drogach zdarzają się wypadki. Ludzie mdleją na szlakach. Tak samo koniom się zdarza. Od tego nie uciekniemy. Ten moment, gdy jest zmiana władzy centralnej i w samorządzie… Niektórzy próbują to wykorzystać do rozgrzania atmosfery wokół sprawy. Dała sygnał pani minister, że wybiera się do nas. Usiądziemy i nabierzemy do siebie zaufania, że to nie jest tylko tak, jak jest jednostronnie źle przekazywane.
Hybryda? Jest koń, ale jest też wspomaganie elektryczne. Co pan na to?
- Ten projekt nie do końca się udał. Do takich rozwiązań można wracać, poprawiać je. Dyskutować trzeba. Lepiej jest, gdy spotkamy się tu na miejscu, pojedziemy do Morskiego Oka i przekonamy się. Wtedy powiemy jednym głosem.
Prawo budowlane w końcu przyjmie się na Podhalu?
Zapytam jeszcze o coś, co deklarował nowy burmistrz Zakopanego Łukasz Filipowicz. Mówił tak w pierwszym wywiadzie: na pewno się przyjmie prawo budowlane w Zakopanem. A w powiecie?
- To jest sprawa złożona, jak pan wie. Prawo budowlane to ciąg połączonych działań. Pierwsza decyzja jest w gminach, co może być gdzie budowane. Powiat jest od sprawdzenia projektu budowlanego z warunkami ustalonymi przez gminę. Wtedy można przystąpić do budowania. Pogląd ogólny jest żartobliwy, ale nie chodzi o to, żeby prawo się przyjęło, ale żeby był realizowane sprawnie. Będziemy pracować z gminami.
Coś się zmieni w planowaniu przestrzennym i zabudowie?
- O planowaniu przestrzennym nie chcę się wypowiadał. To domena samorządu gminnego. Porozmawiamy o współpracy, żebyśmy pracowali tak, aby nasi mieszkańcy na decyzje nie czekali bardzo długo.