Zapis rozmowy z Norbertem Kaczmarczykiem, posłem Suwerennej Polski, byłym wiceministrem rolnictwa:
Czy jako rolnik i były wiceminister rolnictwa bierze pan udział w protestach rolników?
Panie redaktorze, od początku tego protestu mam takie zdanie, że politycy nie powinni upolityczniać tego protestu, powinni wspierać protest przede wszystkim narzędziami, które dostali od obywateli. Jeżeli startujemy w wyborach, jesteśmy reprezentacją społeczną w kontekście pracy w parlamencie, w komisjach sejmowych, wystąpieniach na mównicy, udzielania wywiadów radiowych czy telewizyjnych, to od tego jesteśmy, bo do tego jesteśmy wybrani. Natomiast uważam, że politycy, którzy pojawiają się na protestach i próbują być po stronie rolników czy to ze strony lewej, czy prawej, czy środka, protestom nie pomagają. Politycy wychodzący na ulicę w jakiś sposób chcą oczywiście wesprzeć ten protest, ale z drugiej strony to pokazuje ich bezradność parlamentarną. Uważam, że politycy są od tego, by załatwiać sprawę obywateli tam, do czego zostali powołani, a upolitycznianie protestu, czyli pojawiali się dużej rzeszy polityków na protestach, wcale nie pomaga. Za chwilę ktoś powie, że jest to protest rządowy albo jest to przeciwko rządowi, albo jest to protest PiS-owski. W moim regionie niektórzy z Trzeciej Drogi organizowali protest, ktoś na niego nie pojechał. Dajcie ten protest zorganizować rolnikom od początku do końca. Klasa polityczna wtedy jest zobligowana, by realizować te postulaty niezależnie od tego czy jesteś z PiS-u, Platformy, Trzeciej Drogi, PSL-u musisz realizować postulaty rolników, dlatego że na ulicach jest mnóstwo niezadowolonych osób. Wtedy kasa polityczna musi się jednoczyć.
Dzisiaj jest szczyt rolniczy planowany na 14.00, za moment do tego tematu przejdę, ale jeszcze o samych protestach - jak się pan odnosi do antyukraińskich, prorosyjskich haseł, które pojawiają się na tych protestach?
Właśnie to jest próba podzielenia tego protestu. Protest jest szczególny, ma znaczenie gospodarcze dla Polski, bo jeśli chodzi o kwestie zbóż z Ukrainy, produktów rolno-spożywczych, w żaden sposób to nie jest nasza wojna. W kontekście tego, że my nie możemy tracić własnej gospodarki na rzecz Ukrainy, bo wtedy my Ukrainie finalnie nie pomożemy, więc wojna upadnie i Ukraina przegra tę wojnę, jeśli Polska będzie słaba. Nie możemy pomagać oligarchom francuskim, rosyjskim czy firmom zarejestrowanym w Luksemburgu, które mają kilkadziesiąt tysięcy hektarów na Ukrainie, bo i tak wtedy za te pieniądze Ukraina się nie zbroi. Ukraina nie buduje swojej gospodarki wojennej dzięki tym gospodarstwom. Ukraina może być mocniejsza, kiedy polski rolnik będzie mocny, kiedy Polska gospodarka będzie mocna. Jeżeli widzę prowokacje związane z Kremlem, na różnych gremiach politycznych czy gdzieś jakieś transparenty się czasem pojawiają, to uważam, to są prowokacje, mające na celu rozbicie protestu i doprowadzenie do podziału, żeby ludzie mówili „Po co ten protest? Przecież to jest niepotrzebne, o co oni walczą? O co się biją? Mają nowe maszyny”. Ja uważam, że to jest szlachetny protest, to jest protest przeciwko niszczeniu polskiej gospodarki przez samą Unię Europejską, ale również oligarchów zachodnich, którzy mają ziemię na Ukrainie. Polska fantastycznie pomogła obywatelom Ukrainy, przyjmując ich miliony na początku wojny i w trakcie wojny, cały czas pomaga, a jednocześnie chce zabezpieczyć swój interes, by być mocnym partnerem w tej części Europy. Inne rozwiązania nie mają sensu, więc te rosyjskie prowokacje się zdarzają, ale musimy zwracać na to uwagę.
MSZ przestrzega, że to może być efekt rosyjskiej agentury na rolniczych protestach. Czy mogą być w pana ocenie w jakiś sposób rozgrywane, aby podsycić nastroje antyukraińskie i antyunijne w naszym kraju?
Tak, panie redaktorze i właśnie dlatego przestrzegam moich kolegów od lewa do prawa przed tym, by się nie stawali coraz większymi rolnikami na tych protestach, bo jeżeli pojawi się za dużo danej opcji politycznej na proteście, to za chwilę na przykład rząd powie, że jest to protest PiS-owców, jeżeli pojawiają się politycy PSL-u, Trzeciej Drogi czy Platformy to wtedy prawa strona mówi, że to jest kontrolowany protest. Przestrzegam przed tym. Politycy są od tego, by wziąć się do roboty, realizować postulaty, a nie pokazywać swoją bezsilność. Prowokacje są na każdą stronę, bo protest jest mocny, skuteczny i silny. Sam Donald Tusk już widzi, że tego się nie da zamieść pod dywan, że tutaj trzeba postawić na polską rację stanu, bo się nie da inaczej. On musi z rolnikami rozmawiać, bo za chwilę mu to wysadzi rząd. Już się nie da zwalić na PiS, że PiS coś źle zrobił. Nie da się tego załatwić w Sejmie, tutaj trzeba realne działania podjąć, bo za chwilę dojdzie do pewnych dymisji, dojdzie do być może przegranych wyborów samorządowych przez tę opcję polityczną, więc oni muszą działać i nie da się tego zwalić na drugą stronę. Przestrzegam całą klasę polityczną przed upolitycznianiem protestu, należy wspierać protestujących pod kątem postulatów, a nie doprowadzać do sytuacji, w której na przykład gdzieś te rosyjskie agentury będą rozbijać ten protest, będą wpływać negatywnie na odbiór społeczny. Jeżeli nie będzie rolnika, to doprowadzi to do zubożenia polskiej gospodarki w sposób kategoryczny.
Jakiej oferty dla rolników po 14:00 pan oczekuje na szczycie rolnym?
Oczekuję, że postawimy twardo na embargo na produkty rolno-spożywcze z Ukrainy, że powiemy dość jeśli chodzi o tranzyt tych produktów, doposażymy służby na granicy, żeby miały narzędzia, żeby to nie byli ludzie, którzy się będą bać, bo pojedzie jeden, dwóch kontrolerów i nagle się okazuje, że oni są zastraszani przez jakieś mafie ukraińskie. Ci ludzie straszą polskich rolników, potem mówią, że my jesteśmy rosyjską agenturą. Na to nie może być zgody. Embargo i dopiero potem siadamy do stołu. Jeżeli Ukraina chce w przyszłości być w Unii Europejskiej, to niech wchodzi w okres przejściowy, czyli niech produkuje tak jak Europa, niech używa środków ochrony roślin takich, jak Europa, niech nie sieje z nasionem modyfikowanych genetycznie. Odchodzimy od Zielonego Ładu - jesteśmy na wojnie, jeśli chodzi o Europę, jesteśmy krajem przyfrontowym, musimy doprowadzić do wzmocnienia polskiej gospodarki, więc odchodzimy od wszystkich zielonych schematów, dajemy możliwość normalnego zarobkowania dla polskiego rolnika, uwalniamy gospodarkę i od tego zaczynamy.
Dzisiaj, jak się wydaje, nikt Zielonego Ładu nie broni, nie tylko w naszym kraju. Mówił pan o zamknięciu całkowitym granicy - to Prawo i Sprawiedliwość otworzyło oczywiście granice dla towarów z Ukrainy.
Panie redaktorze, granice otworzyła Bruksela. Było głosowanie w Parlamencie Europejskim i od lewa do prawa zagłosowali wszyscy za tym, by granice otworzyć. W momencie wybuchu wojny zboże i inne produkty rolno-spożywcze były tak drogie, że zastanawialiśmy się, czy bochenek chleba za chwilę nie będzie po 50 zł. Wtedy te ceny były wysokie ze względu na bańkę cenową, ze względu na brak przewoźników, ze względu na to, że Chiny kupowały na potęgę, bo wiedziały, że szykuje się konflikt w Europie i ceny były wysokie. Ciężko jest porównywać tamten czas, kiedy Europa chciała pomóc Ukrainie do momentu kiedy my wprowadziliśmy już później embargo, bo ceny zaczęły drastycznie spadać. My chcemy żeby po prostu Donald Tusk w obecnej sytuacji podjął takie działania, które przede wszystkim zabezpieczą interes polskiego rolnika, a potem siadać do stołu, zastanawiać się, co z tym zbożem robić. Ja się pokuszę o szybką teorię. Przecież my nie musimy rozmawiać tylko z Europą, ze Stanami Zjednoczonymi w kontekście budowy naszej gospodarki. Kiedyś była mowa o jedwabnym szlaku. Kiedyś była mowa o współpracy atomowej na przykład z Chinami. Dlaczego nie możemy zastanowić się nad tym, jak to zboże rozprowadzać, jak to zboże magazynować jako państwo? Możemy zbudować zbiorniki na przykład państwowe, zbudować polskie tuczarnie, zwierzęta byłyby tym zbożem karmione, albo byśmy rozprowadzali, sprzedawali to zboże do innych państw i to zboże nie trafiałoby na rynek. Dlaczego my zawsze się poddajemy na samym starcie? To zboże można kupić i rozprowadzić, a nie tylko i wyłącznie zastanawiać nad tym, jak to zablokować.
Czyli to jest problem logistyki? Wszyscy wskazują na przykład Rumunii.
Tak, to problem logistyki, bo gdybyśmy zboże byli w stanie na przykład przejąć nie sprzedać Chińczykom poprzez jakieś wspólne też interesy, o których była mowa kilka lat wcześniej, nie wiem, czemu tego zaniechano, wtedy byśmy byli politycznie również umocnieni na różnych frontach. Dzisiaj albo Stany Zjednoczone, albo Europa i to są dwa klincze, które mamy. Mamy za chwilę spotkanie Joe Bidena z Donaldem Tuskiem i z Andrzejem Dudą. Nie wiem, o czym będą rozmawiać z naszym prezydentem i naszym premierem. Z pewnością o bezpieczeństwie, ale co potem? Mieliśmy tajne posiedzenie Sejmu, mieliśmy szczyt we Francji, więc niepokojące sygnały idą dla Europy, jeśli chodzi o kwestie działań wojennych w Europie, na Ukrainie. Ja bym chciał żebyśmy mieli wielu partnerów pod kątem zabezpieczenia naszego państwa. Dzisiaj żywność jest bronią taką samą jak kule, taką samą jak energia i Europa cały czas się rozbraja. Jeżeli Europa, na przykład Polska, byłaby w stanie zboże kupić, ale nie wprowadzać na rynek, tylko na przykład sprzedawać dalej, to my byśmy dzisiaj byli jak jakaś potęga atomowa.
O tym mówią o specjaliści - przykład Rumunii, która skorzystała na tym, biorąc pod uwagę tę część logistyczną, infrastrukturalną, biorąc pod uwagę napływ ukraińskiego zboża.