Zapis rozmowy Agnieszki Wrońskiej z posłem Suwerennej Polski, Norbertem Kaczmarczykiem.
W Tarnowie jest coraz więcej obaw w związku z planowanym przejęciem przez Orlen Grupy Azoty Puławy. Pojawiają się obawy, jak odbije się to na kondycji całej Grupy, a przede wszystkim na kondycji tarnowskiej spółki. List otwarty w tej sprawie wystosował w poniedziałek prezydent Tarnowa Roman Ciepiela. Apeluje w nim do tarnowian, żeby stanęli w obronie Grupy Azoty. W czwartek ma odbyć się nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej w Tarnowie w tej sprawie. Czy Tarnów ma się czego obawiać?
- Trzeba wskazać, że pracownicy nie mają czego się obawiać, jeśli chodzi o ich pracę w Tarnowie. Miejsca pracy zostaną utrzymane. Zostanie to wszystko wzmocnione nawet. Wtrącę dygresję. Prezydent Ciepiela na tej sytuacji uprawia wielką politykę, stara się być obrońcą tarnowian. Jednak gdy Grupa miała największe kryzysy przy produkcji nawozów, a rolnicy kupowali nawozy po zawyżonych cenach, wtedy nie było wielkiej aktywności pana prezydenta i organizowania specjalnych sesji Rady Miasta. Spółka Grupa Azoty, jako konglomerat, musi się rozwijać. Ten rozwój zapewni współpraca z Orlenem. Pokazał to podupadający Anwil, który jest teraz w dobrej kondycji. Jest ekspansja Orlenu na stacje paliw poza granicami. Orlen jest skuteczny i jest w stanie budować wielki koncern. Orlen inwestuje. Jest 0,5 miliarda strat Grupy Azoty. To drugi producent nawozów w Europie. Musimy zbudować stabilny system. To może się stać przez współpracę z Orlenem. Straszenie ludzi to propaganda polityczna i próba destabilizacji. Nie brałbym na poważnie słów prezydenta Ciepieli. Nie ma co straszyć. Będzie spotkanie z parlamentarzystami w Tarnowie.
To spotkanie będzie z przedstawicielami związków zawodowych Grupy Azoty?
- Dokładnie. Podkreślę, że związkowcy spotkali się z prezesem Orlenu. Wyrazili przekonanie, że przejęcie Puław może być korzystne dla obu stron. Negocjacje trwają. Podstawą egzystencji obywatela jest jego przyszłość. Tutaj jestem spokojny. Nawet uważam, że zapewni to rozwój. Popatrzmy na interesy Orlenu. Gdzieś ludzie tracili miejsca pracy po przejęciu? Przeciwnie. Straszenie obywateli przed kampanią to cios poniżej pasa. Jak pracownik to dziś słyszy, powinien wiedzieć, że będzie rozwój i utrzymanie miejsca pracy.
Tu mówimy jednak o wyłączeniu spółki z Grupy Azoty, nie o wzmacnianiu jej. Nie ma obaw, że rozmontowanie Grupy obniży jej moce finansowe i doprowadzi do trudnej sytuacji?
- Nie. Przeciwnie. Były rozmowy z premierem Sasinem. Działania mają doprowadzić do rentowności, utrzymania miejsc pracy i do reakcji na rynku nawozowym. Jak koszty pracy będą coraz większe, droższe nawozy nie spowodują, że rolnicy się będą temu tylko przyglądali. Będą stawiać na rośliny niskonakładowe, do czego zachęcałem w czasie kryzysu. To soja i słonecznik. Tarnów to polski biegun ciepła. To udaje się i nie trzeba stosować takich dawek nawozów azotowych. Wtedy rolnicy szukają alternatyw, więc nawozów się mniej kupuje. Wtedy pracownicy by mieli problem. Współpraca z Orlenem w tym przypadku ma doprowadzić do stabilizacji na rynku nawozów i pracowniczym. Nie wyobrażam sobie, że nasze działania doprowadzą do zwolnienia 2000 ludzi. To scenariusz nierealny. Zrobimy wszystko, żeby rozwiać Azoty w Tarnowie, nie doprowadzać do zwolnień. Prezydent musi zrozumieć, że Zjednoczonej Prawicy chodzi tylko o rozwój.
Wybierze się pan na nadzwyczajną sesję Rady Miejskiej w Tarnowie, żeby uspokoić prezydenta i radnych?
- Sesja jest zrobiona po to w czwartek, żeby parlamentarzyści nie przyszli. Zaczyna się posiedzenie Sejmu i trwa włącznie do czwartku. Jak to ma budować dialog, uspokajanie się, to ja dziękuję. Potem się powie, że posłowie nie przyjechali, bo nie mieli czasu. Nie. Jest sesja w Sejmie, będą głosowania. Rozmawiajmy rzeczowo. Spotkanie z naszym udziałem będzie 24 lipca. Porozmawiamy na argumenty, uspokoimy. W tej sytuacji potrzebne są słowa prezesa Obajtka, premiera Sasina. To musi wybrzmieć. Oni muszą powiedzieć o sytuacji pracowników. Tego będziemy wymagać, żeby te komunikaty trafiły do obywateli. Dalsze plany muszą być znane. Będę tego wymagał, żeby z tymi dokumentami przyjść na to spotkanie. Sesji się przyglądnę, ale nie będzie tam parlamentarzystów. Szkoda, że jest w takim terminie. Kalendarz Sejmu ma wyprzedzenie. Można to było zrobić w następny poniedziałek. 4 dni nic by nie zmieniły. Prezydent Tarnowa działa propagandowo. Chce budować siebie jako ojca narodu. On atakuje za wszystko, nawet przy inwestycjach po 100 milionów w regionie, jak było przy współpracy z Ministerstwem Sprawiedliwości. Nie ma zrozumienia, jest atak. Pokazujemy z posłem Sakiem naszą skuteczność. Jest też poseł Pieczarka, która ratowała siatkówkę. Prezydent gra we własną grę. Oby to się kiedyś skończyło.
Przed nami żniwa, tymczasem Polska od miesięcy walczy z kryzysem zbożowym. Pan, jako były wiceminister rolnictwa, jak ocenia tę sytuację? Wielu rolników w Małopolsce alarmuje, że zbierze plony, ale nie będzie miało gdzie ich trzymać, bo jak twierdzą, ich magazyny są nadal pełne.
- Według wskazań ministra Telusa, magazyny się opróżniają. Za chwilę...
Minister mówi, że to 3-4 miliony ton, rolnicy mówią o 9 milionach ton.
- To zależy od propagandy ludzi opozycji. Są też powiązania być może wschodnie. Znam sytuację na rynku w regionie. Widzę ceny koło 800 zł za tonę pszenicy. Rolnicy pytają, czy dojdzie do 1000 zł, nie o pełne magazyny. Region tarnowski to zagłębie sojowe. Ta uprawa jest coraz bardziej popularna. Ponad 1700 zł jest dzisiaj cena. Przed wojną to było 1200 zł. Rolnicy przy niskim nakładzie azotów mają plon powyżej 3 ton. Bez GMO, glifosadu. Da się.
Pytam o zboże. W Małopolsce nie ma tego problemu?
- Nie powiem, czy jest problem, czy go nie ma. Rolnicy sprzedają w kilku partiach. Jak potrzebują pieniędzy na koszty, rozkładają to. To mądre gospodarowanie. Słuchanie sformułowań, żeby nie sprzedawać, bo będzie drożej i obwinianie go, to jest poniżej pasa. To bezsensowne ruchy opozycji, ale skuteczne. Udało się przykleić łatkę jednemu z naszych polityków, że on powiedział, żeby nie sprzedawać, bo będzie drożeć. To były najlepsze lata, jeśli chodzi o ceny. Nikt tego nie powie, bo każdy się boi. To były najlepsze ceny. Skakały po kilkadziesiąt procent. Każdy, kto to widział, wiedział, że to bańka cenowa spowodowana możliwością wojny w Polsce. Nie wiedzieliśmy, co się będzie działo. Miał być brak zboża w Afryce. To powodowało bańkę cenową. Jak ktoś myślał, że pszenica będzie mogła kosztować powyżej 2000 zł i czekał z towarem, to przepraszam, ale nie wiem, czy ten człowiek się zna na swojej robocie.
Czyli o żniwa jest pan spokojny?
- Jestem spokojny. Mamy jednak najniższe pogłowie świń w ostatnich latach. To około 10 milionów sztuk. Jakbyśmy mieli 20-25 sytuacja by była inna. Mając rekordy zbóż, rekordy sprzedaży produktów na eksport… Mamy 40 milionów ton zbóż i 10 milionów świń, więc są sytuacje trudne. Trzeba wrócić do dopłat do paszy, nie tylko do zboża. To powoduje problemy na rynku. Dopłata do paszy powodowała zawsze stymulację na rynku wieprzowiny, stymulowała produkcję świń w Polsce. Musimy iść w kierunku dopłat do paszy. To ma spowodować, że więcej organizmów będzie miało zapotrzebowanie na pszenicę. Trzeba wzmocnienia hodowli.