Zdjęcie ilustracyjne, fot. Pixabay
Gościem Jacka Bańki był Piotr Kempf, dyrektor Lasów Państwowych w Krakowie:
Ministerstwo klimatu chce za ostrzenia kar za rozjeżdżanie lasów quadami i crossami. Wysokość kar coś zmieni w zachowaniu tych, którzy do lasu wjeżdżają choćby quadem?
Myślę, że tak, to jest coś, o czym powinniśmy rozmawiać i myślę, że to jest temat bardzo podobny do dyskusji o zwiększaniu kar również za wykroczenia drogowe - jazdę po alkoholu, czyli konfiskata. Mandaty, które w tej chwili wystawiamy około 250 zł, to jest kwota absolutnie nieprzystająca do wartości sprzętu, często za kilkadziesiąt tysięcy czy sto kilkadziesiąt tysięcy, bo o takich quadach często mówimy. Z jednej strony niszczą las, bo jednak względy przyrodnicze są tu niezmiernie ważne, ale z drugiej strony również stanowiąc zagrożenie dla osób korzystających z lasu. Stanowią zagrożenie również dla siebie, bo w Małopolsce lasy należące do Skarbu Państwa są poprzeplatane z lasami prywatnymi. Właściciele takich lasów próbują w różny sposób eliminować tego typu zachowania, nie do końca w sposób racjonalny – na przykład są rozwijane linki, które mają powodować, że ktoś nie będzie mógł przejechać, a jadąc na motocyklu po lesie kilkadziesiąt kilometrów na godzinę, możemy po prostu tego nie zauważyć i zrobić sobie ogromną krzywdę. To jest też dodatkowe zagrożenie dla strażników leśnych, bo łapanie quadowców czy motocrossowców to jest często ogromne wyzwanie.
W wypadku recydywy możliwa byłaby nawet konfiskata pojazdu. Myśli pan, że będą politycy na tyle odważni, żeby przyjąć takie rozwiązanie?
Liczba osób, które korzystają z terenów leśnych na quadach czy crossach, nie jest tak duża jak właścicieli samochodów. Mówimy o niewielkiej grupie, której jednak szkodliwość społeczna jest ogromna.
Ile mandatów nakładają strażnicy leśni w skali miesiąca, w skali tygodnia?
To są głównie weekendy. Mamy specjalne akcje, gdzie strażnicy leśni poszczególnych nadleśnictw nawet łączą się w większe grupy, żeby można było obstawić wjazdy, wyjazdy do lasu i monitorować w większym stopniu. Wystawiają kilkanaście mandatów przez weekend. W tym roku wystawiliśmy już mandaty na 50 000 zł.
Ilu strażników strzeże lasów przed quadowcami?
W każdym nadleśnictwie jest przynajmniej dwóch strażników leśnych, którzy, pilnują porządku w lesie. Mamy 16 nadleśnictw, w których pracuje około 30 strażników leśnych, plus jeszcze pracownik straży leśnej, który jest w Regionalnej Dyrekcji.
Mają quadowcy swoje ulubione trasy, swoje ulubione miejsca?
Tak, ale gdybyśmy pewnie znaleźli takie miejsca i wyznaczyli, to oni by z nich nie korzystali, bo dla nich najważniejsza jest eksploracja, nowe miejsca, im bardziej dzikie, tym bardziej wydaje im się, że powinni je odwiedzić. Z drugiej strony, im bardziej dzikie, tym są bardziej przyrodnicze, tam jest zwierzyna, las potrzebuje spokoju, żeby mógł funkcjonować.
Możliwe jest wytyczenie miejsc dla quadowców?
Nie byłoby to racjonalne. Wyznaczenie takich tras spowodowałoby w tym jednym miejscu brak innych aktywności, bo ciężko wyobrazić sobie kogoś, żeby poszedł na spacer odpocząć do lasu, jeśli od rana do wieczora ktoś jeździłby tam na motocyklu. Z drugiej strony oni wolą nowe miejsca, przejeżdżają z jednego leśnictwa do drugiego leśnictwa.
A ile spraw strażnicy skierowali do sądu? To jest przecież łamanie prawa z premedytacją.
Cztery czy pięć spraw trafiło do sądu. W tych przypadkach kara może być dziesięciokrotnie wyższa, nawet powyżej 20 000 zł. Myślę jednak, że sądy mają dużo poważniejsze rzeczy do rozstrzygania, niż jak wysoki mandat nakładać, dlatego ważna jest próba znalezienia rozwiązania, żeby odstraszać wysokimi mandatami, czy konfiskatą sprzętu.
Jakiego rodzaju to szkody wyrządzają quadowcy? Jak długo odbudowuje się na przykład ściółka leśna czy tereny wodnobłotne?
Należy pamiętać o tym, że ten sprzęt, którym jeżdżą po lesie, waży po kilkaset kilogramów. Gdy ten sprzęt jeździ tylko po drogach leśnych czy po wytyczonych szerszych ścieżkach, szkody nie są ogromne, bo te drogi są przygotowane do tego, że można było na nich również prowadzić prace leśne czy pielęgnacyjne, gdzie czasem sprzęt cięższy wjeżdża. Zdarza się jednak też, że te osoby, które jeżdżą po lesie, nie jeżdżą po ścieżkach wytyczonych, często jeżdżą po naturalnych odnowieniach, których w Małopolsce mamy bardzo dużo. Straty czasem są ogromne. Trudno jest je oszacować jednoznacznie.
Wszystko o lasach społecznych
Na czym będzie polegać tworzenie lasów społecznych? Na wytyczaniu tego typu obszaru z już istniejących lasów, czy mówiąc wprost na sadzeniu?
Przede wszystkim na zdefiniowaniu, bo nie mamy takiej definicji w polskim prawie, czym jest las społeczny. Oczywiście jesteśmy w stanie go sobie wyobrazić, gdy zamykamy oczy, widzimy Puszczę Niepołomicką, czy nadleśnictwo Krzeszowice, dolinki podkrakowskie, jednak nie jest określone w przepisach czy w pracach gospodarczych, na czym polegają prace, które można wykonywać w lesie społecznym. Las społeczny to coś, co przede wszystkim jest magnesem dla osób odwiedzających. Pilotaż odbywa się przy dużych miastach, między innymi przy Krakowie, będzie miał na celu wypracowanie propozycji dla ministerstwa, gdzie pierwsze obszary terenów lasów społecznych będą zlokalizowane.
Naturalnie wysuwa się nadleśnictwo Niepołomice, nadleśnictwo Krzeszowice, ale w tych pracach również jest nadleśnictwo Myślenice oraz nadleśnictwo Miechów. Wspólnie ze stroną społeczną, z przedstawicielami samorządu, ale również z naukowcami, z różnymi interesariuszami, również z myśliwymi będziemy rozmawiać o tym, co można, czego nie można robić na terenie lasów społecznych i w jaki sposób ewentualnie zmodyfikować gospodarkę leśną w tym miejscu, żeby przedsiębiorcy leśni mogli sobie zaplanować rozwój swojej firmy, albo przebranżowienie, albo przesunięcie się w inne miejsce. Praca w lasach oparta jest na planach urządzania lasu, zakłady usług leśnych czy przetwórcy, którzy są na terenie również Małopolski, często swoją pracę opierają na planie urządzania lasu, który jest planem na 10 lat, w związku z tym ten rozwój do tej pory był dość stabilny, teraz mają dużą niepewność, jak to będzie wyglądało. Żeby rozwiać wszystkie wątpliwości, spotykamy się wszyscy i postaramy się wypracować pierwsze miejsca, w których lasy społeczne będą wprowadzone, a potem lasy społeczne będą mogły być implikowane w innych miejscach.
Myśląc lasach społecznych, myślimy o lasach uzdrowiskowych, takich jak nadleśnictwo, Piwniczna, o lasach w nadleśnictwie Nowy Targ, nawet Krościęko nad Dunajcem. Musimy określić, co można, czego nie można i w jaki sposób w nich gospodarować, żeby z nich jak najwięcej osób mogło korzystać i żeby byli z tego zadowoleni. Żeby nie było krytyki gospodarki leśnej, tylko żeby zarówno leśnicy jak ta strona społeczna mówiła jednym głosem.
Jakie ma być zaangażowanie mieszkańców w tworzenie lasów społecznych?
W pierwszej kolejności będziemy wyznaczać, w których miejscach powinny one być, które te oddziały, które części lasu powinny być wyznaczone. Warto pamiętać, że to nie jest to samo co lasy cenne przyrodniczo. Lasami cennymi przyrodniczo zajmują się fachowcy, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska przy współpracy z organizacjami pozarządowymi, przy współpracy z Lasami Państwowymi.
Tutaj mówimy przede wszystkim o wartości społecznej, czyli czymś, co z punktu widzenia Krakowa powiedzielibyśmy, jest takim Lasem Wolskim, gdzie gospodarka leśna w dużym stopniu jest zahamowana, jest podporządkowana temu, żeby było bezpiecznie, żeby można było z tego lasu korzystać. Musimy pamiętać, że również wielu przedsiębiorców jest związanych z lasami, gdzie ta gospodarka leśna jest prowadzona, więc musimy to odpowiednio zmodyfikować i zdefiniować. Wyniki przedstawimy po pierwszych konsultacjach, które będą we wrześniu, Ministerstwu Klimatu i Środowiska, które podejmie decyzję, w których miejscach te pierwsze lasy społeczne powstaną. To będzie proces ciągły.
Co mają przynieść miastu i jego mieszkańcom lasy społeczne?
W Krakowie jesteśmy w stanie to w dość prosty sposób zdefiniować. Nie mamy zbyt mocno prowadzonej gospodarki leśnej z punktu widzenia tego, co dzieje się w całym kraju, w większych obszarach miejskich, takich jak Gdańsk czy Wrocław, gdzie duże obszary leśne znajdują się na terenie. W Krakowie tego nie mamy. Z jednej strony możemy powiedzieć, że to nieszczęście i stąd program zwiększania lesistości miasta Krakowa, ale z drugiej strony to spowodowało, że nie mamy konfliktów społecznych w samych lasach. Mamy trochę zdefiniowanych konfliktów społecznych w nadleśnictwie Krzeszowice, gdzie była długa dyskusja na temat małej Puszczy Kleszczowskiej, ale nie są to problemy takie, że nie można prowadzić gospodarki leśnej. Strona społeczna będzie na pewno miała swoje uwagi, jesteśmy na to w pełni otwarci i gotowi.
Jakie wyzwania stoją przed Zarządem Zieleni Miejskiej?
Na koniec wrócę do czasów, kiedy był pan dyrektorem Zarządu Zieleni Miejskiej. Co zostało po zarządzaniu tą instytucją? Co zostało do zrobienia nowym władzom Zarządu Zieleni Miejskiej?
Niezależnie od tego, jak oceniana była prezydentura prezydenta Majchrowskiego, to jeśli chodzi o tereny zielone udostępnione mieszkańcom, to będzie duże wyzwanie dla prezydenta Miszalskiego, żeby zrobić to, co zrobił prezydent Majchrowski. Bardzo mocno trzymam kciuki za Zarząd Zieleni Miejskiej, za prezydenta Miszalskiego, żeby jednak podjął tę rękawicę po swoim poprzedniku i choćby zrealizował Bulwary Wiślane. To jest coś, czego nie dokończył prezydent Majchrowski, ja nie dokończyłem jako dyrektor ZZM. One proszą się o remont. Mamy sporo terenów również dookoła centrum, które można by było zagospodarowywać, udostępniać mieszkańcom. Mam nadzieję, że to będzie kontynuowane, park Grzegórzecki czeka, park Kolejowy nie może się doczekać finansowania, bo już właściwie prace się rozpoczęły, ale nie są skończone. To są rzeczy, z którymi pewnie będą borykać się przez najbliższe miesiące.
Jak rozmawiać z mieszkańcami, którzy protestują przeciw inwestycjom?
Na pewno nie pozwolić sobie wejść na głowę różnym organizacjom. Nie chciałbym być tak radykalny jak prezydent Majchrowski w ostatnim wywiadzie w Radiu Kraków, natomiast na pewno warto rozmawiać, tłumaczyć.
Być może też będzie łatwiej nieco po tych inwestycjach, które były bardzo trudne, mówię o ścieżce wzdłuż Rudawy, parku Bednarskiego, Zakrzówku. To były trudne momenty mnie, dla Zarządu Zieleni Miejskiej, gdzie fala hejtu wylewała się właściwie z każdego miejsca i trudno było wytrzymać, ale wytrzymaliśmy, zrobiliśmy. Mieliśmy ogromne wsparcie ze strony prezydenta Majchrowskiego. Trzymam kciuki, żeby prezydent Miszalski tak samo wspierał ZZM i dyrektora Pawlika w takich trudnych momentach. Trudne momenty będą zawsze, niezależnie czy będziemy rozmawiać o mniejszym, czy większym parku, o jakimś parku kieszonkowym, o Bulwarach Wiślanych. Momentów kryzysowych w starciu z tymi, którzy chcieliby, żeby zostało tak, jak jest, na pewno będzie bardzo dużo. Duża rola prezydenta, żeby wspierać, żeby czuli wsparcie pracownicy ZZM, tak jak my czuliśmy wsparcie prezydenta Majchrowskiego. Dlatego to się wszystko udało.